W Ewangelii wg św. Jana możemy przeczytać:
I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. To jedno zdanie jest podstawą wzorcowego postępowania, przynajmniej jeśli chodzi o nasz krąg cywilizacyjny. Dziś jest to prawda (!) uniwersalna odnosząca się nie tylko do aspektu religijnego naszej egzystencji. Rozrywanie zasłon iluzji, docieranie do rzeczywistych przyczyn zachowania i "przepracowywanie" problemów leży u podstaw chociażby psychologii i psychiatrii. Specjaliści tych dziedzin twierdzą, że bez konfrontacji z prawdą leczenie jest niemożliwe. Czy ich poglądy są jednak słuszne? Na to pytanie spróbują odpowiedzieć
Dennis Lehane, autor książki, i
Martin Scorsese, reżyser jej adaptacji.
Jest rok 1954. Do leżącej na uboczu wyspy Shutter Island przybija prom, na pokładzie którego znajduje się agent Teddy Daniels i jego nowy partner Chuck Aule. Wyspa przekształcona została w ośrodek dla psychicznie chorych, w którym trzymani są najniebezpieczniejsi przestępcy, uznani wyrokiem sądu za niepoczytalnych. Agenci Daniels i Aule zostali tu oddelegowani, by rozwikłać tajemnicę zniknięcia jednej z pacjentek, szalonej morderczyni, która – zdawałoby się – rozpłynęła się w powietrzu.
Śledztwo szybko utyka w ślepym zaułku. Jednak Daniels niezbyt się tym przejmuje. Ma bowiem swoje własne problemy. Coraz silniej odczuwa dolegliwości migrenowe. Ma też do załatwienia na wyspie osobistą sprawę, związaną z tragedią z jego przeszłości. Prywatne śledztwo przeradza się w obsesję. Napięcie emocjonalne daje się coraz bardziej we znaki. Pojawiają się omamy i koszmary senne. Daniels zdaje się zatracać poczucie rzeczywistości, a tak naprawdę z każdym krokiem jest bliżej rozwiązania...
"Wyspa tajemnic" to trzecia po
"Rzece tajemnic" i
"Gdzie jesteś Amando?" adaptacja prozy
Lehane'a. I po raz trzeci mamy do czynienia z solidną produkcją.
Martin Scorsese znakomicie wyczuł mroczną materię powieści, stworzył sugestywną przypowieść o duszy zranionej ponad miarę. W pełni docenić to można jedynie wtedy, kiedy na film wybierzecie się po uprzednim zapoznaniu się z książką. Ponieważ jednak zwrot akcji ma tu kluczowe znaczenie, osobiście radzę obejrzeć film, nie przeczytawszy powieści.
Film ma nieco przydługi środek. Można odnieść wrażenie, że powtórzenia mają w sposób łopatologiczny wbić widzom do głowy wskazówki dotyczące tego, co naprawdę dzieje się na wyspie. Jest to zapewne wina scenarzystki
Laety Kalogridis, która już we wcześniejszych obrazach pokazała, że ma problemy z trzymaniem tempa. Mimo dłużyzn, film naprawdę wciąga, a to za sprawą całej plejady aktorów w drugoplanowych rolach. Nie można też uskarżać się na grę
Leonardo DiCaprio. Praca ze
Scorsesem najwyraźniej dobrze mu robi, bo jeśli nawet nie wykracza poza swoje emploi, to niemniej wciąż trzyma wysoki poziom. Wielkim atutem jest również wizualna strona filmu.
Robert Richardson, dawny stały współpracownik
Olivera Stone'a, a ostatnio
Quentina Tarantino, ze
Scorsesem również pracował już kilkakrotnie. Dzięki temu
Richardson bezbłędnie zrozumiał intencje reżysera i potrafił przetłumaczyć ból i emocjonalny chaos na język obrazów.
Dzieło
Scorsesego nie ma tej samej siły rażenia, co
"Rzeka tajemnic" Eastwooda, mimo to jest to naprawdę interesująca propozycja w kinowym repertuarze.