Recenzja filmu

O północy (2005)
Koya Pagayo
Robertino
Olga Lydia

Koszmary senne

Reżyser dużo czasu poświęca swoim bohaterom i ich wzajemnym relacjom. Niestety, jeśli Pagayo nie pozbędzie się swego stałego współpracownika, scenarzysty Ery Sofida, to nigdy nie zdoła
Miłość, to jak wiemy, specjalność melodramatów. Kieruje losami bohaterów i stanowi dla nich najbardziej pożądany cel. Czasem jednak uczucie to, zwłaszcza gdy jest nieszczęśliwe pojawia się także w filmach grozy. Miłość w horrorze, jak to bywa z horrorem, nie ma jednak w sobie nic z landrynkowego sentymentalizmu, jest raczej mroczną ponurą siłą, która najczęściej prowadzi do tragedii. A tragedia, choć nie jest pozbawiony jej ani melodramat ani dramat, to już niemal podwórko kina grozy. Z jednym wszakże zastrzeżeniem, że skutki owej miłosnej tragedii rozciągają się nie tylko na doczesność. One trwają również po śmierci. Z takim ujęciem miłości – posępnej i tragicznej, której owoce bohaterowie zbierają jeszcze długo po śmierci - mamy do czynienia w indonezyjskim horrorze Koi Pagayo "12.00 A.M.".

Inez i Alvin razem studiują i są też parą. W ich związku nie dzieje się najlepiej. Alvin, zapalony fotografik więcej czasu spędza z przyjacielem, Bayu na fotografowaniu okolicy albo wykonując na zlecenie policji zdjęcia miejsc zbrodni. Gdy akurat nie pstryka fotek, przesiaduje w ciemni, pracując nad ich wywołaniem. Inez czuje się zepchnięta na drugi plan i zaniedbana. Nie ma pewności czy Alvin rzeczywiście odwzajemnia jej gorące uczucie czy jest już dla niego tylko "przyjaciółką". Mimo zapewnień ze strony chłopaka, ten wciąż zapomina o Inez, wybierając wypady z Bayu. W czasie jednego z nich dwaj przyjaciele wykonują serię zdjęć w opuszczonym, zrujnowanym budynku. Zaraz po powrocie z sesji, Alvin wywołuje zdjęcia. Na jednym z nich dostrzega długowłosy cień. Wkrótce w życiu bohatera oraz jego najbliższych znajomych: Inez, Bayu oraz jego dziewczyny Mel zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Nawiedzają ich przerażające koszmary o długowłosym upiorze, realistyczne wizje i przeczucie czyjeś obecności. Tymczasem Alvin poznaje w campusie Clarę, tajemniczą dziewczynę, z która spędza coraz więcej czasu. Inez odkrywa, że jej chłopak ma, obok fotografii, nową pasję – nieznajomą dziewczynę. Wydaje się, że to koniec związku z Alvinem. Ale niezwykłe i przerażające zjawiska dziejące się wokół bohaterów nasilają się, znów jednocząc Inez i Alvina. Czy nie jest jednak za późno? Mściwy duch, który pragnie pomścić doznaną kiedyś krzywdę, staje się coraz bardziej niebezpieczny dla Alvina i jego przyjaciół. 
Koya Pagayo niewątpliwie musi być fanem horrorów. Nie tylko bowiem nakręcił ich w ciągu czterech lat aż siedem, ale w jego filmach możemy znaleźć wiele pomysłów a nawet scen zaczerpniętych z klasyki asian ghost story. Bo też tę odmianę kina grozy upodobał sobie szczególnie. Pożyczone zabiegi narracyjne, elementy fabuły czy całe sceny z "Ringu" H. Nakaty, "Klątwy Ju-on" T.J. ShimizuT. Shimizu oraz tajlandzkiego "The Shutter" wypełniają każdy obraz indonezyjskiego reżysera. Pagayo na pewno nie zaskakuje oryginalnością. Ale szczerze powiedziawszy na niewiele pozytywnych niespodzianek możemy liczyć oglądając horrory jego autorstwa. Niestety ten przykry brak choćby niewielkiego odstępstwa od konwencji asian ghost story odczuwalny jest także w drugim w karierze Pagayo, filmie grozy: "12.00 A.M.".

Bohaterowie filmów twórcy z Indonezji to zazwyczaj młodzi ludzie (dlatego horrory Pagayo cieszą się sporym powodzeniem o publiczności, do której swoje filmy adresuje ). Mogą nimi być uczniowie szkół średnich (np. "Call My Name 3x") albo studenci ("After Midnight") –ważne młodość i fizyczna atrakcyjność zwraca na nich uwagę. Ważne także, że prawie zawsze wplątują się w przerażająca historię z mściwym duchem (lub całym ich mrowiem jak w "Malam Juwat Kliwon"), który zaczyna uprzykrzać życie niefrasobliwych młodych ludzi, a czasem nawet je odbierać. Pagayo straszy przeważnie, albo starając się widza przytłoczyć scenami grozy, albo z większym umiarem, lecz prawie nigdy nie zdobywa się we wywoływaniu emocji na odrobinę inwencji. Owszem, w jego filmach trafiają się momenty grozy zainscenizowane z głową, lecz są to jaskółki wiosny nie czyniące. Horrory indonezyjskiego speca od grozy są też nowocześnie, ale zarazem często manierycznie sfilmowane. Pagayo lubi nadużywać nietypowych ustawień kamery – tzw. ujęć z żabiej perspektywy lub z lotu ptaka. Na ekranie zdjęcia kręcone z tak ustawionej kamery wypadają efektownie, ale po pewnym czasie, zwłaszcza w scenach nieuzasadniających tego rodzaju zabiegi realizacyjne, raczej irytują. Niemniej na nieustannie stawiane przez twórców, widzów i krytyków pytanie, co jest ważniejsze: efekt czy treść, Pagayo z pewnością odpowiedziałby, że zdecydowanie wybiera efekt. Dążenie do efektu pozwala twórcom filmowym mniejszą wagę przykładać do treści, toteż w horrorach Indonezyjczyka logika filmowych wydarzeń bywa w mniejszym lub większym stopniu upośledzona.

Poczynione uwagi w całości odnoszą się do pochodzącego z 2005 r. obrazu "12.00 A.M.". Bohaterowie filmu to młodzi ludzie, którym przychodzi zmierzyć się z mściwą zjawą. Długowłosy upiór ma tym razem do wyrównania rachunki z przeszłości związane z postacią Inez. Sprawa zahacza o miłosny trójkąt, a w trójkącie, jak to w trójkącie, ktoś musi ucierpieć. Cierpiący duch z przeszłości zamiast mścić się na Inez, z która łączą ją dawne mroczne tajemnice, rujnuje życie jej przyjaciół, jakby nie było osób postronnych. Pewnym wytłumaczeniem są słowa zmarłej, która przyrzekła, że zniszczy życie bohaterki. Niszczy je zatem, niszcząc najbliższe jej osoby. Cóż… też tak można. 
"12.00 A.M." nie jest jednak filmem złym. Oczywiście, przed jego seansem dobrze jest obejrzeć kilka innych horrorów Pagayo, by wiedzieć czego się spodziewać. Z takim nastawieniem możemy z miłym zaskoczeniem odkryć, że reżyser w kilku drobnych elementach zdobył się jednak na coś więcej niż na powielanie sztampy azjatyckiej ghost story. Pochwalmy zatem Pagayo za rozsądne gospodarowanie filmową zjawą, za – przynajmniej w początkowych fragmentach filmu – próby nastrojowego straszenia oraz za finał – mocny, odważny (w kontekście hollywoodzkiej normy) i najbardziej udany element fabuły. Słowa uznania należą się także za próbę pogodzenia "efektu" z "treścią". Reżyser dużo czasu poświęca swoim bohaterom i ich wzajemnym relacjom. Niestety, jeśli Pagayo nie pozbędzie się swego stałego współpracownika, scenarzysty Ery Sofida, to nigdy nie zdoła zrealizować w pełni udanego horroru. Scenariusz "12.00 A.M." jest jego najsłabszym ogniwem.

To dlatego w filmie pojawiają się zbędne wątki, sceny (np. scena z potrąceniem przez samochód tajemniczej kobiety), nielogiczności i zerżnięte z innych filmów fabularne schematy. To dlatego też bohaterowie nie są zbyt interesujący, a łączące ich związki mało porywające (wiecznie zazdrosna Inez, ciągle zajęty Alvin). Niestety trochę nudno jest w "12.00 A.M.", zwłaszcza dla kogoś, kogo cień przebiegającej zza plecami bohatera zjawy absolutnie nie wzrusza. Rzecz jasna, tego rodzaju historię można oglądać nie po to by odkryć w nich coś nowego, świeżego, zaskakującego, lecz po to by obejrzeć ulubione postaci, chwyty i elementy fabuły. Dla takich widzów horror Pagayo nie będzie rozczarowaniem. Dla widzów uparcie szukających przejawów indywidualnej twórczości zadanie będzie trudniejsze – trzeba się porządnie wysilić, by w "12.00 A.M." znaleźć coś ponad konwencję. Ale, zapewniam, że cierpliwy i wytrwały widz znajdzie kilka momentów przyzwoitego kina, które go ucieszą.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?