Ubisoft to francuski potentat w branży gier komputerowych, który ma na swoim koncie wiele kultowych tytułów. W tym roku wraca ze swoją flagową serią "Assassin’s Creed", która zarówno w tej, jak i
Ubisoft to francuski potentat w branży gier komputerowych, który ma na swoim koncie wiele kultowych tytułów. W tym roku wraca ze swoją flagową serią "Assassin’s Creed", która zarówno w tej, jak i poprzedniej dekadzie zachwyca graczy na całym świecie.
Już najwyższy czas, by pirackiej przygody poczuć smak. Jo ho kamraci! Bandera na maszt, bezkres oceanu czeka w "Assassin’s Creed IV: Black Flag". Załóż kaptur na głowę i rozpocznij to, co anonimowe, lub dobądź miecza oraz pistoletu i dokonaj na templariuszach odwetu.
Historia w grze, jak to tradycyjnie bywa, toczy na dwóch płaszczyznach: nowoczesnej i tej z przeszłości. W poprzednich odsłonach były to czasy wypraw krzyżowych, renesansu we Włoszech, szesnastowiecznego Konstantynopolu oraz rewolucji amerykańskiej. Teraz zostajemy wrzuceni w początek osiemnastego wieku, gdzie walka o terytorium toczy się w głównej mierze na oceanach pomiędzy Hiszpanami, Anglikami, Portugalczykami i piratami oraz oczywiście Asasynami i Templariuszami.
Główny bohater to Edward Kenway. Jest ojcem Haythama i dziadkiem Connora z "Assassin’s Creed III". Perypetie niejednoznacznego i ambitnego protagonisty Edwarda da się lubić, choć nie jest to postać, z którą każdy się zżyje. Fabuła jest dobra i wciągająca, lecz mocniejszy prolog i dłuższy oraz bardziej wyrazisty epilog byłyby mile widziane.
Rozgrywka nie odbiega od tego, co było w poprzednich częściach. Znów mamy przyjemność obcowania z pierwszorzędną przygodą. Całość została podzielona na wstęp i jedenaście sekwencji oraz zakończenie. W czasie tych kilkunastu wspomnień będzie można trafić do takich miejsc jak: Hawana, Bahamy, Nassau, Tortuga i kilka innych.
Seria "Assassin’s Creed" nadal jest nie tylko grą akcji, lecz także wirtualną podróżą w świat, który w większości już nie istnieje. Przemieszczanie się przez te miasta, porty i metropolię oraz okazja do wczucia się w kulturę tamtych czasów i zwiedzenie różnych miejsc historycznych jest bezcennym skarbem dla całej branży gier komputerowych. Tym razem nie ląd jest tu na pierwszym planie, a bezkres mórz i oceanów. Gdy w poprzedniej odsłonie pierwszy raz wprowadzono możliwość żeglugi i prowadzenia statku wzbudziło to sporo kontrowersji. Jednak była to jedna z najlepszych nowości w całej historii tej serii w mojej opinii.
"Assassin’s Creed IV: Black Flag" wprowadza ten aspekt gry na nowy poziom i choć wcześniej też mieliśmy naprawdę duże światy, to ten oferuje największą możliwość eksploracji. Drogą morską możemy wykonywać kilka sekwencji głównego wątku jednak większość to misje poboczne. Wśród nich mamy takie zadania jak: polowanie na orki, wieloryby i rekiny z poziomu szalupy, a także nurkowanie w morskich głębinach za pomocą specjalnego dzwonu i szukanie skarbów.
Oczywiście nie istniałaby taka możliwość, gdyby nie nasz okręt flagowy zwący się Kawka. Na początku wydaję się, że jest to mizerna łajba, ale z biegiem czasu jest co raz bardziej wytrzymała. Modyfikację jakie może przejść nasz środek transportu dzielą się na opancerzenie, broń, ładowność i wygląd. Każde z ulepszeń wymaga surowców oraz pieniędzy. Przykładowo: płótno potrzebne jest do ulepszeń wyglądu, a drewno i metal ( najważniejszy surowiec ) do poprawy opancerzenia i broni, natomiast rum i cukier daje spore zarobki. Materiały do craftingu Kawki można znaleźć w skrzyniach, ale największa ilość przewożona jest na wrogich statkach i tutaj możemy się wykazać umiejętnościami kapitana.
Pojedynki na morzu są ekscytujące i w pewnym sensie strategiczne, bo inaczej walczy się z kilkoma małymi i szybkimi szkunerami, a co innego, gdy trzeba zmierzyć się w pojedynku z fregatą lub potężnym liniowcem. Bitwy toczą się w dwóch etapach. Pierwszy polega na atakowaniu statku ( w nim najlepiej używać moździerzy, później taranu i dział burtowych ) drugi, to ofensywa na załogę wroga zwana abordażem. Wszystko odbywa się bez zbędnego wczytywania w czasie rzeczywistym. Gdy znajdziemy się na statku wroga, podczas walki możemy wejść w interakcję z kilkoma przedmiotami, a jak już pokonamy daną ilość oponentów i wykonamy cele dodatkowe wtedy jednostka pływająca należy do nas. Twórcy oferują trzy rozwiązania: puszczenie załogi wolno (daje to zmniejszenie rozgłosu), naprawienie naszego okrętu lub dołączenie statku do naszej floty. Generowanych losowo wydarzeń na morzu nie zabraknie, a do tego mamy również możliwość przejmowania fortów.
Morze morzem, ale jednak większość sekwencji toczy się na lądzie, na którym zaszły pewne zmiany - zapewne kosztem otaczających go akwenów. Tym razem są mniejsze lokacje i niestety też mniej epickie budowle. Nie natrafimy na miejsca wielkości Pogranicza z "Assassin’s Creed III", czy budowli rozmiarów Santa Maria del Fiore z "Assassin’s Creed II", a szybka podróż na lądzie traci sens, gdyż miasta i porty są rozmiarów dwieście na dwieście.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla fanów znajdziek ta gra to istny raj. Pomijając już wodne znaleziska, to na lądzie jest poukrywanych kilkaset skrzyń, około dwudziestu skarbów, wiele manuskryptów, fragmenty animusa, szanty, stele majów, skrzynie z zapasami, unikalne stroje i parę innych dodatków. Dodano także możliwość sprawdzania postępów w szukaniu na środkowym przycisku myszy oraz system osiągnięć, który daje możliwość oszustw ułatwiających misje.
Pod względem wyposażenia i rodzaju wrogów wiele się nie zmieniło, prócz tego, że łuk został zastąpiony dmuchawką ze strzałkami usypiającymi i rozwścieczającymi. Rozgrywka w "Assassin’s Creed IV: Black Flag" nie nuży ani przez moment. Misje poboczne potrafią jak nigdy oderwać gracza od głównych sekwencji, a jeśli dodamy do tego całość, czyli około pięćdziesiąt godzin, to mamy prawdziwą perełkę.
Nowa część przygód o zakapturzonym asasynie prezentuje się wizualnie na wysokim poziomie. Miejscówki stworzono bardzo szczegółowo i jest na czym zawiesić oko, a tekstury są ostre i wyraziste. Zmiany pogodowe także są realistycznie odwzorowane, zarówno na lądzie i morzu, a woda i jej zachowanie oraz refleksy to małe arcydzieło na miarę jaskini z gry "Dear Esther". Oczywiście, można się przyczepić do wariującej animacji oraz przenikających się tekstur i spadków w płynności, ale to tylko niuanse, których nie brak w innych produkcjach. Wszystko to zostało uzupełnione przez dobre udźwiękowienie wszystkich elementów rozgrywki, profesjonalny dubbing oraz przyzwoitą muzykę którą stworzył Brian Tyler, plus rewelacyjne szanty.
Kolejna odsłona serii "Assassin’s Creed" zrobiła ze mną to, co zwykle: wrzuciła w dopracowany i miodny świat, dała mi sporą lekcję historii (prawdziwą w bazie danych), nie pozwoliła oderwać się emocjonalnie od fabuły, pochłonęła w rozgrywce i skopiowała kilka pamiętnych dźwięków i obrazków do umysłu. Bez wątpienia immersja gry 100% synchronizacji.