Gdy idzie się do kina na film autorstwa osoby odpowiedzialnej za stos produkcji spod znaku "zabili go i uciekł", nie można się spodziewać głębokiego kina filozoficznego. A skoro nikt się tego nie spodziewa, to gdy to dostanie, może być bardzo miło zaskoczony. Mniej więcej tak ma się sprawa z najnowszą produkcją
Michaela Bay'a (reżyser "
Twierdzy", "
Bad Boys" oraz "
Armageddon") - "
Wyspą". Fakt faktem, że film nie osiąga intelektualnych wyżyn, ale też nie żenuje absolutnym brakiem głębszej myśli. I co ważne - to nadal jest film akcji... Dostajemy do skonsumowania historię ludzkości w roku 2019 - w kilka lat po holokauście, który spowodował globalne zanieczyszczenie świata. Zaraz... A może mamy tylko myśleć, że powietrze na zewnątrz jest niezdatne do oddychania? Może w rzeczywistości nie jest tam aż tak źle? Właśnie takie pytanie zadaje sobie główny bohater filmu - Lincoln Six-Echo, brawurowo wykreowany przez
Evana McGregora. Poddaje on w wątpliwość wszystko, co go otacza. Przede wszystkim nie wierzy w tytułową "wyspę", która to ma być ostatnim zakątkiem Ziemi, gdzie nie dotarło skażenie. Wszyscy jego znajomi myślą jedynie o tym, by wygrać podróż właśnie do tego małego raju - jednak nikt nie zadaje sobie pytania, co się dzieje z tymi, co już wygrali. Filmową partnerką
McGregora jest
Scarlett Johansson, której najgłośniejszą rolą jak dotąd była główna bohaterka "
Dziewczyny z Perłą". Nic nie zapowiada, by sytuacja ta się zmieniła, gdyż w "
Wyspie" jej aktorstwo jest lekko mówiąc miałkie i nijakie, przez co i pozycja Griet pozostaje niezagrożona. W przeciwieństwie do postaci Lincolna, który z osoby o mentalności dziecka, staje się dorosłym człowiekiem, jej alter-ego w ogóle nie ewoluuję wraz z rozwojem akcji. Przez cały czas jest słodką, zagubioną blondynką, która tylko nieudolnie sili się na odrobinę powagi. Jest to bardzo poważny zgrzyt i duży minus dla całego filmu. Jednak z drugiej strony - może to i lepiej, że po raz kolejny nie została zaangażowana
Jessica Alba, która jest ostatnio tak rozchwytywana przez producentów. Wrażenie poprawia obecność
Steve'a Buscemi, który w niewiarygodny sposób rozładowuje napięcie i odwraca uwagę od
Scarlett. "
Wyspa" kosztowała ciężkie miliony dolarów, co widać od samego początku. Scenografia jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, a efekty specjalne odpowiadają standardom wyznaczonym przez "
Matrixa" i inne, wysoko budżetowe filmy "made in Hollywood". Sceny masakry drogowej, w której samochody są miażdżone przez spadające z dużej przyczepy sztangi po prostu zatykają i sprawiają, że chce się więcej. Choć przyznam, że całokształt pościgów nie zachwycił mnie swoim rozmachem - to nie znaczy jednak, że były słabe. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - wspomniane "ciężkie miliony dolarów". Mam nieodparte wrażenie, że producenci zapracowali na nie, robiąc z Lincolna Six-Echo słup reklamowy na miarę Jamesa Bonda. Jest to wręcz podręcznikowy przykład "product placementu"!
Evan McGregor chodzi w butach Pumy, gra w gry na maszynie z wielkim bannerem X-Box, jeździ Cadillac’iem. Do tego dochodzi jeszcze konwersacja o pismach, w której trzy razy powtórzyła się nazwa "Maxim"... Zostawiając jednak komercję, możemy przejść do oprawy audio. Dawno się nie spotkałem z tak dobrą muzyką w filmie SF, która już przy pierwszym oglądaniu zwróciłaby moją uwagę. Dokładnie się dopasowywała do sytuacji - straszyła, pobudzała i wzbudzała łzy. W składzie osób odpowiedzialnych za soundtrack, szczególną uwagę przykuwa
Walter F. Parkes, który był zatrudniony jako kompozytor przy takich filmach, jak "
Raport Mniejszości", czy "
Zakładnik". Co ciekawe - jest on również autorem scenariusza do znanych swego czasu "
Gier Wojennych". Reasumując, "
Wyspa" jest filmem dobrym i, na pewno, udanym. Co więcej, miło zaskakuje rozwiązaniami fabularnymi, które, choć już gdzieś były, to i tak nie pozwalają się nudzić. Może jedynie razić jawne nawiązywanie do znanych produkcji SF (głównie "
Matrix" rzucił mi się w oczy), które czasami zdaje się zbyt nachalne. Nie jest to jednak wada, która w jakikolwiek skreślałaby film z listy "warto obejrzeć". Jest to dobry wybór na wakacje, lub domowe spotkanie z kolegami. Można się nawet złapać na tym, że z lubością wspomina się co lepsze sceny...