Usiadłam w kinie obok paczki rubasznych panów i kilku dziesiątek innych widzów, aby wyrobić sobie własne zdanie o filmie z tak zróżnicowanymi opiniami. Tak jak podejrzewałam, nadmierna krytyka
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Usiadłam w kinie obok paczki rubasznych panów i kilku dziesiątek innych widzów, aby wyrobić sobie własne zdanie o filmie z tak zróżnicowanymi opiniami. Tak jak podejrzewałam, nadmierna krytyka jest zupełnie niepotrzebna - niczego mądrego z seansu nie wyniosłam, ale bawiłam się całkiem przyzwoicie, i na to byłam nastawiona.
"Obrońcy skarbów" to ewidentnie spełnione marzenie sentymentalnego Georga Clooneya, który może sobie podobne wyszukane historie realizować z mocą, na którą zasłużył rolami amantów i wdziękiem osobistym. To pewnie przez zachowanie widowni odebrałam film głównie jako rozrywkę, ale sam reżyser wcielający się niestety tylko w rolę czarującego bohatera zdaje się mrugać do nas okiem, tym razem trochę bez mocy. Przeczytane przed projekcją recenzje ostudziły moje wielkie oczekiwania i wiedziałam, że nie należy się spodziewać oskarowego kalibru, ale ten niegorący, a ciepławy dobrotliwy film jest jednak na plus.
Historia oparta jest na prawdziwych wydarzeniach i sama w sobie jest interesująca. Grupa artystów i znawców sztuki rusza prawie na linię frontu, aby odnaleźć zagrabiane przez Niemców obrazy, rzeźby i inne cenne wspaniałości dorobku artystycznego. W rzeczywistości grupę tę stanowiło około 350 śmiałków, Clooney zgarnia sześciu kolegów, którzy bez oporów ubierają mundury. Bohaterowie parami przeczesują kolejne miejsca grabieży, aby odkryć sekret magazynowania dziesiątek tysięcy dzieł sztuki.
Lista nazwisk w obsadzie lśni jak magazyn sztab złota, który przypadkowo odnajdą bohaterowie, ale dla mnie to niepotrzebny tłum, jeżeli aktorzy mają być tak miałko wykorzystywani. Scenariusz nie rozrysował postaci odpowiednio, przez co nasze gwiazdy nie mają zbyt dużego pola do popisu. Uśmiech należy się wyłącznie Cate Blanchett, której najbliżej do tytułowego obrońcy. Jej postać jest wzorowana na Rose Valland - francuskiej kuratorce sztuki, która podczas wojny nieraz utarła nosa złodziejskim praktykom nazistów. W "Obrońcach skarbów" Blanchett wplątano w próbę nijakiego romansu z bohaterem Matta Damona. W poszczególnych segmentach czasami brakuje wyrazistości, więc odbiór całości traci, ale każda sugestywniejsza mina Boba Balabanai jego utarczki z markotnym Billem Murrayem dawały mnóstwo powodów do radości. Dobrze było znowu zobaczyć Jeana Dujardina i Johna Goodmana, ale im chyba najtrudniej było wyjść poza to, do czego nas przyzwyczaili. Taką obsadę zawsze będzie się jednak dobrze oglądać.
Podstawą dla filmu jest książka Roberta Edsela. Muzykę skomponował Alexandre Desplat i jest ona w stanie pokrzepić serca. Ścieżka dźwiękowa podkreśla humorystyczne akcenty filmu i tragedie. Nie brakuje tu momentów wzruszeń, ale oszczędzono nam brutalnych widoków wojny, których w kinie jest już dostatek. Nasi bohaterowie otoczeni patosem z każdej strony skupiają się na tym, co powinno być w odbiorze najważniejsze. "Obrońcy skarbów" to hołd dla dorobku artystycznego i bohaterskich ludzi, którzy na pytanie, czy sztuka jest warta ludzkiego życia, udzielali tylko potwierdzającej odpowiedzi nawet, kiedy śmierć zbierała wokół żniwo.
John Frankenheimer w 1964 roku poruszył powyższą tematykę w "Pociągu", który nadrobiłam i szczerze polecam, jeżeli tegoroczna pozycja zawiedzie oczekiwania. Czułam tę przyjemną niepewność i napięcie, a porządna struktura filmu to delicja. Wszystkich trzech cech zabrakło w filmie Georga Clooneya, aby mógł zadowolić szerszą widownię, co nie znaczy jednak, że nie ma mojego uznania za sięgnięcie po ważny i bliski mi temat.