Recenzja filmu

Nie oddychaj (2016)
Fede Álvarez
Stephen Lang
Jane Levy

Ślepa furia

Urugwajski reżyser Fede Alvarez dał się wcześniej poznać jako reinterpretator gatunkowej tradycji w udanym remake'u "Martwego zła" Sama Raimiego. I choć tym razem próbuje swoich sił w oryginalnym
W "Doczekać zmroku" Terence’a Younga niewidoma bohaterka grana przez Audrey Hepburn stawała do nierównej walki z bandytami, którzy wtargnęli do jej domu celem odzyskania paczuszki z heroiną. Sprzyjały jej zarówno ciemności, jak i doskonała orientacja w przestrzeni. Ogorzałego i umięśnionego bohatera "Nie oddychaj" z Audrey Hepburn raczej nie pomylicie, ale schemat filmu jest podobny – to nadludzka determinacja i znajomość swoich czterech kątów zamieniają zwierzynę w skutecznego myśliwego. 

   

Mężczyzna staje na drodze tercetu drobnych złodziejaszków. Dzieciaki mają głowy pełne marzeń, głównie o ucieczce z ponurego Detroit, na lepszy los muszą jednak sobie zapracować drobnymi kradzieżami. Ofiar szukają wśród klientów firmy ochroniarskiej należącej do ojca jednego z bohaterów, a z chwilą, w której porzucają użyteczny, mający ustrzec ich przed wieloletnim więzieniem kodeks (zero broni, kradzież przedmiotów o niewielkiej wartości), pieczętują swój los. Wprawdzie zniedołężniały weteran z Iraku (Stephen Lang) chwieje się na nogach, mamrocze coś pod nosem i nie wygląda na zabijakę, lecz, jak to w kinie grozy bywa, pozory mylą. Wzięty między muszkę a szczerbinkę, błyskawicznie zamienia swoje mieszkanie w drugą Zatokę Perską. 

Mimo iż całą historię poznajemy z perspektywy pechowców, którzy wyważyli o jedne drzwi za dużo, nie ma wątpliwości, że głównym bohaterem filmu pozostaje ich prześladowca. Zagrany przez Langa na skrajnych nutach, jest jednocześnie rozjuszonym zwierzęciem i skrzywdzoną ofiarą, bezwzględnym psychopatą i straumatyzowanym nieszczęśnikiem. Oczywiście, im bliżej finału, tym częściej scenarzyści odzierają go z ludzkich przymiotów, ale taki już wymóg konwencji –przed finałową konfrontacją wypada faceta dokumentnie znienawidzić.


Urugwajski reżyser Fede Alvarez dał się wcześniej poznać jako reinterpretator gatunkowej tradycji w udanym remake'u "Martwego zła" Sama Raimiego. I choć tym razem próbuje swoich sił w oryginalnym materiale, recepty na udane kino grozy wciąż szuka w przeszłości. "Nie oddychaj" to pozszywany z gatunkowych prefabrykatów thriller, czyli konwencja, którą Alvarez wygrywa z ogromnym wyczuciem filmowej materii. Świetnie panuje nad nastrojem, kadruje przestrzeń tak, aby zdawała się jednocześnie zwyczajna i groźna, klaustrofobiczna i oswojona, doskonale operuje światłem i cieniem. Fenomenalne są zwłaszcza sekwencje zabawy w kotka i myszkę w całkowitym mroku, a także stylowe panoramy opuszczonych dzielnic miasta. 

Nietrafione metafory (z rozkładającą skrzydełka biedronką jako symbolem nadziei na czele), zbyt pospieszna i szyta grubymi nićmi ekspozycja oraz szereg dziur logicznych (przez większość filmu bohaterowie spacerują psychopacie pod nosem, zaś ten, nie wiedzieć czemu, ich nie słyszy) odbierają nieco frajdy z seansu. Wszystkie te felery tracą jednak na znaczeniu, gdy karuzela terroru rozkręca się na dobre. Nawet nie podejrzewaliście, że w panteonie horrorowych sław brakowało dotąd ślepego faceta w spoconym podkoszulku i berettą w dłoni.
1 10
Moja ocena:
7
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?