Grupa sześciu fantastycznych komików tworzących zwariowaną grupę Monty Pythona dała się poznać nie tylko mnie ze swej najlepszej strony w ich autorskim serialu
"Latający Cyrk". Osobiście jestem fanem Pythonowskiego poczucia humoru, które nierzadko balansuje na granicy absurdu i dość mocno ociera się o nonsens. Ich sposób na przedstawianie świata podoba się zresztą wielu widzom. Do przewidzenia był fakt, że musi w końcu powstać pełnometrażowy film bazujący na sprawdzonej skeczowej konwencji z serialu. W przeddzień prima aprilisa (data specjalnie tak wybrana) zadebiutował wyczekiwany przez wielu
"Sens życia według Monty Pythona".
John Cleese - Celandine Films
- The Monty Python Partnership
- Universal Pictures
Eric Idle, Michael Palin - Celandine Films
- The Monty Python Partnership
- Universal Pictures
Terry Jones - Celandine Films
- The Monty Python Partnership
- Universal Pictures
Silna grupa pod wezwaniem Monty Pythona w składzie
Chapman,
Cleese,
Gilliam,
Idle,
Jones i
Palin stworzyła pełnometrażowy film, który w swym założeniu miał być rozwinięciem ich wcześniejszego serialu. Fani
"Latającego cyrku" nie zawiedli się.
"Sens życia" wręcz emanuje pythonowskim klimatem. Sam układ filmu bazuje na serialu. Składa się z szeregu skeczy, które poukładane wg kolejności cykli życiowych (zaczyna się narodzinami, kończy śmiercią) obrazują w krzywym zwierciadle ich (bez)sens. Jak to u Montych bywa, tytułowy sens niewiele ma wspólnego z prawdziwym znaczeniem tego słowa. Cykl życia ludzkiego staje się tylko pretekstem do przedstawienia własnego punktu widzenia i ubrania go w charakterystyczny dla grupy absurd podszyty nonsensem. Ale trzeba przyznać, że film (za wyjątkiem fragmentu "Znajdź rybę") trzyma się względnie mocno założonego celu.
Jeśli o same skecze chodzi, to chciałbym wspomnieć o kilku, które zrobiły na mnie niezapomniane wrażenie. Na początek sam początek (tak wiem, rozpocząłem zdanie niczym jeden z Pythonów): "Karmazynowe Ubezpieczenie Społeczne". Ten krótkometrażowy film, tworzący zamkniętą całość, dzięki użyciu go jako wstępu do filmu nabrał nowego wymiaru, który przenosi widza już na początku w zwariowany świat absurdalnego realizmu (jakkolwiekby to rozumieć). Warto zwrócić także uwagę na "Cud narodzin, część II" wyśmiewający podejście katolików i protestantów do poczęcia. Zakończenie tego skeczu musicalowym wykonaniem piosenki "Każda sperma jest święta" do dziś wśród wielu budzi mieszane uczucia. Kolejny punkt dla Pythonów. "Dorastanie i nauka" ukazujące znudzenie młodzieży seksem jest koncepcją samą w sobie absurdalnie śmieszną. "Pan Creosote" przedstawiający śmierć z obżarstwa jest po trosze obrzydliwy i prawdziwy. W efekcie to ironiczne spojrzenie bawi, zmuszając jednocześnie do refleksji. I na koniec koniec (tak, tak, wiem) życia w "Śmierci zbiorowej". Ponury żniwiarz (
Cleese) zabiera ze sobą zmarłą jednocześnie po spożyciu sałatki grupę snobów – włączając w to graną przez
Palina kobietę, która w rzeczywistości owej sałatki nie jadła. Śmierć zabiera ze sobą każdego, nie robiąc nikomu najmniejszego wyjątku. Czy to z sensem, czy bez.
Jako że komicy prezentują zróżnicowane poczucie humoru, film, a w zasadzie jego poszczególne części, prezentują zróżnicowany, może nie tyle poziom, co smak. Ale zostałem do tego przyzwyczajony, oglądając
"Flying Circus" i przyznam, że zdążyłem to polubić. Film jest kierowany w zasadzie do fanów serialu. Osoby, na których
"Latający Cyrk" zrobił pozytywne wrażenie, na
"Sensie życia" się nie zawiodą. Ja sam z przyjemnością wracam do tego filmu co jakiś czas i nie ukrywam, że jest moim ulubionym spośród wszystkich pełnometrażowych produkcji zwariowanych Brytyjczyków.