Po angielsku na kina często mówi się "theatre", czyli teatr. Dziś taka terminologia może dziwić, lecz przed laty najwspanialsze sale kinowe przypominały sale teatralne albo operowe. Kino w tamtych czasach miało bowiem oszałamiać bogactwem zmysłowych wrażeń. Realizowane z rozmachem widowiska otrzymywały zachwycające oprawy, czyniąc z seansu doświadczenie magiczne.
Dlaczego o tym wspominam? Z prostej przyczyny. Otóż
"Woda dla słoni" jest filmem, który najlepiej oglądałoby się właśnie w takim teatrze. Reżyser
Francis Lawrence stworzył przepiękne widowisko, nieskazitelne w każdym calu. Wszystkie kadry to małe dzieła sztuki. I jest to zasługa operatora, scenografów, charakteryzatorów i kostiumologów. Oglądając film, ma się wrażenie, że oto na naszych oczach ożywa magia starego kina, kiedy widzów wprawiały w osłupienie ruchome obrazy. Za sprawą
"Wody dla słoni" możemy poczuć choć część tamtego zachwytu.
W takich warunkach fabuła ma drugorzędne znaczenie, choć dla nas, Polaków, mimo wszystko nieco większe niż dla widzów zza Oceanu. Bohaterem filmu jest bowiem Jacob Jankowski i nietrudno się domyślić, że jest on synem polskich emigrantów. Są lata 30. ubiegłego stulecia. Jacob jest o krok od ukończenia studiów weterynaryjnych, kiedy dowiaduje się, że jego rodzice zginęli w wypadku, pozostawiając go bez pieniędzy i dachu nad głową. Szczęście się jednak do niego uśmiecha. Trafia do wędrownej trupy cyrkowej, gdzie znajduje zajęcie... i wielką miłość.
Klasyczna historia miłosnego trójkąta została przez
Lawrence'a opowiedziana z gracją, ale bez wyobraźni. Wszystko to już gdzieś, kiedyś słyszeliśmy, w lepszej wersji, zaprezentowane z większą pasją. Rozwój wypadków jest łatwy do przewidzenia, przez co trudno jest się ekscytować losami Jacoba. Nie pomaga również fakt zaangażowania do głównych ról
Roberta Pattinsona i
Reese Witherspoon. Nie ma między nimi prawdziwej kinowej chemii, wszystko wydaje się udawane. Za to oboje wyglądają przepięknie.
Witherspoon jest niczym porcelanowa laleczka – piękna i krucha.
I tak wracamy do wizualnej strony
"Wody dla słoni", która jest zdecydowanie największym atutem obrazu. Dla zdjęć warto wybrać się do kina. Rozkosz dla oczu gwarantowana.