"
Słowa" to absolutny debiut duetu
Klugman &
Sternthal. Obaj panowie napisali scenariusz i wyreżyserowali film z
Bradleyem Cooperem w roli głównej. Ich pierwsze samodzielne kroki w Hollywood są często nieporadne, a obu panom brakuje pewności siebie. Ale mimo że nie udało im się zadebiutować z przytupem, "
The Words" znakomicie sprawdza się jako propozycja na długi jesienny wieczór. Tych nadchodzi całkiem sporo.
Film został oparty na historii niespełnionego pisarza Rory'ego Jansena. Nic, w czym zakochaliby się czytelnicy, napisać nie może, aż tu nagle... no właśnie wpada mu w ręce nieopublikowana dotąd książka. Dalej jego losy pędzą jak pociąg pośpieszny, nie trudno zgadnąć, w jaką stronę.
"
The Words" aspiruje do roli poważnego dramatu, ale bliżej tej produkcji do harlequinowego obyczaju. Ciepłe kadry połączone z kojącą ścieżką dźwiękową tworzą atmosferę dla kolejnych historii miłosnych, w tym tej opowiadanej przez
Jeremy'ego Ironsa. Reżyserzy ani nie próbują, ani nie chcą grzebać w głowach swoich widzów. Skromnie używają prostych środków przekazu, kreśląc film, o którym publiczność zapomni równie szybko, jak o skonsumowanym w czasie seansu popcornie.
Nie było jednak tak źle jak wskazywała amerykańska prasa. "
Słowa" z pewnością nie mogą się zaliczać do grona najlepszych dramatów tego roku, z drugiej jednak strony nie wypadły na dużym ekranie tragicznie. Spokojne tempo, pewna doza nostalgii, ukryta za kolejnymi wspomnieniami bohaterów, czyni całość strawną i przyjemną w odbiorze.
Była to również kolejna próba zaistnienia poza gatunkiem komediowym
Bradleya Coopera. Niestety wraz z pięknymi koleżankami (
Olivia Wilde,
Zoe Saldana) stanowił przystojny bonus, bo o wyrafinowanym aktorstwie mowy być nie może.
W efekcie końcowym "
The Words" plasuje się gdzieś pośrodku filmowej drabinki. Za słaby, żeby okrzyknąć kompletny sukces, zbyt przystępny, żeby nazwać spektakularną klapą. Znajdzie się wielu, którym ta opowieść debiutantów sprawi dużo uciechy.