Wykonanie techniczne razi po oczach swoim kiczem i niechlujstwem. Kostiumy wyglądają, jakby były wypożyczone z teatru, dodatkowo aktorzy w groteskowych perukach i doklejanych brodach wyglądają,
W dzisiejszych czasach seriale coraz bardziej zaczynają przypominać wielkie kinowe widowiska. Ogromne budżety, wielkie gwiazdy, fantastyczne scenariusze oraz imponująca realizacja. "Korona królów" reklamowana była jako telenowela osadzona w realiach XIV-wiecznego Królestwa Polskiego, która jest naszą rodzimą odpowiedzią na tureckie "Wspaniałe stulecie". Niestety rzeczywistość okazała się bezlitosna i "Koronie królów" bliżej do osławionego "Wiedźmina" z 2002 roku aniżeli do "Dynastii Tudorów" czy "Rodziny Borgiów".
Fabuła serialu skupia się na losach Kazimierza Wielkiego (Mateusz Król) – ostatniego króla z dynastii Piastów na polskim tronie. Obserwujemy losy jego rodziny na przestrzeni lat, od rządów jego ojca – Władysława Łokietka (Wiesław Wójcik) – aż po czasy jego panowania. Historia skupia się zarówno na politycznych intrygach o władzę, jak i na relacjach króla z jego dworem.
Po premierze pierwszych odcinków w internecie zawrzało. Internauci kpili z hitu TVP, nazywając go m.in. "superprodukcją specjalnej troski". Na odpowiedź twórców nie trzeba było długo czekać. Ci jednak, zamiast skupić się na wadach swojej produkcji, szybko zgonili winę na internetowych "hejterów", którzy jako zakompleksieni nieudacznicy życiowi krytykują wszystkich i wszystko. Odstawmy jednak zjawisko wirtualnego "hejtu" na bok. "Korona królów" to po prostu bardzo zły serial, który nie broni się na żadnej płaszczyźnie.
Wykonanie techniczne razi po oczach swoim kiczem i niechlujstwem. Kostiumy wyglądają, jakby były wypożyczone z teatru, dodatkowo aktorzy w groteskowych perukach i doklejanych brodach wyglądają, jakby wybierali się na imprezę karnawałową albo bal przebierańców. Ponadto scenografia jest niezwykle uboga, zdjęcia trącają amatorką, widać, że operatorzy nie mają pojęcia, jak filmować opowieści tego typu. Jedynie wybór lokalizacji jest trafiony, ale to raczej zasługa pięknych polskich plenerów, a nie zmysłu filmowego twórców. Bez odpowiednich nakładów finansowych nie ma co się zabierać za takie kino. Już nawet fanowskie ekranizacje historii z tolkienowskiego Śródziemia były lepiej zrealizowane od strony technicznej.
Biedny i tandetny wygląd formalny "Korony królów" można jeszcze jakoś wytłumaczyć przez brak pieniędzy i brak doświadczenia w tworzeniu epickich opowieści. Niestety od strony scenariuszowej i aktorskiej dzieło TVP prezentuje się równie tragicznie. Aktorzy ubrani w komiczne kostiumy beznamiętnie dukają swoje kwestie. W serialu nie ma realistycznych dialogów, bohaterowie wygłaszają puste slogany. Widocznie twórcy za punkt honoru postanowili, że ich "dzieło" będzie pełnić funkcję dydaktyczną dla niedouczonych widzów, którym nie chciało się w szkole przeczytać podręcznika do historii. W swojej recenzji nie będę się znęcał nad każdym poszczególnym aktorem, ponieważ niemalże cały kolektyw utrzymuje poziom żenady z "Trudnych spraw" czy innych "Pamiętników z wakacji". Żeby nie było, że tylko się czepiam, pozytywnie wyróżnić chciałbym Halinę Łabonarską, wcielającą się w rolę królowej Jadwigi. Szkoda tylko, że aktorce partnerują same miernoty grające jak gimnazjalna młodzież na szkolnej akademii.
W "Koronie królów" najbardziej szkoda zmarnowanego potencjału, jaki drzemał w tej historii. Opowieść o losach średniowiecznych władców Polski to naprawdę materiał na wiele wybitnych filmów czy seriali. Język, jakim posługują się serialowi bohaterowie, jest zbyt współczesny, postaci nieciekawe i płytkie, a historia – nudna i nieangażująca. Niestety, jak ma ta historia wciągać, skoro jedną ze scenarzystek jest Ilona Łepkowska, kobieta odpowiedzialna za takie barachło jak "Klan", "M jak miłość" czy "Barwy szczęścia". Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że największym problemem polskiego kina jest nie tyle brak odpowiednio wysokich nakładów finansowych, ile brak zdolnych scenarzystów, którzy potrafiliby stworzyć ciekawe, nieopatrzone historie jak dzieje się to m.in. w Skandynawii czy we Włoszech.