Recenzja filmu

Skrzyżowanie (2024)
Dominika Montean-Pańków

Decydujący moment

Rzadko kiedy we współczesnym polskim kinie dialogi brzmią tak prawdziwie (stając się echem naszych własnych rozmów z bliską rodziną), a zachowania bohaterów wreszcie nie bazują na scenariuszowych
Decydujący moment
źródło: Materiały prasowe
"Wie pan, ja tą drogą przez to skrzyżowanie wracam do domu 50 lat", mówi sfrustrowany Tadeusz Jaster (Jan Englert) w jednej z początkowych scen "Skrzyżowania", kiedy rozmawia z policjantem spisującym sprawozdanie. To jego jedyna linia obrony – tzw. chłopski rozum. Narracja w stylu "no jak mogłem popełnić błąd, skoro akurat z jeżdżenia na TEJ drodze mam doktorat?". Chwilę wcześniej dowiadujemy się, że na tytułowym skrzyżowaniu doszło do tragedii – Tadeusz wieczorem nieszczęśliwie potrącił motocyklistę. Po wypadku kierowca pojechał do żony trochę potłuczony, natomiast młody chłopak do rodziny wrócił w trumnie. I taki jest punkt wyjściowy najnowszego filmu Dominiki Montean-Panków z Janem Englertem w roli głównej.

81-letni Englert w tej krótkiej scenie oferuje aktorstwo dwupłaszczyznowe, udowadniające, że obok Janusza Gajosa jest dziś jednym z najlepszych (aktywnych zawodowo) aktorów swojego pokolenia. Niby to tylko rozmowa z policjantem w celu spisania faktów, ale dla Tadeusza – który nie do końca zdaje się być typem kościółkowca – będzie ona jego własną prywatną spowiedzią. Bojowniczy wyraz twarzy mężczyzny mówi nam, że najchętniej rozerwałby na strzępy tego bogu ducha winnego policjanta. Tak, uczestniczył w wypadku, ale to wina motocyklisty, to on zawalił! Tadeusz nie chce przyznać się do winy, choć coraz bardziej ją czuje. Niczym w teatrze przemawia tonem pewnego i dumnego człowieka, ale widz słyszy w tym fałsz. Za fasadą buty kryje się bowiem zmartwienie. Wygląda to tak, jakby Tadeusz przede wszystkim sam siebie próbował przekonać, że jest niewinny.

Taką zabawę głosem i mimiką twarzy Englert będzie kontynuował w kolejnych etapach "Skrzyżowania", oferując nam portret człowieka, który tłumi swoje emocje przed całym światem (oraz skruchę), choć te ciągle się w nim kotłują. Pasuje tu taki cyniczny żart, który mówi, że mężczyźni w Polsce zamiast pójść na terapię wolą rozwalić sobie życie prywatne. Bo właśnie o tym jest ten film – o końcu familijnej sielanki.

Rzadko kiedy we współczesnym polskim kinie dialogi brzmią tak prawdziwie (stając się echem naszych własnych rozmów z bliską rodziną), a zachowania bohaterów wreszcie nie bazują na scenariuszowych kliszach i rozwiązaniach pożyczonych z innych filmów. "Skrzyżowanie" pokazuje losy Tadeusza tuż po wypadku, kiedy ten zaczyna się zupełnie inaczej zachowywać. Nie boi się mówić rzeczy wprost, wracać do czasów minionych, konfrontować się z nierozliczonymi sprawami, czy po prostu stawiać na swoim. Nierzadko bywa nawet chamski ("jesteś złośliwą, starą babą, zawsze taka byłaś", mówi do żony) i coraz częściej podnosi głos. Chwilami wrzeszczy. Żona, Helena (równie znakomita Anna Romantowska) zupełnie go nie poznaje. Tak samo syn, Marek (Michał Czernecki w dramatycznej roli, na którą zawsze zasługiwał) – ale on i tak zupełnie nie zna i nigdy nie znał ojca. Ich relacja to zwykłe udawanie, bazujące na powtarzaniu formułek "cześć" i "co tam?".

Tadeusza ściga poczucie winy, które buzuje w nim na przemian z dumą wszystkowiedzącego starca (do tego jest lekarzem, co jedynie wzmacnia poczucia ważności i niewinności zarazem). Jednak coraz trudniej pogodzić mu się z incydentem na skrzyżowaniu zwłaszcza, kiedy dowiaduje się, że mężczyzna, który zginął w wypadku, pozostawił ciężarną partnerkę (Maria Kowalska). Ta, ubrana na czarno, zaczyna go śledzić, być jego drugim cieniem przypominającym jakieś biblijne fatum. Powód? Pragnie, aby przyznał się do winy, choć sytuacja wciąż pozostaje dwuznaczna i trudno określić, kto przyczynił się do tej stłuczki. Kowalska w "Skrzyżowaniu" wyśmienicie operuje ciszą i swoim wzrokiem. Niezmiennie patrzy na postać Englerta lodowatym i przeszywającym spojrzeniem, pojawiając się w najmniej oczekiwanych momentach. W ten sposób jedynie wzmaga w Tadeuszu poczucie winy – i trzeba przyznać, że całkiem dobrze jej to wychodzi. To rola w zasadzie trzecioplanowa, do tego prawie że niema, ale dolewająca oliwy do ognia rodzinnego piekiełka, które rozpaliło się tuż po wypadku. Familia nie udaje już, że jest scalonym tworem pełnym ciepła i empatii. Pojawiają się animozje, wracają nierozliczone sprawy i króluje podniesione ciśnienie. Dom przestaje być oazą, a rodzina filarem codzienności.

Niby śledzimy losy Tadeusza i towarzyszymy mu na – praktycznie – każdym kroku, niemniej i tak czujemy się niczym dalsi członkowie tej rodziny. Bliżej nam do perspektywy Heleny i syna Marka, którzy tak jak my próbują zrozumieć, co kryje się za tym stoickim i pomnikowym wyrazem twarzy mężczyzny. Jan Englert przypomina bowiem figurę pokrytą kilkoma warstwami tajemnic, niedopowiedzeń i ukrytych przed laty faktów. "Skrzyżowanie" konfrontuje polskich widzów – czyli nas wszystkich, wychowanych w kraju, w którym rzadko kiedy istnieje realna rozmowa w rodzinie – z ich własnymi relacjami z ojcami i matkami. Bohater Englerta – tak jak sam aktor – ma już na karku 80 lat. To ogrom czasu, w trakcie którego wydarzyło się całkiem sporo. Mało kto chce jednak o tym pamięć, a dawne grzechy Tadeusza już dawno zostały mu zapomniane (albo wręcz wyparte). Kiedy Czernecki jako syn próbuje – może po raz pierwszy w swoim życiu – dowiedzieć się czegoś więcej o swoim ojcu, zostaje przez wszystkich zbywany jakimiś pół-słówkami, pół-odpowiedziami. Widać, że po raz kolejny nikt go nie słucha: wygląda na to, że niektóre rzeczy nie zmieniły się po wypadku.

Ze sceny na scenę coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że Helena i Marek wiedzą o Tadeuszu tyle, co my – czyli dosłownie nic. Ewentualnie Helena nie chce, aby niektóre prawdy wyszły na jaw – zepsułyby obraz Jana jako tej ciepłej głowy rodziny. Zatem oglądanie "Skrzyżowania" to taka zabawa z czytaniem obrazu, a także z tym, co dane nam jest aktualnie zobaczyć. Obserwujemy poczynania Tadeusza, próbujemy interpretować jego (nie)racjonalne decyzje i przy tym odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tragedia na skrzyżowaniu zupełnie go odmieniła, czy też Tadeusz od zawsze miał w sobie ten pierwiastek drapieżcy, który zręcznie tłumił na przestrzeni poprzednich dziesięcioleci. Oznaczałoby to, że nikt nie zdawał sobie wówczas z tego sprawy. Albo nie chciał tego widzieć. Ale jedno jest pewne: wypadek okazał się decydującym momentem, który poprzestawiał coś w sercu (albo duszy) Tadeusza.

Solidnych dramatów w polskim kinie mamy coraz mniej, więc fakt, że Englert raz jeszcze udowadnia swój kunszt, powinien być wystarczającą rekomendacją. Ostatnio w polskich mediach wiele razy przewijało się nazwisko Englert, ale recenzje, newsy i wywiady związane były głównie z córką aktora, Heleną. Dlatego "Skrzyżowanie" to taki drobny powiew świeżości dla polskich widzów – koniec końców Jana Englerta na pierwszym planie nie widzieliśmy (plus minus) od czasów filmu "Szczur" (1994). I choćby dla niego warto zapoznać się z tą enigmatyczną opowieścią, w której niektóre odpowiedzi będziemy musieli dopisać sobie sami, już po napisach końcowych.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?