Recenzja filmu

Van Helsing (2004)
Stephen Sommers
Hugh Jackman
Kate Beckinsale

Wolverine vs. Dracula

Z tą recenzją miałem problem: od dawna miałem dla niej tytuł, ale nie potrafiłem się wziąć do jej napisania. Filmweb ma dolny limit wyrazów dla recenzji - 350 - i cokolwiek krótszego musiałoby
Z tą recenzją miałem problem: od dawna miałem dla niej tytuł, ale nie potrafiłem się wziąć do jej napisania. Filmweb ma dolny limit wyrazów dla recenzji - 350 - i cokolwiek krótszego musiałoby chyba być napisane w naprawdę nietuzinkowy, odkrywczy i fascynujący sposób, żeby osoba weryfikująca przymknęła oko na zbyt małą objętość tekstu. W przypadku "Van Helsinga" za cholerę nie mogłem sobie wyobrazić, co takiego mógłbym napisać, aby było dłuższe nić jeden akapit. Jednak nie poddałem się i w końcu powstała grauenowa recenzja filmu o wampirach, wilkołakach, x-manie i Kate Beckinsale. Historyjka wykorzystuje bohaterów opowieści o Frankensteinie, Drakuli oraz doktorze Jekyllu. Całość opowiada o kimś w rodzaju naszego swojskiego Wiedźmina - Van Helsingu, twardym, mrocznym i tak dalej osobniku trudniącym się eksterminacją potworów. Hugh Jackman po prostu wciela się tutaj w Wolverine'a, tyle że bez ostrzy i bokobrodów. Poznajemy go, gdy wysyła na łono Abrahama doktora Jekylla, po czym wraca do Watykanu, gdzie na modłę Jamesa Bonda dostaje nową misję i bajerancki sprzęt. Misja polega na rozgromieniu Drakuli, który panoszy się w Transylwanii. Haczykiem jest uratowanie przed wiecznym potępieniem Kate Beckinsale, której przodek w chwili szaleństwa, czy innej pomroczności jasnej, przysiągł przed Bogiem, że dopóki ktoś z jego rodu nie pośle nietoperzowatego hrabiego do piachu, cała linia genetyczna nie zazna światłości wiekuistej. Kłopot w tym, że Kate jest ostatnia z rodu, więc jeśli jej się nie uda, w piekle przybędzie kolejna piękna kobieta, wraz z resztą swej rodziny. Drakula natomiast usiłuje się rozmnożyć - diabli wiedzą, po jaką cholerę, ale niech będzie - przy czym nie może tego zrobić klasycznie, niczym pszczółki, motylki i kwiatuszki, ale musi zastosować technologię opracowaną przez doktora Frankensteina, z wykorzystaniem poręcznego wilkołaka. Czy tylko ja uważam to za nonsensowne i infantylne..? Przy czym to ja byłem... A tak, podsumowanie fabuły: jest satysfakcjonująca dla osób, które uważają, że Cartoon Network zaspokaja ich wszystkie potrzeby intelektualne. Bohaterowie są sztampowi, tajemnica pochodzenia Van Helsinga idiotyczna i całkowicie zbędna, a całość przytłoczona tonami komputerowych efektów specjalnych. Muzyka, nawet jeśli jest, to nie z gatunku takiej, którą dałoby się zapamiętać. Zawsze na ekranie dzieje się coś mniej lub bardziej widowiskowego, akcja nie ustaje ani na sekundę, ale biegunka również ma tendencję do ciągłości i jest równie przyjemna, co oglądanie "Van Helsinga". Tyle potrafię napisać o filmie. I jak tu przekroczyć 350 wyrazów? Zastosuję trik z wstawieniem refleksji. Proszę: po raz kolejny okazuje się, że absolutnie prawdziwa jest zasada "kiedy za scenariusz, reżyserię i produkcję odpowiada jedna i ta sama osoba, film nie może być dobry". Kiedy coś robi jeden człowiek i nie ma pod ręką nikogo, kto powstrzymałby go przed robieniem głupot, powstają filmy M. Night Shyamalana, Francisa Colemana, a także dzieła, w których tytułach występuje słowo "zombie". Tutaj było tak samo, a najbardziej zadziwiająca dla mnie była dedykacja. Albo twórca uważa, że nawet ekskrementy można komuś zadedykować ("sam zrobiłem tę kupę i chciałbym zadedykować ją..."), albo naprawdę wierzy, że odwalił kawał dobrej roboty i ktoś byłby z tej dedykacji zadowolony. Pojedynek Wolverine'a i Drakuli obejrzałem z jednego tylko powodu: Kate Beckinsale w gorsecie. Ale jeśli mam być szczery: żeby wynagrodzić mi czas zmarnowany na oglądanie "Van Helsinga", sama aktorka w obcisłym wdzianku nie wystarczy. Może gdyby do filmu dołączano trzy niewolnice wachlujące mnie liściem palmowym i spełniające maje najbardziej wyuzdane zachcianki, poczułbym się usatysfakcjonowany. A dopóki film nie dysponuje takimi dodatkami - najlepiej go omijać szerokim łukiem, a zdjęć Kate Beckinsale po prostu szukać w Internecie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Van Helsing
Hollywood już od dawna wie, jak tworzyć superprodukcje mające największą oglądalność. Często są to remaki... czytaj więcej
Recenzja Van Helsing
Pierwszy blockbuster w tym roku budową przypomina jednego ze swoich bohaterów, monstrum stworzone przez... czytaj więcej
Recenzja Van Helsing
Wampiry, wilkołaki, potwór doktora Frankensteina i przerażający Mr Hyde... Brzmi bardzo niemile i w... czytaj więcej