Trudno o lepsze zdjęcie ukazujące przesłanie dzieła, jak to z plakatu filmu "Roma". Rodzina skupia się tu w zwartą grupę, dając sobie siłę w trudnym momencie życia. Trzyma się siebie kurczowo,
Trudno o lepsze zdjęcie ukazujące przesłanie dzieła, jak to z plakatu filmu "Roma". Rodzina skupia się tu w zwartą grupę, dając sobie siłę w trudnym momencie życia. Trzyma się siebie kurczowo, opierając się przeciwnościom losu - jak nadmorska skała, którą uparcie obmywa wzburzona fala.
Wysmakowane czarno-białe zdjęcia "Romy" (to nazwa dzielnicy miasta Meksyk, w której mieszkają bohaterowie filmu) pozwalają zanurzyć się w meksykańskich realiach lat 70., w szarej codzienności dni wypełnionej gwarem dzieci, rozmowami, odgłosami domowego sprzątania, szumem ruchu ulicznego. Te realia wcale nie są aż tak odległe od obecnych, bo i wtedy, i dziś sednem społecznej hierarchii w Meksyku najważniejszym punktem odniesień jest rodzina.
Poznajemy losy jednej z nich poprzez perspektywę dwóch kobiet: Sofii (Marina de Tavira) - wykształconej reprezentantki klasy średniej, pani domu, matki czworga dzieci - oraz Cleo (Yalitza Aparicio) - młodej służącej pochodzącej z odległej wioski indiańskiego ludu Misteków. Obie kobiety skrajnie różni postawa i sytuacja życiowa.
Sofii, drażliwa, niecierpliwa, żyjąca w nieustannym napięciu, całą swoją energię skupia na zachowaniu statusu rodziny, a przede wszystkim walczy o to, by czwórka dzieci i matka kobiety nie domyślili się, że rodzina zaczęła się właśnie rozpadać, a częste wyjazdy Antonia, wiecznie nieobecnego w domu męża Sofii, nie są spowodowane jego powinnościami służbowymi, lecz zdradami i lekceważeniem przez mężczyznę obowiązków rodzicielskich.
Cleo jest pogodzona z życiem, które przyjmuje bez cienia niezadowolenia czy sprzeciwu. Z taką samą spokojną cierpliwością wykonuje swoją żmudną pracę służącej wypełnioną nieustannym usługiwaniem i dbaniem o czwórkę kochanych przez nią dzieci jej pracodawczyni, jak mierzy się ze swoim wewnętrznym dramatem, gdy okazuje się, że jest w nieplanowanej ciąży.
Z jednej strony film jest prostą opowieścią o codziennym życiu rodziny złożonej głównie z kobiet i dzieci, ale z drugiej obnaża pustkę i jałowość mocno umocowanego w kulturze meksykańskiej patriarchalizmu. Mężczyźni w tym obrazie stanowią kontrapunkt na drugim planie. Są albo zajęci pracą (nieobecni w życiu rodzinnym) lub swoimi rozrywkami bądź przyjemnościami, albo zajęci są walką i szkoleniem się do niej (tłem społecznym obrazu są konflikty i polityczny chaos związany z demonstracjami studentów), ale ich dominacja wydaje się być elementem naturalnym i niezbędnym, konstruującym społeczną hierarchię.
Moment, gdy obie bohaterki muszą się zmierzyć ze swoimi życiowymi dramatami nie tylko bardzo zbliża je do siebie, ale także pokazuje, gdzie naprawdę tkwi życiodajna siła – nie w fasadzie tradycjonalnych rodzinnych układów (mężczyzna jako głowa rodziny, kobieta i dzieci) , ale w bliskości, akceptacji i mocy grupy (matka, babka, dzieci i służące), która jest ze sobą i daje sobie wsparcie na dobre i na złe.
"Roma" to przejmujące kino niosące refleksję i dające nadzieję.