Jestem świeżo po seansie finałowego 2-godzinnego odcinka bo nie umiałam się doczekać na wersje z lektorem i jestem w takim emocjonalnym zawieszeniu, że nie wiem czy zasnę.
Nie wiem co ten serial ma w sobie, bo jasne - nie jest tu wszystko idealne - ale wciąga po pięty. Już koniec i czuję się, jakby mi coś...
Żyję na tym świecie już sporo ponad pół wieku. W tym czasie obejrzałem wiele dzieł filmowych ... ale jeszcze nigdy nie widziałem czegoś tak DOBREGO. Bark mi słów aby to opisać ...
Obrzydza mnie, po raz wtóry, pokazywanie scen z dziwnych upodobań seksulanych Donalda Whitfielda. Mało to wnosi do całej opowieści. My już wiemy kim on jest i jakie ma upodobania. Scenarzyści mogliby wracać do tego tematu bardziej w domyśle, ponieważ miało by to więcej smaku.
Ilość głupot w tym serialu jest zatrwazajaca. Mam wrażenie że nastąpiła kumulacja w jednym odcinku aż głowa boli. Na kolanie ktoś to pisał czy co?!
Finałowy odcinek za mną. Najlepszy z całego sezonu. Strzelaniny rewelacyjne, historia miłosna magiczna (chusteczek mi zabrakło), historia z Indianką też świetna. No cóż, kolejny serial z Dutton'ami, który wchłonęłam, jak gąbka.