Recenzja gry PC

Elex (2017)
Björn Pankratz
Artur Kruczek
Adam Szyszkowski

Patchworkowa przygoda

"Elex" to przedstawiciel old-schoolowych erpegów akcji, nie stara się być grą dla wszystkich. Na wstępie wymierza graczowi celny prawy sierpowy, poprawia z kolanka w brzuch, by na koniec dać
Ostatnia gra niemieckiego dewelopera Piranha Bytes "Risen 3: Władcy Tytanów", choć sama w sobie bardzo dobra, skończyła się nijako, absolutnie niczego nie wyjaśniając i zostawiając gracza zbitego z tropu. Dlatego też większość graczy, w tym i ja, czekała na "Risena 4", który w miarę sensownie pozamyka wszystkie wątki godnie wieńcząc serię. Tak się jednak nie stało, gdyż twórcy najwidoczniej sami nie mieli pomysłu jak to dalej pociągnąć, wybrali więc ucieczkę do przodu i stworzyli zupełnie nową markę. Zapowiedź "Elex" zapewne dla wszystkich była zaskoczeniem, tak samo jak i dziwaczne uniwersum łączące sc-fi, fantasy oraz post-apo. Wielu pewnie myślało, że to nie może się udać, a jak jest w istocie?



Opowieść kręci się wokół tytułowego eleksu, tajemniczego minerału, który znalazł się na planecie Magalan za sprawą komety. Uderzając w planetę, stała się ona przekleństwem, powodując ogromne zniszczenia oraz niemalże zagładę ludzkości, jak i błogosławieństwem dla tych co przetrwali, dając nowe możliwości i będąc nowym źródłem energii. Niedobitki podzieliły się na kilka stronnictw: Berserków, Kleryków, Banitów oraz Albów. Każda z tych frakcji ma inne cele i pomysł na wykorzystanie cennego surowca. Berserkowie przerabiają elex na manę, dzięki czemu dysponują magią. Ich głównym celem jest odbudowa planety przy pomocy Wszechserc, za sprawą których roślinność błyskawicznie się rozwija na zniszczonych terenach. Klerycy z pomocą eleksu rozwijają technologię, tworząc m.in. broń energetyczną, mechy, a także poszerzając swoje zdolności psioniczne. Banici zaś zamieszkują pustynię i bogacą się na znalezionym na niej złomie. Tajemniczą substancję wykorzystują do tworzenia dopalaczy dających na krótki czas nadnaturalne zdolności. Niebieskie kryształki eleksu to też główna waluta na Magalanie, co mimowolnie budzi skojarzenia z Górniczą Doliną.

My zaś wcielamy się w Jaksa, albskiego dowódcę, który wylatuje na tajną misję. Celem Albów bowiem jest zgromadzenie całego eleksu znajdującego się na planecie przy użyciu konwerterów. Kosztem utraty człowieczeństwa i wyzbycia się uczuć zażywają oni elex, który daje im niezrównaną potęgę. Coś jednak idzie nie tak, oblatywacz naszego protagonisty zostaje zestrzelony, a sam bohater błyskawicznie skazany na egzekucję za niepowodzenie misji, z której cudem uchodzi z życiem. Na początku, tak jak w grach Piranha Bytes bywa, znajdujemy się pośrodku nieznanego terytorium, samotni, słabi, pozbawieni pancerza. Będziemy musieli dowiedzieć się, kto i dlaczego nas zdradził. Ci, do których Jax należał, stają się więc naszymi naturalnymi wrogami, a dotychczasowi oponenci potencjalnymi sojusznikami. Po raz pierwszy w grze niemieckiego producenta wcielamy się w bohatera z imieniem, o znanej przeszłości. To głównie ona jest motorem napędowym całej fabuły, zaś Jax jako protagonista nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nieraz rzuci jakimś żartem czy mocniejszym tekstem i z czasem można go polubić. Sam główny wątek skupiony wokół wojny frakcji jest całkiem intrygujący, ma swoje momenty, choć im bliżej końca, tym więcej jest niedopowiedzeń i urwanych wątków. "Elex" zaskakuje przede wszystkim jakością zadań pobocznych, ilością sposobów na ich wykonanie oraz konsekwencjami tychże. Sporo kwestii dialogowych zależnych jest od naszych umiejętności co stwarza możliwość innego podejścia do napotkanego problemu. Podobnie jak w dwóch ostatnich "Risenach" na swej drodze spotykamy postaci, które mogą towarzyszyć nam w trakcie przygody. Może nie zżywamy się z nimi jakoś bardzo, ale dla każdego z kompanów możemy wykonać zadanie, a z jedną z dwóch pań nawiązać romans. Gdybym miał się jeszcze do czegoś przyczepić, jeśli chodzi o fabularny aspekt gry, byłyby to cut-scenki, które mogłyby być ciekawiej zrealizowane.



Magalan jest ogromny i różnorodny. Tak jak zapowiadali twórcy, jest to ich największy świat, lecz przy tym nie stracił tego z czego słyną gry Piranha Bytes: świetnego projektu i zagospodarowania przestrzeni. Mnóstwo jest tutaj najróżniejszych zakamarków, a jego eksploracja daje autentyczną radość. Wypełniony jest masą zawartości bez typowych dla współczesnych tytułów zapychaczy. To jeden z tych światów, które trzeba kilkukrotnie przemierzyć wzdłuż i wszerz, by mieć pewność, że znalazło i zobaczyło się wszystko. Eksploracja w "Elex" sprawia frajdę także dzięki jet-packowi, co do którego wcześniej miałem wątpliwości. Wystarczyło jednak kilka pierwszych godzin, bym się do niego przekonał. To jeden z lepszych gadżetów, jakie widziałem ostatnimi czasy w grach. Sprawdza się nie tylko w eksploracji, która stała się bardziej wertykalna niż kiedykolwiek, ale również w walce. Magalan składa się z kilku regionów: pokrytych bujną roślinnością Edanu i Abessy, które klimatem przypominają typowe średniowieczne fantasy, jakie mogliśmy zobaczyć m.in. w serii "Gothic", pustynnego Tavaru, gdzie urzędują Banici, a atmosfera tam panująca przypomina krzyżówkę "Fallouta" i "Mad Maxa". Oprócz tego jest jeszcze wulkaniczny Ignadon, siedziba Kleryków oraz mroźny Xakor na północy, gdzie znajduje się główna baza Albów. W tych dwóch ostatnich regionach mamy do czynienia z klimatami science-fiction. Choć miałem związane z tym obawy, to wymieszanie fantasy z post-apo i danie jeszcze na dokładkę sci-fi absolutnie nie raziło w oczy, gdyż podstawy tego miszmaszu są rozsądnie wyjaśnione. Całkiem fajnie to się przeplata, twórcy dosyć sprawnie z tego wybrnęli, choć wcześniej wydawało się, że porwali się motyką na słońce.

Niektórzy gracze mogą się szybko od gry odbić, gdyż dość sporo czasu mija nim można w miarę bezstresowo poruszać się po kontynencie. Jednak gdy już przyłączymy się do jednej z frakcji i popchniemy nieco wątek główny, to nasza postać staje się na tyle silna, by móc walczyć z większością przeciwników jak równy z równym. Wtedy też "Elex" daje najwięcej satysfakcji, bo nie trzeba chyłkiem przemykać po świecie i uciekać przed wszystkim, co się rusza. Walka może czasami budzić irytację przeciwnikami spamującymi serią ciosów przerywającymi nasz atak, słabymi hitboxami czy zbyt małą responsywnością. Może nie jest to najlepszy model walki ze wszystkich gier niemieckiego studia, ale da się opanować w takim stopniu, by potyczki sprawiały frajdę. Zmiany sytemu walki względem dwóch ostatnich "Risenów" są jak najbardziej na plus. Nie oczekiwałem, że "Elex" będzie strzelanką, więc feeling strzelania, a raczej jego brak, mi nie przeszkadzał. Dostępny arsenał z racji różnorodności settingów to coś, co wyróżnia najmłodsze dziecko Piranha Bytes na tle innych gier. Jest tego sporo: miecze, łuki, kusze, broń palna, laserowa, plazmowa, wyrzutnie rakiet i wiele innych. Na dokładkę jest jeszcze magia, którą posługują się Berserkowie, oraz moce psioniczne dla Kleryków. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zastosowanie jet-packa w walce. Fajnie jest się wznieść i z góry ostrzeliwać przeciwników z łuku, broni palnej albo korzystając z magii. Jeśli chodzi o menażerię, z którą będziemy walczyć, to jest to wachlarz typowy dla gier niemieckiego studia. Zwłaszcza, jeśli ktoś grał w dwa ostatnie "Riseny", spotka wiele znajomo wyglądających potworów.
 


Rozwój postaci zbliżony jest do tego, co widzieliśmy w "Risen 2" i "Risen 3". Mamy kilka atrybutów, które samodzielnie rozwijamy, oraz pięć drzewek umiejętności odpowiedzialnych za walkę, rzemiosło, charyzmę oraz po drzewku dla każdej frakcji. Umiejętności, jak w każdej grze Piranha Bytes, uczymy się u nauczycieli. Ułatwieniem jest, iż teraz każdy trener może nauczyć nas wszystkich umiejętności z danego drzewka. Nie mogło zabraknąć wytwarzania przedmiotów. Przy specjalnych warsztatach można ulepszać broń, tworzyć amulety, warzyć eliksiry i wytwarzać dopalacze. Przy ogniskach zaś możemy sporządzić sobie jedzenie, które przywróci więcej punktów życia. Naturalnie by coś wytworzyć, trzeba posiadać odpowiednią recepturę, a czasem i wyuczyć się odpowiedniej umiejętności. Interfejs jest nieintuicyjny i najmniej wygodny ze wszystkich gier Piranha Bytes. Już lepiej korzystało mi się z Pip-Boya 3000 w "Fallout 3", na którym to Niemcy zapewne się wzorowali, dając Jaksowi adjutor. Zdecydowanie brakuje też porządnej karty postaci, która byłaby podsumowaniem wszystkich naszych atrybutów, umiejętności i założonych przedmiotów. Niektóre zdolności są niezbyt czytelne, nie wiadomo, w jaki sposób wpływają na skuteczność naszych działań. Mamy do czynienia z dość rozbudowanym systemem rozwoju, ale przez to, że twórcy nie udostępnili graczowi karty postaci z prawdziwego zdarzenia, pozostaje on nieco nieczytelny. Interakcja z otoczeniem mogłaby być bardziej rozbudowana i odbywać się w świecie gry. Jax, co prawda, podchodzi do danego obiektu, lecz zamiast wejść z nim w bezpośrednią interakcję, wyświetla interfejs adjutora. A szkoda, bo takie smaczki po prostu budują klimat.

Wizualnie gra może nie oszołamia, co nie znaczy, że nie ma na czym zawiesić oka. Piranie, poza "Gothikiem 3", który swego czasu rywalizował z "Oblivionem", nigdy nie celowały w jak najlepszą oprawę graficzną, lecz ich gry zawsze broniły się wspomnianym już projektem lokacji i stylem graficznym dość dobrze konserwującym produkcje spod szyldu Piranha Bytes. Silnik, choć dość leciwy, cechuje się ładnym oświetleniem, już w "Risen 2" raczeni byliśmy pięknymi wschodami i zachodami słońca. Całokształt wypada więc na plus i widoczki potrafią sprawić, iż przystaniemy na chwilę.


Najbardziej ubolewam nad skopanym tłumaczeniem. Sporo tutaj bałaganu i widać, że polonizacja została wykonana po macoszemu. Inną kwestią jest to, że wersja polska powstawała na bazie angielskiej, która to z kolei dość mocno różni się od wersji niemieckiej na korzyść tej ostatniej. Szkoda, bo polska wersja językowa w grach Piranha Bytes zawsze była mocną stroną i dawała ich grom dodatkowego klimatu, co zapewne ma też niebagatelny wpływ na popularność serii "Gothic" w Polsce. W "Elex" za dużo jest błędów, by móc się cieszyć z pełni spolszczonej gry: literówki, błędy rzeczowe, niekonsekwentne tłumaczenie nazw własnych. Podczas dialogów często natrafiamy na kwestie, które są powtórzeniem tego samego, a nieraz kolejna kwestia zaprzecza poprzedniej. Zdarzają się sytuacje, kiedy nie za bardzo wiemy, o czym jest dialog. Pomijając problemy z samym tłumaczeniem, to polski dubbing prezentuje wysoki poziom, głosy w większości przypadków dobrane są trafnie. W Jaksa wciela się Artur Dziurman, który podołał zadaniu. Może Jax nie podbije serc graczy tak, jak zrobił to gothicowy Bezimienny dubbingowany przez Jacka Mikołajczaka, ale liczę, iż w kolejnych częściach rozwinie skrzydła, o ile te powstaną i otrzymają polski dubbing. Resztę obsady zasilają weterani dubbingu, w tym całkiem spora grupa aktorów, których mogliśmy usłyszeć w poprzednich grach Piranha Bytes, m.in. Adam Bauman, Tomasz MarzeckiMirosław Zbrojewicz, Piotr Bąk, Jarosław Boberek, Przemysław Nikiel czy nieżyjący już Andrzej Blumenfeld. Fani szybko poczują się jak w domu, a i ja podczas niektórych dialogów miałem wrażenie, jakbym przeniósł się pod Magiczną Barierę.

Soundtrack w grach Piranha Bytes stał na wysokim poziomie za sprawą Kaia Rosenkranza. Muzyka była na tyle dobra, iż słuchało się jej z przyjemnością także poza grą. Jednak od czasu odejścia KaiRo ze studia, jakiś czas po premierze "Risena", ten element już tak nie błyszczy jak poprzednio. Ciekawe jest to, że za muzykę w "Elex" odpowiada nie kto inny jak Björn Pankratz, który dotąd zajmował się stroną fabularną gier niemieckiego studia. I wyszło mu to całkiem dobrze! W tle przygrywa przyjemny ambient, muzyka podczas walki jest odpowiednio dynamiczna. A jako iż mamy tutaj cały przekrój settingów, to słychać to też w ścieżce dźwiękowej, w której znajdują się także nowoczesne, elektroniczne brzmienia.



"Elex" to przedstawiciel old-schoolowych erpegów akcji, nie stara się być grą dla wszystkich. Na wstępie wymierza graczowi celny prawy sierpowy, poprawia z kolanka w brzuch, by na koniec dać soczystego kopa w krocze. Ci, którzy się podniosą, otrzepią z kurzu i ruszą przed siebie będą mogli zanurzyć się w świecie Magalan. Piranie zagrały dość ryzykownie mieszając ze sobą tak odmienne style, ale myślę, że mimo wszystko wyszło im to na dobre. Bez wątpienia o najnowszym tytule twórców z Essen dzięki temu było głośniej niż o którymkolwiek "Risenie". Oby tylko Björn Pankratz i spółka mieli bardziej przemyślane kwestie fabularne w kolejnych częściach i nie zapędzili się w kozi róg, jak to było właśnie z "Risenami". Gra ma otwarte zakończenie, ponadto każdy gracz zostawi Magalan w nieco innym stanie. Ciekawi mnie, jak Niemcy z tego wybrną: czy pojawi się możliwość importu zapisu, czy zastosują jakąś prostą sztuczkę, wybieg fabularny unieważniające nasze dokonania w "jedynce"? Na "Elex 2" oczywiście czekam i liczę, iż twórcy wsłuchają się w głos fanów i poprawią niedociągnięcia pierwszej części.

1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Elex
Po trzeciej części "Risen", która zaprowadziła serię w ślepą uliczkę, twórcy kultowego "Gothica"... czytaj więcej