Autobiograficzne wątki w twórczości
Romana Polańskiego to prawdopodobnie materiał na niejedną pracę doktorską.
"Oficer i szpieg" - autentyczna historia francuskiego żołnierza żydowskiego pochodzenia niesłusznie oskarżonego o zdradę stanu - dołoży do tego koszyka kolejny kamyk. W wywiadzie zamieszczonym w pressbooku filmu reżyser, na którym od pół wieku ciąży zarzut o gwałt na Samancie Geimer, przyznał wprost, że w opowieści o Alfredzie Dreyfusie widzi „tę samą determinację w negowaniu faktów i potępianiu go za czyny, jakich się nie dopuścił”. Pozostaje mieć nadzieję, że odbywająca się po raz enty dyskusja na temat problematycznej przeszłości artysty nie zagłuszy rozmowy o jego dziele. Nawet, jeśli trudno je zaliczyć do szczytowych osiągnięć twórcy
"Chinatown".
Głównym bohaterem filmu jest major Georges Picquart (
Jean Dujardin). Niedługo po tym, jak sąd skazuje Dreyfusa (
Louis Garrel) na dożywocie za szpiegostwo, oficer otrzymuje awans na pułkownika oraz posadę szefa wywiadu. W trakcie zaprowadzania w instytucji nowych porządków Picquart natrafia na dowody świadczące o tym, że najsłynniejszy więzień Francji może być niewinny. Kiedy jednak wojskowy przedstawia je przełożonym, trafia na zdecydowany opór. Z niewiadomych powodów nikomu w armii nie zależy na tym, by rozpocząć na nowo proces Dreyfusa. Nawet, jeśli prawdziwy zdrajca wciąż jest na wolności i właśnie ubiega się o posadę zapewniającą mu dostęp do ściśle tajnych informacji.
Choć przedstawione na ekranie zdarzenia miały miejsce na przełomie XIX i XX wieku,
"Oficer i szpieg" to film zadziwiająco aktualny. Polański do spółki ze współscenarzystą oraz autorem literackiego pierwowzoru Robertem Harrisem dowodzi, że świat nie zmienił się aż tak bardzo przez ostatnich sto lat. Już w czasach naszych prapradziadków potrafiono publikować fake newsy, niszczyć publicznie dobre imię niewinnych osób, a także dla politycznego zysku rozpalać ogień nienawiści przeciwko mniejszościom. Na przykładzie procesu Dreyfusa twórcy uzmysławiają również, jak łatwo jest przekonać społeczeństwo do poddania się logice absurdu. Zmusić do uwierzenia w naciągane analizy ekspertów i nieistniejące dowody przestępstwa. Przekonać, że bezwartościowe zeznania w rzeczywistości obciążają oskarżonego. Gdyby ta historia nie wydarzyła się naprawdę, prawdopodobnie pomyślelibyście, iż zrodziła się w umyśle Franza Kafki.
Jak widać, w dziele Polańskiego nie brakuje intrygujących tropów interpretacyjnych. Problem w tym, że nie idą one w parze z angażującym, trzymającym za gardło kinem.
"Oficer i szpieg" to letni dreszczowiec, który nabiera narracyjnej krzepy dopiero w finałowym akcie. Przez resztę seansu obserwujemy mało fotogeniczne śledztwo polegające w dużej mierze na rekonstruowaniu porwanych telegramów oraz porównywaniu charakterów pisma. Polański i Harris dorzucają do tego zupełnie nijaki wątek romansu Picquarta z żoną wpływowego dyplomaty (
Emmanuelle Seigner). No dobrze - powie część z Was - ale przecież tak naprawdę było! Reżyser nie mógł zamienić sprawy Dreyfusa w przygody Jamesa Bonda. Mógł jednak zrobić to, co zawsze wychodziło mu najlepiej: wykreować atmosferę. Oddać poczucie rosnącego osaczenia, odmalować groteskowość i grozę całej sytuacji, pokazać niepewność bohatera. W filmie poza drobnymi przebłyskami trudno, niestety, dostrzec magiczne dotknięcie mistrza. Zrealizowany jest poprawnie, chwilami z rozmachem, ale bez dawnej ikry.
Mimo to mam do niego słabość, jak do wszystkich filmów będących hymnami na cześć honoru, prawości i zasad, których nie wolno łamać. Grany przez charyzmatycznego
Dujardina Picquart nie walczy o uwolnienie Dreyfusa z powodu sympatii bądź współczucia. Aby prawda wyszła na jaw, ryzykuje karierą, wolnością, a nawet życiem. Jako żołnierz z krwi i kości rozumie bowiem, że lepiej jest stracić mundur niż splamić go zaniedbaniem. Mottem
"Oficera i szpiega"mogłyby być słynne słowa profesora Władysława Bartoszewskiego:
warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto.