Zapewne nieraz zastanawialiście się, kiedy powstanie serial łamiący wszystkie dotychczasowe schematy. Kiedy patrząc w ekran zamiast znudzenia poczujemy niepewność i dreszczyk emocji z każdą
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Zapewne nieraz zastanawialiście się, kiedy powstanie serial łamiący wszystkie dotychczasowe schematy. Kiedy patrząc w ekran zamiast znudzenia poczujemy niepewność i dreszczyk emocji z każdą upływającą minutą, a po zakończeniu jednego odcinka będziemy wyczekiwać na następny jak narkoman, któremu skończył się towar. "Breaking Bad" jest właśnie takim narkotykiem, ale o pozytywnym działaniu.
Główny bohater serialu, Walter White (Bryan Cranston), wydaje się uczciwy i spokojny. Zmaga się z takimi samymi problemami jak każdy z nas. Niestety, to tylko pozory. Przez większość życia nieudolnie próbował dorobić się swojego małego skrawka ziemi. Próbował i na tym się skończyło... ale nie na długo.
W życiu przychodzi taki moment, kiedy trzeba wybrać, co jest dla nas najważniejsze. I właśnie ta decyzja spowodowała całą serię wydarzeń, o których serial opowiada. Historia dla wielu z nas mogłaby się wydawać banalna. Mężczyzna z pięćdziesiątką i kryzysem wieku średniego na karku pod wpływem negatywnych wydarzeń (nowotwór płuc, narodziny dziecka, problemy finansowe) zaczyna zajmować się wytwarzaniem narkotyków, aby zabezpieczyć swoją rodzinę materialnie. Czy aby na pewno to jest główny powód? To supeł, który wraz z oglądaniem kolejnych sezonów powoli się rozplata.
Najważniejszą zaletą tego serialu jest jego niesamowity, wręcz magiczny klimat. Nowy Meksyk, przepiękne krajobrazy otaczające Albuquerque - miasto, w którym rozgrywa się akcja. Można by rzec jedno - raj dla człowieka. Ale to tylko złudna powłoka. Za nią kryją się morderstwa, przemoc, narkotyki i najgorsze możliwe scenariusze. Mimo wszystko, nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać - na poprawę nastroju twórcy zaserwowali nam ogromną dawkę czarnego humoru, ironii, groteskowego podejścia do wielu spraw.
Kolejna rzecz, którą nie sposób ominąć, to oczywiście gra aktorska. Bryan Cranston jest dowodem na to, że można nie tylko wcielić się w rolę, ale również przenieść cząstkę siebie do granej postaci. Kto inny potrafiłby ukazać dwa odmienne charaktery zamknięte w jednej osobie? Na uwagę zasługuję również Aaron Paul (Jesse Pinkman), druga najważniejsza postać, która razem z Cranstonem tworzy mieszankę wybuchową podobną do nitro i gliceryny. To właśnie jego kreacja jest głównym czynnikiem wywołującym uśmiech na naszej twarzy.
Czego nie znajdziemy w wielu innych produkcjach? Zdecydowanie rozsądnego podejścia do pracy przez scenarzystów. W tym przypadku jest całkowicie odwrotnie. Dialogi i zachowanie bohaterów wyglądają na naturalne, nie ma tutaj wszechwiedzących policjantów czy głupich do szpiku kości kryminalistów. Wszystko jest wyważone na tyle dobrze, że w pewnym momencie zastanawiamy się: "czy ja oglądam serial czy sam biorę w nim udział?". A co sprawia, że możemy się tak poczuć? Otóż genialna praca kamery i ścieżka dźwiękowa! Długie ujęcia zabarwione trzymającą w napięciu muzyką to już wisienka na torcie. A któż by nie chciał się nią delektować?