Jeśli zwiastun zaczyna się od sceny, w której T. rex pożera prehistorycznego jaszczura, a następnie ginie w szczękach megalodona, są dwie możliwości. Albo zdesperowani twórcy wyciągnęli z rękawa swojego jedynego asa, albo to tylko przedsmak tego, co czeka na Was w kinie. Na szczęście tym razem
Ben Wheatley wyszedł z sytuacji obronną ręką. Jego "
Meg 2: Głębia" ma wszystko, czego brakowało wyreżyserowanej przez
Jona Turteltauba pierwszej części: dobrze rozpisane relacje między bohaterami, bezpretensjonalny humor, a przede wszystkim WIĘCEJ REKINÓW!
Grany przez
Jasona Stathama Jonas Taylor, którego poznaliśmy jako cynicznego najemnika, przeszedł przemianę. Oficjalnie pracuje dla instytutu oceanologicznego założonego przez Jinminga (
Wu Jing) – brata Suyin (
Bingbing Li), wuja Meiying (
Shuya Sophia Cai). Jak jednak wiadomo, badania dna oceanu, choć fascynujące, zwykle nie przynoszą takiej adrenaliny jak dojeżdżanie przestępców zatruwających środowisko. W kapitalnej sekwencji na kontenerowcu bohater przeprowadza akcję, jakiej nie powstydziłby się Orson Fortune z "
Gry fortuny". Zdobywa obciążające materiały, a kiedy przeciwnikom udaje się go zapędzić w kozi róg… wyciąga z kieszeni dwa środkowe palce i rzuca się do wody (nara, frajerzy!). How cool is that?!
Meiying tymczasem wyrosła na młodocianą nerdkę, która bardzo chce przejść od teorii do praktyki. A że niemal wszystkie aktywności, na jakie ma ochotę, są w ocenie matkującego jej Jonasa zbyt niebezpieczne, nastolatka bierze sprawy w swoje ręce. Zakrada się na pokład batyskafu mającego zejść na głębokość 7000 metrów, licząc, że gdy jej obecność zostanie odkryta, załoga nie podejmie decyzji o natychmiastowym powrocie na powierzchnię. Marzenie o przygodzie spełnia się z nawiązką. Gdy bohaterowie wpadają na trop spisku, podróż do wnętrza Ziemi zmienia się w walkę o przetrwanie. Co gorsza, dzięki ich działaniom zabójcze stworzenia, do tej pory oddzielone od naszego świata, zyskują niepowtarzalną okazję, by poszerzyć swe terytorium łowieckie. Jak przystało na potomków Bruce'a – tak członkowie ekipy "Szczęk" ochrzcili swojego rekina – megalodony obierają sobie za cel wypełniony turystami kurort o wdzięcznej nazwie Fun Island.
Trudno pisać o ekranowych rekinach, nie wspominając o legendarnym blockbusterze
Stevena Spielberga. Jego "
Szczęki" posłużyły za inspirację dla całego szeregu niskobudżetowych produkcji – a do tych z kolei otwarcie odwołuje się
Wheatley. W "
Megu 2" dobrze widać jego fascynację kinem klasy b, można też zaryzykować stwierdzenie, że jest fanem wytwórni The Asylum, która dała światu takie hity, jak "
Transmorfersi" (nie mylić z "
Transformers") i "
Rekinado". W tym przypadku reżyser zapuścił się jednak na terytorium innego drapieżnika ze stajni niesławnego studia – megarekina, czyli bohatera cyklu zapoczątkowanego przez film "
Megaszczęki kontra megamacki" (w kolejnych częściach walczył on m.in. z krokozaurusem i radzieckim robotem bojowym). Twórca "
High-Rise" świetnie czuje klimat tych dzieł i doskonale wykorzystuje wielomilionowy budżet, pamiętając o zasadzie sequela: ma być szybciej, więcej i śmieszniej.
W efekcie powstał film, który w ławicy wakacyjnych blockbusterów ma szansę okazać się nadrzędnym drapieżnikiem. Przeskakiwanie rekina sprawia
Wheatleyowi sporo frajdy – niezależnie od tego, czy jego bohaterowie spacerują po dnie oceanu, czy uciekają przed megalodonami w pontonie. "
Meg 2: Głębia" wygląda jak produkcja The Asylum na sterydach: może bez soczystego języka, tryskającej krwi i nader chętnie prezentujących swe wdzięki plażowiczek (kategoria wiekowa PG-13 ma swoją cenę), ale za to z dopracowanym CGI, lepszą dramaturgią i bardziej wiarygodnym aktorstwem. Od "
Szczęk" po "
Rekinado" wszystkie dotychczasowe filmy o ataku rekina prowadziły do tej chwili. Ekranowe żarłacze znowu są wielkie. Parafrazując Zygmunta Kałużyńskiego, będziecie się bawić jak prosię.