"Marzę o tym, żeby móc na widok policjanta odetchnąć z ulgą i pomyśleć, że jestem bezpieczny."
Kino gatunkowe, szczególnie to niskobudżetowe, w swym przekazie z założenia nie musi być specjalnie odkrywcze czy obrazoburcze. Dlatego też rocznie powstaje około miliona i osiemdziesięciu ośmiu wtórnych akcyjniaków o zemście w imię prawilności, powodowanej osobistą tragedią. To nieco nużące, więc zawsze miłe zaskoczenie stanowi sytuacja, kiedy stereotypowe role ekranowych bohaterów się nieco odwracają, a najgorsi okazują się ci, o których źle mówić nie wypada.
"
First Kill" w całkiem wysokim stopniu igra z etycznymi założeniami oglądającego, ale by nie ujawniać historii pozwolę sobie przemilczeć, w jaki dokładnie sposób. Za wiele z fabuły nie zdradził również zwiastun, po którym możemy wynieść błędne wrażenie, że mamy do czynienia z powolnym dramatem obyczajowym, pełnym uczuć i ckliwości. Nic z tych rzeczy. Nowe dzieło reżysera udanego "
Marauders" to na pewno nie napakowane akcją kino, jakie się zazwyczaj z
Willisem kojarzy. Z drugiej strony, bohaterom ikry nie brakuje, więc zamiast siedzieć w kącie i płakać, nie mają oporów, by ruszyć do akcji, nacisnąć spust i skasować psa. Wyznawcy JP zostaną usatysfakcjonowani.
Produkcja zbiera negatywne opinie nie za swoją jakość, lecz właśnie przez ukazywanie pewnych motywów w niedopuszczalny sposób (w oczach liberalnych, tolerancyjnych środowisk). Okazuje się, że w czasach, gdy opowiadanie o dyskryminacji jakiejkolwiek rasy prócz białej jest w kinie modnym sposobem na zgarnięcie kilku nagród oraz zdobycie uznania górnolotnych krytyków, prawdziwą odwagę stanowi przedstawienie polowania na zwierzęta jako pozytywnej metody wychowywania dziecka. Na tym polu recenzowany tu z metra cięty film gatunkowy wyróżnia się bardziej niż niejeden gloryfikowany przez recenzentów ambitny dramat społeczny. Jednak odwaga w podejmowaniu kontrowersyjnych tematów przyniosła w tym przypadku jedynie niechęć ze strony liberalnych mediów.
Choć odkładając kontekst społeczny na drugi plan, "
First Kill" ponad przeciętność wynosi zacne aktorstwo. Kawał dobrej roboty wykonał zawsze starający się
Hayden Christensen, który na pewno obejrzał już swoje partactwo w "
Zemście Sithów", stąd nie szarżuje zbytnio i nieco wyciszoną, zdeterminowaną kreacją kreuje kolejnego kinowego rodzica, który walczy o odzyskanie dziecka. Miłą wiadomością jest również zacna rola
Bruce'a Willisa. Przy takiej charyzmie oraz doświadczeniu wystarczyło wyłączyć śmieszkowanie i oto w prosty sposób dostajemy naprawdę wyrazistą postać, zasadniczego, zmęczonego życiem szefa policji, do której obecnie ten aktor pasuje idealnie.
Reżyser
Steven C. Miller zauważył, że w "
Pakcie Krwi", jego poprzednim, nieudanym filmie, aktorzy grali zbyt żywiołowo, a scenariusz zakładał nazbyt emocjonalne reakcje. Te wady udało się zniwelować. Nawet duża obecność dzieciaka na ekranie, dzięki sensownemu rozegraniu scen oraz spokojnej grze młodego aktora, nie przeszkadza w odbiorze filmu. Miło zobaczyć produkcję, która w większości seansu stawia na logiczne rozwiązania i myślenie podczas sytuacji kryzysowych.
Irytację wzbudza jednak zawiązanie akcji. Błędów rozumowania, niedorzecznych zachowań oraz dziur fabularnych w nim tyle, że aż czoło czerwienieje od uderzeń otwartą dłonią. By doprowadzić do ciekawej sytuacji twórcy poświęcili na chwilę sens i logikę. Na całe szczęście, dalej scenariusz ciekawie przedstawia bohaterów dramatu i przy okazji zgrabnie opowiada o dojrzewaniu i tym, co znaczy być twardzielem. Przekaz mało odkrywczy, ale też nikt go łopatologicznie widzowi nie wmusza do głowy. Stanowi zaledwie dodatek do sprawnie rozegranej rozgrywki w kota (czy raczej psa) i myszy.
"
First Kill" nakręcono w kilkanaście dni, ale przynajmniej wykorzystano zgrabnie sklecony skrypt, a aktorzy przyłożyli się do swoich ról. Do tego spora dawka antypolicyjnego, prawdziwie niekonformistycznego klimatu wyróżnia tę produkcję w morzu wtórnych średniaków. Angażująca historia i bohaterowie, którym dobrze się kibicuje, to pewne wymagane podstawy dobrego filmu, które w tym przypadku zostały spełnione. Może to nie za wiele, ale na jeden ekscytujący seans wystarczy.
"Niczym się nie różnią od zwykłego złoczyńcy. Chyba tylko zasadami, bo bandyci mają honor. I swój pie***ony styl."