KOTOR: Edycja rodzinna

Ledwo co galaktyka uporała się z samobójczym planem Revana, a nowe Imperium jawi się na horyzoncie jako zagrożenie dla znanego nam świata. Oto w skrócie dzieło Bioware, znanych jako mistrzowie
Ledwo co galaktyka uporała się z samobójczym planem Revana, a nowe Imperium jawi się na horyzoncie jako zagrożenie dla znanego nam świata. Oto w skrócie dzieło Bioware, znanych jako mistrzowie świetnych RPG-ów z kapitalną fabułą.

Co mnie zbyt nie zaskoczyło, gra podopiecznych EA fabułą nie zawodzi nawet w najmniejszym stopniu. "Star Wars: The Old Republic - Knights of the Fallen Empire" opowiada ciekawą historię "nowego projektu" złowieszczego imperatora - Wiecznego Imperium, które to planuje podbić i ustalić nowy ład w galaktyce.

Wraz z biegiem opowieści graczom przychodzi poznać ciekawe postaci takie jak Arcann i Vaylin, czyli dzieci imperatora, Senya Tirall, rycerz z Zakuul, która porzuciła posterunek, czy dezerter Koth Vortena. Twórcy postanowili rozwinąć również kilka postaci znanych z poprzednich ekspansji, np. Lanę Beniko i Therona Shana. Tutaj Bioware również nie poległo, większość postaci to ciekawe i skomplikowane charaktery, do których osobiście odczuwałem sporo empatii. Jedyny wyjątek stanowi wspomniany wcześniej Koth Vortena, do którego nie mogłem się przekonać. Przez pierwszą część rozgrywki ma rolę moralizatora całej drużyny, przeciwwagi dla stanowczej i chłodnej Lany Beniko.

Jednym z ciekawszych wątków całej opowieści staje się sama Moc, a raczej sposoby jej pojmowania. W grze pada kwestia, jakoby Arcannowi i jego rycerzom siły dodawało nietypowe spojrzenie na Moc jako nagrodę za dobrą służbę. Wątpliwości i chęć rozmyślania nad naturą tej niezbadanej siły podsyca wybór planety Odessen jako siedziby Wiecznego Sojuszu. Jest on o tyle ciekawy, że Moc na tej planecie istnieje w doskonałej równowadze. Rzuca to nowe, filozoficzne wręcz światło na pojmowanie Mocy jako dwóch wzajemnie napędzających się sił w drodze do potęgi. To również jedna z wielu mocnych stron opowieści o rodzinie imperatora, mądre i sensowne podejście do tak ciekawych kwestii.

Jak to na RPG-a przystało, graczowi zostanie dane podjąć się ciekawych i trudnych wyborów (czasami pełnych straconych żyć, a czasami zabawnymi) z najróżniejszymi konsekwencjami. Tu również Bioware nie zawodzi i już w pierwszym rozdziale możemy zdecydować czy uratować grupę żołnierzy, czy dla bezpieczeństwa zamknąć hangar. Zresztą cała opowieść stoi na fundamencie z decyzji graczy. Osobiście polecam sięgnąć po tytuł więcej niż raz (np. na różnych postaciach) i sprawdzić różne biegi wydarzeń.

Parę słów o rozgrywce. Bioware pozostało przy znanym z podstawki stylu walki dla (o ile mi wiadomo) wszystkich klas. Z kolejnymi rozdziałami przychodzi nam poznać siły wroga, czyli w znacznej mierze Skytrooperów, którzy szybko staną się obiektem nienawiści niemasochistycznej części grających. Pojawiają się znikąd, a nie imają się ich nawet klasy wyposażone w niewidzialność. Niestety, wrogie wojska w większości składają się z tych irytujących droidów. Na pomoc przychodzą jednak ciekawi bossowie, jak np. Heskal, tajemniczy zakuulański prorok podążający za przeznaczeniem, czy droid GEMINI, którego historia staje się furtką do jednego z najlepszych wątków w drugiej części opowieści o imperium Zakuul - "Star Wars: The Old Republic - Knights of the Eternal Throne (2016)Knights of the Eternal Throne").

Innym plusem jest oprawa wizualna, która nadal stawia na realizm z nutą komiksowości, choć studio zdecydowanie mogło sobie pozwolić na więcej. Modele głównych postaci są ładniejsze niż nas do tego przyzwyczaiła podstawka. Na pochwałę zasługuje również główna stylistyka. W kontekście imperium króluje złoto i najróżniejsze bogactwa. Jednak Zakuul ma również swoją mroczną, brudną stronę. Tytuł ma niesamowity klimat, we wszystkich lokacjach nieco inny, np. ulice Zakuulu to przepych i czystość, stacja GEMINI to tajemnica i technologia. Każde miejsce ma własne niezwykłości.

Na ten niesamowity klimat składa się również ciekawa muzyka. Choć może nie odbiega za bardzo od podstawowej wersji gry, to gdzieniegdzie ma przebłyski. Gdzieś wejdą doniosłe chóry, gdzieś wejdą liryczne smyczki. Osobiście uważam, że to działa.

"KOTFE", o ile nie jest od niego lepsze, to przynajmniej dorównuje jednemu z poprzednich dzieł studia Bioware - "KOTOR-owi". Na korzyść tego pierwszego przemawia na pewno sensowne drugie dno. To opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie, porzuconych dzieciach i tłumionych emocjach, które przeistaczają się w atomowe bomby nienawiści i bólu. Według mnie tytuł ten bez najmniejszych wątpliwości może być uważany za najlepsze, co spotkało tę galaktykę, bo wyczuwam tu spore stężenie midichlorianów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones