Sam Rockwell jest wielki. Szczęka mi opadła i długo nie wróciła na swoje miejsce. Wzięło z zaskoczenia.
Serio? Tak Cię kręcą dewiacje seksualne? No ja się prawie porzygałem. Sorry, ale mnie takie rzeczy nie kręcą. Co też świadczy o Twojej delikatności w wyłapywaniu piękna. Widać, że bliżej Twoim żądzom do satanistycznego Hollywood, gdzie takie wartości są na porządku dziennym. To takie oswajanie się z wynaturzeniami Duszy.
Tu bardziej chodzi o grę aktorską i całokształt sceny, aniżeli treść. Ta treść jedynie dodaje jedynie tego z jak dobrą grą potrafił przełożyć tak porąbaną treść, raczej każdy z nas miał reakcję jak Goggins w tej scenie. Tak autentycznie zagrać coś tak porąbanego to naprawdę talent :D
Tu po części masz rację. Choć ten materiał do przerobienia mną osobiście wstrząsnął. Myślę nawet, że pozostał w mojej pamięci w formie obskurnej dewiacji i już nie mogę odzobaczyć :)
Tu raczej nie chodziło o żadne wynaturzenie, raczej o rolę jakiej facet poszukuje w łóżku albo o zwykły homoseksualizm.
Bardziej o zwykłe odkrycie, że jest się gejem. Dla mnie blah. Sorry ale wzięło mnie na wymioty. Ogólnie w kolejnym odcinku poszli jeszcze dalej i kazirodcze czynności seksualne braci po całości na nie. Rozumiem chęć podniesienia oglądalności, ale jak dla mnie mogliby sobie darować takie dewiacje. Nie dla mnie. Sorry.
Spotkałam się z ciekawą sugestią, że było to nawiązanie do buddyjskich koncepcji braku czegoś takiego, jak stała tożsamość, jednolite Self (oczywiście można dyskutować o dobrym smaku). Zauważmy, że w tym sezonie mamy zderzenie Zachodu z Buddyzmem. Buddyzm mówi o chciwości (Ratcliffowie), nienawiści (Rick) i iluzjach (trzy "wiecznie młode" przyjaciółki) jako przeszkodach w wyrwaniu się z koła cierpienia i kolejnych wcieleń. Dla mnie to był też świetny monolog o uzależnieniach:)
Dla mnie ten monolog to jak "zegarek w dupie" z Pulp Fiction, słuchasz do końca zdebiały, a potem myślisz sobie"co ja własnie słyszałem????" wtf?