Współczuję i zazdroszczę miłośnikom kameralnych dreszczowców. Współczuję dlatego, że mają oni pewnie coraz większy problem z wyborem tylko jednego tytułu na wieczorny seans, a zazdroszczę, bowiem w ostatnich miesiącach ta grupa widzów zdaje się być w szczególności rozpieszczana przez dystrybutorów. Świadczyć o tym może prawdziwy wysyp wszelkiej maści "
Sadystów" i "
Hosteli", któremu towarzyszyły gorączkowe dyskusje o renesansie gatunku, które owe dzieła reprezentują. Nic więc dziwnego, że horror zatacza coraz szersze kręgi i że romansować z nim zaczynają coraz to nowi twórcy, jak choćby
Nimród Antal, reżyser fantastycznie przyjętych w naszym kraju "
Kontrolerów".
"
Motel", bo o nim mowa, rozpoczyna się od scen z dogorywającego życia małżeńskiego pary bohaterów: Amy (
Kate Beckinsale) i Davida (
Luke Wilson). Poznajemy ich w momencie, kiedy prowadzą nerwowy dialog w trakcie powrotu z rodzinnego spotkania. Atmosfera pogarsza się w momencie, kiedy nasi bohaterowie otrzymują dwa niezbyt przyjemne prezenty od losu – psuje im się samochód, po czym zmuszeni są przeczekać noc w obskurnym motelu. Następujące po tym wydarzenia nie są szczególnie obiecujące. Miejsce jest odpychające, recepcjonista wygląda jak Jeffrey Dahmer, a pokoje zaopatrzone są w taśmy VHS z zapisem brutalnych morderstw o niepokojącym ładunku autentyczności...
Jak widać z powyższego streszczenia – fabuła "
Motelu" do najoryginalniejszych nie należy. Nie inaczej sprawa ma się z prowadzeniem akcji. Odczują to zwłaszcza widzowie przyzwyczajeni do szokujących zwrotów akcji i intermediów z wnętrznościami bohaterów w głównych rolach. Żeby wytrwać cierpliwie do końca seansu, najlepiej jak najwcześniej zdać sobie sprawę z tego, że zasadą, jaką kierował się reżyser było "coś za coś". Powstał przez to film wyważony, przez większość czasu zgrabnie łączący wątki obyczajowe z motywami emblematycznymi dla współczesnego horroru głównego nurtu.
Jednakże – już pierwsze minuty obnażają "
Motel", ukazując go jako obraz utkany ze schematów. Ale, dodać trzeba – utkany zręcznie. Na tyle zręcznie, że przy odrobinie dobrej woli podarować mu można nawet nawiązania do
Hitchcocka (choćby za to, jak bardzo są życzliwe i pełne szacunku).
Twórcy "
Motelu" postanowili pójść pod prąd panującym tendencjom i nie wdzięczyć się do widza. Rzucają nam za to film świadomie konserwatywny, a przez to stanowiący pewne urozmaicenie na rynku. Kolejne dobre wrażenie budzi to, jak wyważonym obrazem jest "
Motel". Częstotliwość scen, które mają niepokoić widza, została dobrana na tyle dobrze, że nie tracimy zaufania do twórców, nawet kiedy obraz staje się ilustracją zabawy w "kotka i myszkę". Podobnie – długość wprowadzenia fabularnego jest odpowiednia. Odpowiednia – oczywiście jak na film, który nie zdradza aspiracji do bycia kolejnym "zaangażowanym" obrazem z elementami kina grozy. Poza wszystkim reżyser unika poważniejszych grzechów (jak choćby podkręcenia ilości patosu na centymetr taśmy), przez co udaje mu się przez większość czasu prowadzić film w sposób zgrabny i lekki.
Aktorzy w tym filmie nie są źródłem wielu pozytywnych zaskoczeń. Trzeba im oddać to, że przekonująco wypadają, kiedy ich postaci skaczą sobie do oczu. Patrzy się też z uwagą na ich grobowe miny i nabiera chęci do zagłębienia się w ich wzajemne relacje. Niestety – wprowadzenie w fabułę trwa krótko, a wątki, które pojawiają się w jego trakcie, w dalszej części filmu będą stanowić ledwie ozdobę. W okolicach sześćdziesiątej minuty filmu zadania aktorskie polegają głównie na bieganiu i dobijaniu się do drzwi. Występ
Kate Beckinsale raczej nie uczyni z niej "królowej horroru".
Luke Wilson początkowo budzi sympatię, lecz z czasem nabiera się przekonania, że gdyby niepostrzeżenie zmienił go
David Arquette, to widz nie odczułby tego szczególnie. Warto wspomnieć o ciekawej roli na drugim planie. W rolę recepcjonisty wciela się
Frank Whaley (kojarzony głównie z epizodyczną rolą Bretta w "
Pulp Fiction").
Z pozostałych elementów filmu na szczególne wyróżnienie zasługuje scenografia. Mimo że (podobnie jak i pozostałe środki) oszczędna, to jednak spaja ten film pod względem plastycznym i zwraca uwagę kilkoma cieszącymi oko drobiazgami.
"
Motel" to niespełna 90 minut całkiem godziwej rozrywki, na przyzwoitym poziomie straszenia. Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem podawania grozy w homeopatycznych dawkach, co sygnalizuję wszystkim, którzy są w stanie docenić umiar w epatowaniu. Tych z was, którzy lubią, kiedy filmowy ekran zamienia się w buñuelowską brzytwę, uprzedzam, że "
Motel" ma zadatki, żeby swoją powściągliwością rozdrażnić i znudzić. Zamykając wątek strachu w "
Motelu", warto dodać, że sposób zabawy z widzem, na jaki zdecydował się reżyser, jest dość prymitywny i toporny. Samo straszenie jest rozpięte na dość prostych odruchach lękowych widzów, co może zarówno imponować konsekwencją reżysera, jak i drażnić brakiem odwagi i finezji.
Wymowa filmu sprowadza się do kilku banalnych spostrzeżeń w stylu "nadzieja jest matką głupich", a "nuda jest matką psycholi". Można niby zatrzymać się przy motywie luster i główkować nad jego znaczeniem. Można się również napiąć i próbować wycisnąć z tego obrazu parę spostrzeżeń o kondycji współczesnych Amerykanów. Można szukać w tym filmie zgryźliwych komentarzy pod adresem niezależnego kina grozy romansującego z Hollywood. Można pewnie bronić go za zawartość satyry na młodych gniewnych współczesnego horroru. Można robić wszystkie te rzeczy, ale nie bardzo wiadomo po co, bo nikt tutaj (włącznie z reżyserem) nie udaje nawet, że tworzy epokowe dzieło.
W ramach podsumowania podzielę się radą od serca. Jeżeli nie widzieliście jeszcze "
Motelu", wstrzymajcie się z tym przez najbliższe 20 lat, a potem spróbujcie wygrzebać ten tytuł z jakiejś obskurnej wypożyczalni DVD. Jestem pewien, że będzie wtedy smakował dużo lepiej.
Na koniec napiszę tylko, że mi osobiście, przyjemność czerpana z tego filmu skojarzyła się z zabawą zimnymi ogniami, którą na początku filmy praktykuje bohaterka. Ci z was, którzy – podobnie jak ja, lubią w kinie nieco wyższe temperatury, czy wręcz lekkie oparzenia, mogą sobie "
Motel" spokojnie darować.