Słabo nakreślona jest również tytułowa postać, która bardziej przypominała mi sfochowaną Sansę Stark, próbującą się wyżyć za wszelkie cierpienia ze strony Joffreya i Ramsaya, aniżeli najbardziej
Filmy o przygodach "X-menów" to najdłuższa seria traktująca o superbohaterach w historii kina. Już blisko dwadzieścia lat 20th Century Fox raczy nas opowieściami o zmutowanych herosach z raz lepszym ("Deadpool", "Logan"), a raz gorszym skutkiem ("Wolverine", "Ostatni bastion"). W dobie silnych postaci kobiecych po przełomowej "Wonder Woman" i kasowej "Kapitan Marvel" trzecia co do wielkości franczyza komiksowa na świecie postanowiła zrealizować obraz o kobiecej bohaterce Jean Grey, która jest jedną z najpotężniejszych postaci Marvela.
"Mroczna Phoenix" to zwieńczenie blisko dwudziestoletniej historii X-Men Universe. Tytułowa bohaterka to potężna mutantka (Sophie Turner), która nigdy nie nauczyła się w pełni kontrolować swojej mocy. Kiedy jako młoda dziewczyna trafia do niezwykłej szkoły profesora Xaviera (James McAvoy), z czasem udaje jej się okiełznać swoją siłę. Dziewczyna dobrze czuje się w gronie innych mutantów, jednak niebawem sprawy się komplikują, kiedy na Grey i jej pobratymców spada śmiertelne zagrożenie.
Film Simona Kinberga momentami przypomina nieudolną wersję "Wojny bohaterów". Tutaj również mamy wewnętrzny konflikt postaci, a największe zagrożenie stanowi właśnie Jean Grey, która niczym Elza z "Krainy lodu" nie potrafi kontrolować swoich niezwykłych umiejętności. Niestety w owym sporze nie czuć żadnego napięcia, pobudki bohaterów są niejasne, co niestety prowadzi do oczywistego zakończenia. Słabo nakreślona jest również tytułowa postać, która bardziej przypominała mi sfochowaną Sansę Stark, próbującą się wyżyć za wszelkie cierpienia ze strony Joffreya i Ramsaya, aniżeli najbardziej potężną istotę we wszechświecie.
Choć to najdłużej trwająca seria o superbohaterach w historii kina, to jak na ironię jest również najbardziej konserwatywną. MCU idealnie wyczuło potrzeby masowego odbiorcy, zgrabnie balansując różnorakimi konwencjami. Nawet DCEU po kiepskim początku chyba wreszcie znalazło swój rytm. Z kolei uniwerum X-Menów najmniej ewoluowało na przestrzeni lat i najbardziej widać to właśnie w "Mrocznej Phoenix". Film wygląda, jakby został zrealizowany kilka lat temu. Między bohaterami brakuje chemii, twórcy nie potrafią wykorzystać ich potencjału, a sekwencje walk sprawiają wrażenie wymuszonych i dosyć sztampowych.
W tej beczce dziegciu znajdzie się jednak łyżka miodu. Jessica Chastain po raz kolejny udowodniła, że jest obecnie jedną z najlepszych aktorek na świecie. Choć postać Vuk jest dosyć nijaka, to Amerykanka nasyciła swoją postać grozą i filmową charyzmą. Chętnie zobaczyłbym ją w roli czarnego charakteru w filmie o większym potencjale. Dodatkowo bardzo ciekawie wygląda relacja Magneto (Michael Fassbender) i Bestii (Nicholas Hoult). Obaj panowie nigdy za sobą nie przepadali, ale tym razem udało im się stworzyć zgrany duet.
Jak na film za 350 000 000 $ "Mroczna Phoenix" prezentuje się bardzo ubogo, a finałowa "pociągowa" sekwencja w porównaniu do bitwy z najnowszych "Avengersów" wygląda naprawdę śmiesznie. Miało być wielkie zwieńczenie dochodowej serii, a dostaliśmy podrzędny blockbuster, o którym zapominamy już po wyjściu z kina. Mam nadzieję, że MCU poradzi sobie lepiej z historią mutantów, bo za "Mroczną Phoenix" nikt nie będzie tęsknił.