Ekranizacje horrorów to świetna szansa na zaskoczenie widza czymś niesamowitym. Fani przerażających historii z "Sekretnego okna" zadowoleni być nie mogą. Praktycznie nie ma wiele krwi, mało ludzi
Ekranizacje horrorów to świetna szansa na zaskoczenie widza czymś niesamowitym. Fani przerażających historii z "Sekretnego okna" zadowoleni być nie mogą. Praktycznie nie ma wiele krwi, mało ludzi ginie, a główny bohater okazuje się ofiarą losu, nie ma szansy na uratowanie swoich bliskich, poświęca swój cenny żywot dla większego dobra, jakim bez wątpienia jest dalsza egzystencja jego rodziny bądź przyjaciół. Podaje schemat rasowego, komercyjnego horroru, na którego pójdą rzesze fanów tego trudnego dla filmowców gatunku. "Sekretne okno" pozornie również ma schematyczną fabułę, która w żadnym, nawet najmniejszym stopniu, nie wyróżnia się niczym ważnym. Oglądając ten film, zdarzyło mi się przeciągle ziewnąć, mimo stosunkowo wczesnej pory emisji. Ale są dwa powody, dla których potrafię docenić ten obraz. Chcę właśnie teraz, przy okazji pisania tej recenzji, wymienić je. Po pierwsze: Johnny Depp. Z pozornie zwyczajnej roli uczynił kolejną perełkę w swojej bogatej karierze aktorskiej. Oglądając jego zmęczoną, zapijaczoną twarz, miałem chwilami przed oczyma postać Jacka Torrance'a z filmu "Lśnienie". I mimo tego że Deppowi, przynajmniej w tej roli, sporo brakuje do genialnego Nicholsona, to i tak jego kreacja wybija się ponad szarą przeciętność. No bo kto w ostatnich latach stworzył dobrą kreację, grając w horrorze lub w tego typu thrillerze? Dlatego właśnie Depp tak bardzo się wyróżnia. Ta rola zresztą bardzo wyraźnie pokazuje, że Johnny świetnie się odnajduje w rolach zagubionych i zdziwaczałych osobników. Taki był w "Edwardzie Nożycorękim", takiego go pamiętamy z "Eda Wooda", taki jest w "Sekretnym oknie". Wyśmienita kreacja, ratująca cały, nienależący jednak do arcydzieł, film. Po drugie: John Turturro. To samo, co u Deppa. Perfekcja. Poprawka, niemalże perfekcja, bo gdyby rola była perfekcyjna, z pewnością nagrodzona od razu Oscarem. Kilka defektów, takich jak drętwe dialogi czy niezbyt rozwinięta akcja, nie dały aktorowi wielkiej możliwości do popisu. Może gdyby miał więcej do zagrania, tak jak Depp, wycisnąłby z tej roli jeszcze więcej. Jednak nie miejmy pretensji do aktora, jeśli już, to do scenarzystów, którzy chyba do końca nie wiedzieli, jakie trzeba pisać dialogi, aby skutecznie nastraszyć widza. Bo w tym obrazie jest tak, że następuje dobra, trzymająca w napięciu scena, kiedy nagle całe to napięcie rozładowuje tekst w stylu: "Noga ci zdrętwiała". Drętwy był, niestety, także scenariusz. O fabule. Sławny pisarz, Mort Rainey (Johnny Depp), przeżywa kryzys twórczy, który został spowodowany załamaniem nerwowym po zdradzie żony, Amy (Maria Bello). Powodowany impulsem Rainey niespodziewanie przenosi się na wieś. Tam jednak nadal nie może odnaleźć twórczej weny. Pewnego ciepłego ranka u Morta zjawia się tajemniczy mężczyzna, John Shooter (John Turturro), i oskarża pisarza o plagiat opowiadania "Sekretne okno". Mort usiłuje dowieść, że nie popełnił plagiatu. Shooter jednak nie jest w stanie przyjąć tego do wiadomości. Wkrótce potem pies Morta zostaje zabity, a dom, w którym mieszkał z żoną, spalony. Rainey powoli ma dosyć Shootera i próbuje się go pozbyć. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to takie proste... Jak sami widzicie, scenariusz nie wyróżnia się niczym specjalnym. Sam film również się nie wyróżnia. Wyróżniają się za to Depp i Turturro, spychając resztę na dalszy plan. Krótko mówiąc, kradną cały obraz dla siebie, robią z niego spektakl dwóch osobowości: nieudacznika oraz maniaka. To naprawdę wybuchowa mieszanka. A ostatnim plusem filmu jest bez wątpienia zakończenie, zupełnie niespodziewane. I właśnie z tych powodów, wysoko oceniłem ten obraz. Polecam fanom thrillerów psychologicznych i wielbicielom talentów Deppa i Turturro.