Aczkolwiek przyznam się bez bicia – na początku „Castle” był dla mnie serialem, który po prostu był. Pamiętam czytałem opis przed premierą I sezonu, stwierdziłem, że podziękuje i zapomniałem. Do czasu. Z racji tego, że tą majówkę przypadło mi spędzić z grypą w łóżku, kolega podrzucił mi wszystkie dotychczasowe odcinki tego serialu. Oglądnąłem – i się zakochałem. Nie tylko w samym serialu jako całości – również w pewnych jego elementach. Ale po kolei:
Scenariusz – na to składają się dwa elementy: fabuła i relacje między postaciami, jakie sami scenarzyści tworzą. Brawa bo obie rzeczy są naprawdę dobrze zrobione. Oczywiście w kwestii fabularnej można wyodrębnić 3 elementy:
a) Pojedyncze sprawy – jest to w pewnym sensie serial policyjny, do niczego się nie przyczepiam, Typowe kwestie rozwiązywania morderstw – raz to wychodzi dobrze, raz źle, ale przyznam, że kilka spraw było naprawdę ciekawych, aż szkoda, że nie rozwiązali niektórych odcinków bardziej [sprawa ze snajperem w 4 sezonie].
b) Odcinki specjalne – mam tutaj na myśli te odcinki, które składają się z dwóch części. I o ile w kwestii pojedynczych spraw mówimy tutaj o błahostkach, to te specjalne to jest wyższa szkoła jazdy – naprawdę zrobione z polotem, dobrze zagrane przez aktorów, z powodzeniem nadające się na dobry film wyjęty z tego uniwersum – mój ulubiony specjał? Zdecydowanie trzeci sezon i to co Castle zrobił z bombą :D.
c) Wątek Johanny Beckett – czyli wisienka na torcie. To jest taki wątek, gdzie mam wrażenie, że sam Richard Castle napisał. IDEALNIE poprowadzona konspiracyjna teoria, każde elementy układanki są odsłaniane naprawdę w dobrym miejscu i w dobrym czasie i co najważniejsze – Chce się więcej. Przecież na litość boską, sam rozpisałem sobie tą sprawę [coś na wzór tablicy Castle’a i sam próbuję dociec, jakie ruchy mogą zrobić scenarzyści w tej sprawie! Tak mnie wciągnęło!
Co do postaci – za dużo ich tutaj nie ma, ale są tak zrobione, że idealnie wypełniają cały serial. Naprawdę pierwszy raz w moim życiu kiedy oglądam jakiś serial nie mam takiej sytuacji pt. „Jak ja nienawidzę tej suki!”/”Jak ja go nienawidzę!” Wszyscy mi się podobają. Do niczego się nie przyczepiam. Rodzina Castle’a – marzenie, Alexis moja ulubiona :). Ryan i Esposito? Biorę w ciemno. No i najważniejsze.
Castle i Beckett – od pierwszych minut pierwszego odcinka, wiadome było, że to będzie główna para tego serialu i to widać z odległości 100 kilometrów. Pierwszy i drugi sezon można nazwać takim radosnym poprztykiwaniem się, ale sezon trzeci i czwarty to już jest inna bajka. Ich = z braku lepszego słowa, nazwijmy to romansem jest tak przedstawiony, że ja sam dokładnie siebie nie rozumiem. Bo z jednej strony scenarzyści kierują ich ku sobie, potem zrywają, znów kierują, znów zrywają, że ja czasem sobie rwałem włosy z głowy czemu oni do jasnej cholery nie wyznają sobie miłości i nie lądują w łóżku i uprawiają seks do białego rana. Jednak z drugiej strony ja chcę więcej. Ja chce więcej scen typu jak ta w tej lodówce w trzecim sezonie, chcę tego niewinnego, czasem nieświadomego flirtu, nieświadomego wyznania sobie uczuć, chcę wrzeszczeć na Castle’a, że pojawia się z jakimiś pustogłowymi blondynami jak pod koniec 4 sezonu, chcę wrzeszczeć na Beckett, że umawia się z jakimś nadętym angolem, chcę takiej wydaje się głupoty, żeby Castle przynosił po raz enty kawę dla Beckett. Każdy odcinek, prócz oczywiście fabuły, mijał mi pod znakiem „Co oni znowu zrobią”. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że miłość i związek może tą całą magię tego związku zniszczyć. Bo, wybaczcie, ale ja nie wyobrażam sobie jakoś tych dwoje obściskujących się na posterunku, czy szepczących sobie do ucha jak para nastolatków. Po prostu nie.
Na koniec chcę jeszcze jedną sprawę poruszyć
Stana Katic – wybacz Angelino Jolie, wybacz Cameron Diaz, wybaczcie wszystkie ładne hollywoodzkie gwiazdki, ale pierwsze miejsce w rankingu najpiękniejszych właśnie zostało zajęte przez nową gwiazdę. Ta kobieta… po prostu łał. W pierwszym sezonie jakoś nie dostrzegałem tego, ale w drugim jak zapuściła włosy, naprawdę parę razy zatrzymywałem serial, żeby się napatrzeć. Po prostu, brak mi słów, żeby powiedzieć cokolwiek sensownego, po prostu… łał. Jeżeli nie podobają ci się w tym serialu zagadki kryminalne, uważasz, że scenariusz jest do dupy tak samo jak postaci, to gwarantuje przynajmniej męskiej części publiczności, że na tą panią warto zawiesić oko, ponieważ jest niesamowitym walorem tego serialu. A jeżeli ona również ci się z wyglądu nie podoba – to sorry, ale w mojej książce jesteś gejem. Oczywiście to ostatnie było od facetów ;-).
Podsumowując – serial genialny. Czekam na finał 4 sezonu [promo: http://www.youtube.com/watch?v=8w6RzzL0Un8 – Hura, wątek matki Beckett powraca!], oczywiście mam nadzieje, że piąty sezon będzie. Swoją droga rozpisałem się trochę, gratuluje wszystkim i dziękuje oczywiście, że ktoś to przeczytał :P.
Ocena? 10.
Przeczytałam i popieram w 100%. Ja również niedawno odkryłam ten serial i zakochała się od pierwszego odcinka. Podoba mi się wszystko. Ale najbardziej relacjeCastle-Becket. Zgadzam się z Tobą, że Stana wygląda obłędnie w długich włosach. A Nathan - ten uśmiech. Przeczytała na forum opinię, że bardzo fajną rolę odegrał w serialu Firefly i nie zawiodłam się. Polecam.
Też nie mogę się doczekać jutrzejszego odcinka. Będę oglądać we wtorek i mimo, że mój angielski nie jest najlepszy nie będę czekać na napisy. Potem zrobię powtórkę - a po obejrzeniu promo już wiem, z niektóre sceny będę oglądać po kilka razy.
Jak już wspomniałam w innej dyskusji Castle i Becket wyznają sobie uczucia ale nie będzie to oficjalny związek więc chyba w kolejnym sezonie nadal możemy liczyć na ukradkowe spojrzenia, wybuchy zazdrości i wspomniane przez Ciebie rozstania i powroty.
Mnie osobiście serial przypomina trochę NCIS (chociaż na początku też Castle mnie nie przekonywał ale potem przekonałem się że ten serial ma duży potencjał) i może dlatego ogląda mi się go bardzo dobrze (swego czasu próbowałem zmusić się do obejrzenia CIS (nie pamiętam już którego) i stwierdziłem że wolę zdecydowanie oglądać te seriale które są jak mnie najlepsze Navy NCIS (oglądanie radze zacząć od pilotowych odcinków w serialu JAG (odcinki ósmego sezonu - Królowa Śniegu i Stan zagrożenia - jako wprowadzenie do pierwszego sezonu), Castle oraz niemiecki serial Kobra:Oddział Specjalny (osobiście polecam oglądać od drugiego sezonu).
Oglądałam Castle od 1 odcinka 1 sezonu, jak tylko pojawił się na ABC. Irytowała mnie trochę postać Ryśka, ale tylko pozornie, bo widziałam w jego historii, umiejętnościach i rodzince wiele możliwości. Mimika Filliona powala, to doskonały aktor zarówno komediowy, jak i sprawdza się w partiach dramatycznych.
Od początku doceniłam wizualne piękno serialu, muzykę, potencjał ciekawych postaci i ich wzajemnych relacji, a także wiele innych. Są tu niegłupie dialogi, sensacja przeplata się z komedią i szczyptą dramatu. Odcinki o mamie Kate bywają wisienką w torcie, ale zwykle to zbyt kwaśna wisienka. Jej kwas wynika z przegadania, ale dramatyzmu mają tyle, co cały serial. To duży plus.
House MD, Mentalist, Lie to me, czy Bones przestawały mnie interesować jak tylko wyczerpały potencjał swoich atutów i wciąż stały w miejscu lub ewoluowały dryfując ku gorszemu. Castle w 4 sezonie, w moim odczuciu, przeszedł małe załamanie, ale końcówka świadczy o tym, że scenarzyści jeśli chcą się postarać, to potrafią. Może warto pokusić się o małe rewolucje fabularne i zabawy konwencją? Twórcy "The X Files" dużo eksperymentowali i udało się im zatrzymać publiczność, z różnym powodzeniem, na 10 sezonów.
Oczekiwanie na 5 sezon Castle będzie się dłużyć, bo wierzę, że 5 może być ciekawa.
Ja kiedyś przypadkiem wpadłam na już któryś z kolei ocinek 1 serii, kiedy już leciał na Universal... Zobaczyłam jeden i tak się zaczęło. Siedziałam po nocach aż zobaczyłam wszystkie.
Ja również przeczytałam i nie ma fragmentu z którym się w 100 % nie zgodzę. Nawet komentarze miałam podobne ^^ Dokładnie jak ty czasami miałam ochotę wrzeszczeć na Castle'a, czasami na Beckett. Ale finał 4 sezonu polecam. Ale 5 sezon musi być!