Recenzja filmu

Legion samobójców (2016)
David Ayer
Marek Robaczewski
Will Smith
Jared Leto

Płomień nadziei?

"Legion samobójców" był szansą na poprawienie błędów poprzedniego filmu i zapoczątkowanie lepszej ery dla DC. Rozbudzenie nadziei było po części zasługą samej wytwórni. W końcu pomysł na film był
Ekranizacje komiksów i książek zawsze cieszyły się niemałą, a wręcz wielką popularnością. Za pierwszą znaną dziś adaptację dzieła literackiego można uznać powstały już w 1901 roku jednominutowy czarno-biały, niemy film pod tytułem "Śmierć biednego Joe". Te króciutkie dzieło wyreżyserował jeden zpionierów sztuki filmowej, George Albert Smith. Nawiązujący do znanej już powieści Karola Dickensa"Samotnia" obraz ukazuje jeden z najtragicznych epizodów tej książki, jakim jest dramatyczna śmierć młodego zamiatacza ulic. Przypomina on trochę historię znaną z "Dziewczynki z zapałkami" Hansa Christiana Andersena. W późniejszych latach powstało wiele innych ekranizacji książek i sztuk teatralnych. Do najsłynniejszych należały przede wszystkim: "Drakula", "Hamlet", "Quo Vadis" czy absolutnie kultowe arcydzieło, czyli "Przeminęło z wiatrem".

Jednak kiedyś z całą pewnością kręcono mniej adaptacji niż obecnie. Działo się tak, gdyż reżyserzy woleli przedstawiać w kinach swoje oryginalne projekty i choć wiele z nich broni się do dzisiaj, to jednak niedosyt był dość wyraźny. A przecież istniały tysiące książek, oper i sztuk teatralnych, których wartość artystyczna zagwarantowałaby sukces dobrze przemyślanej ekranizacji. W ostatnich kilkunastu latach powstało bardzo wiele ekranizacji znakomitych i popularnych książek, z których wyróżniają się m.in. "Władca Pierścieni" lub "Harry Potter". Zdobyły one zarówno uznanie widzów, jak i także krytyków.

W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku rozpoczęła się kariera nowej formy artystycznej, jakim okazał się komiks. W roku 1934 amerykański przedsiębiorca i autor popularnych gazetowych historii, Malcolm Wheeler-Nicholson, założył wydawnictwo National Allied Publications. Nowa firma zajęła się publikacją komiksów, opowiadających o superbohaterach. W 1938 roku, już pod nazwą DC Comics, rozpoczęło się wydawanie zeszytów, w których główną rolę odgrywał nieco już znany amerykańskiemu Superman. Rok później wprowadziła do obiegu nową postać – Batmana. To był strzał w dziesiątkę. Odbiór komiksów był doskonały i umożliwił rozwój wydawnictwa, które dziś - obok Marvel Comics – jest jednym z dwóch światowych potentatów. Ludzie zaczęli masowo czytać komiksy, a niektórzy nawet rysować i pisać własne. Stały się one równie popularne, jak książki. Publikowano je w gazetach w postaci odcinkowych pasków rysunkowych, a także w formie wydań zeszytowych. Zawładnęły wyobraźnią coraz liczniejszych fanów na całym świecie. Szczególnie serie o superbohaterach świetnie odpowiadały oczekiwaniom czytelników. W mrocznych czasach drugiej wojny światowej i późniejszego zimnowojennego świata kreowały zaś scenerię, w której działali samotni bohaterowie, jednoznacznie opowiadający się po stronie dobra. Bohaterowie komiksów byli spełnieniem marzeń.

Rywalizacja dwóch wielkich koncernów wydawniczych - DC Comics i Marvel Comics – zbudowała wielki rynek komiksowy. Pojawiało się bardzo wiele oryginalnych koncepcji, a ich ekranizacja była tylko kwestią czasu. Już w 1951 roku powstał pierwszy film o Supermanie. W 1966 na ekrany kina trafił "Batman zbawia świat", apóźniej znowu Superman zChristopher Reevew roli tytułowej. W 1989 r.Tim Burtonpodjął zaś decyzję o zekranizowaniu historii Człowieka‑Nietoperza, a następnie dodał do niego kolejny film. Niestety, później nadeszły trudniejsze czasy dla uniwersum DC. Kolejny film, "Batman Forever", w reżyserii Joela Schumacheranie spotkał się z przychylnym przyjęciem, a następny,"Batman i Robin"po prostu zawiódł. Przez kolejne kilka lat nikt nie potrafił ożywić DC. W końcu jednak nastąpił przełom. Nowa trylogia o Batmanie w reżyserii Christophera Nolanaujęła większość publiczności i krytyków. Niestety po niej dobra passa DC szybko się skończyła. Kolejny Superman nie zachwycił. Natomiast długo zapowiadany jako świetny film "Batman v Superman"zawiódł nadzieje fanów. I kiedy wydawało się, że DC nieodwołalnie chyli się ku upadkowi, pojawił się kapitalny zwiastun "Legionu samobójców". Ta nietypowa propozycja, w której bohaterami nie są Batman i Superman, ale ich przeciwnicy, rozbudziła jednocześnie zainteresowanie i wiarę w to, że ta ostatnia deska ratunku pozwoli znowu stanąć na nogi filmowemu DC. Czy jednak rzeczywiście tak się stało? Czy "Legion samobójców" zdołał na nowo rozpalić płomień nadziei?


Po śmierci Supermana świat pogrążył się w rozpaczy i chaosie. Strata superbohatera okazała się dla wszystkich bardzo bolesna. Nikt nie mógł już czuć się bezpiecznie nawet w swoim domu, ale to jeszcze nie był koniec. Pojawiło się nowe zagrożenie, którym okazał się nieznany dotąd osobnik – Incubus. W takiej sytuacji tajna agencja rządowa A.R.G.U.S. z nieobliczalną Amandą Waller (Viola Davis) na czele postanawia powstrzymać niebezpieczeństwo, jednak w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności złowroga bogini Enchantress ucieka i dołącza do swego brata, aby zniszczyć świat. Gdy wszystko wydaje się stracone, Amanda Waller postanawia zebrać drużynę złożoną z najbardziej niebezpiecznych złoczyńców, znaną pod nazwą "Suicide Squad". W jej skład wchodzi między innymi piękna i szalona Harley Quinn (Margot Robbie), bezbłędny w strzelaniu Deadshot (Will Smith), cwany złodziejaszek Kapitan Boomerang (Jai Courtney), mieszkający w kanałach ludożerca Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje), wojowniczka o złej przeszłości Katana (Karen Fukuhara), półbóg nie panujący nad swoją mocą El Diablo (Jay Hernandez) i dowódca oddziału Rick Flag (Joel Kinnaman). Wspólnie będą musieli oni połączyć siły i powstrzymać niebezpieczeństwo, zanim będzie za późno…

Wbrew wielu opiniom "Legion samobójców" nie był od samego początku skazany na niepowodzenie. Uważam, że było wręcz przeciwnie. Już długo przed premierą film Davida Ayerawzbudzał wielkie zainteresowanie na całym świecie. Oczywiście, sceptyków nie brakowało, w niczym jednak nie ograniczało to niecierpliwego wyczekiwania na kinową inaugurację, szczególnie po rozczarowującym "Batmanie v Superman". "Legion samobójców" był szansą na poprawienie błędów poprzedniego filmu i zapoczątkowanie lepszej ery dla DC. Rozbudzenie nadziei było po części zasługą samej wytwórni. W końcu pomysł na film był bardzo dobry. Elita antybohaterów w rolach głównych bohaterów – czegoś takiego jeszcze nie było. Warto wspomnieć również o znakomitych zwiastunach. Zachwycały dobrym humorem, klimatyczną muzyką, szybką akcją i oczywiście ciekawymi postaciami. Swoje dołożyła reklama w mediach. W efekcie nadchodząca premiera filmu zapowiadała się na wydarzenie, po którym spodziewano się bardzo wiele. Kiedy jednak w sierpniu film Davida Ayerapojawił się w kinach, nadzieje i marzenia przygasły równie szybko, jak wcześniej rosły…


Początek "Legionu samobójców" był naprawdę dobry. Twórcom udało się świetnie powiązać go z poprzednim filmem i dzięki temu tamto zakończenie nabrało większego sensu. Nie oszukujmy się – ostatnie sceny "Batmana v Superman" były zbyt długie, rozwlekłe, nudne i przede wszystkim nie wnosiły niczego istotnego do fabuły. Dopiero pod sam koniec na ekranie coś zaczęło się dziać. Było to jednak spóźnione, ponieważ widz był już zbyt zmęczony i zajęty spoglądaniem na zegarek, aby zwrócić uwagę na parę ostatnich akcentó. Mizerną i rozczarowującą końcówkę zmienił doskonały wstęp "Legionu samobójców". Szczególnie dobrze wypadło przedstawienie głównych bohaterów. Takie postacie, jak Deadshot, El Diablo, Harley Quinn lub Kapitan Boomerang, od razu budzą ciekawość widza. Większość postaci otrzymała chwilę ekranowego czasu tylko dla siebie i dzięki temu mamy szansę lepiej ich poznać. Twórcy filmu dobrze zaprezentowali przeszłość, usposobienie, charakter, a także okoliczności, w jakich trafili oni do zakładu Belle Reve. Dodatkowo początek filmu ma niesamowity klimat. Podobnie, jak w "Batmanie v Superman" dominuje mrok. Sceny pozbawione są humoru, a dodatkowo w tle rozbrzmiewa niepokojąca muzyka Steven Price'asugerująca, że coś się za chwilę wydarzy. Nawet wątek przyszłego wroga oddziału jest całkiem niezły. Co prawda, można dostrzec błędy montażowe i zbyt szybko urywane sceny, ale te braki jeszcze szczególnie nie przeszkadzają widzowi. Po mrocznym początku klimat się nieco rozluźnił i pojawił się zakład karny Belle Reve. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na fantastyczną piosenkę zespołu Queen pod tytułem „Bohemian Rhapsody”, która rozbrzmiewa w tle akcji. Świetnie komponuje się ona z całością i nadaje niepowtarzalny klimat. Przez pierwsze pół godziny widz siedzi zatem wyprostowany w fotelu i z zachwytem wpatruje się w ekran. Być może zastanawia się przy tym, dlaczego tyle krytyki spłynęło na film Davida Ayera. Zaczyna to jednak rozumieć, gdy nasz oddział po ciekawych scenach przygotowań do misji wyrusza w końcu do akcji. Na ekranie zaczyna wówczas dominować chaos i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Filmowi Davida Ayeramożna wiele zarzucić, ale z pewnością nie brak klimatu."Legion samobójców"bardzo różni się od pozostałych ekranizacji. Jego bohaterowie są łotrami, złodziejami i dziwakami i nie należą do tej warstwy społeczeństwa, która przejmuje się pomaganiem ludziom. Dbają tylko o siebie i nie myślą o innych. Jeśli dobrze pamiętam, twórcy komiksów o Suicide Squad nigdy nie próbowali rozwinąć brudnej przeszłości członków drużyny. Jednak i bez tego można było ich polubić. Czytelnik doskonale zdawał sobie sprawę, że ci "bohaterowie" w głębi duszy wcale nie są sojusznikami sprawiedliwości i nie można im ufać. Inaczej jest w przypadku filmu. Tutaj postacie złoczyńców przedstawione są bardziej "delikatnie". Nie podoba mi się jednak to, że w miarę oglądania "Legion samobójców" staje się bardziej filmem fantastycznym. Zdecydowanie zbyt dużą rolę odgrywa magia. W końcu to nie jest "Harry Potter" – siłą komiksowego pierwowzoru jest akcja. Magiczny klimat filmu przesuwa ją jednak niestety na drugi plan.


Pod względem wizualnym film jest dość nierówny. Nieco pod tym względem przypomina "Batmana v Superman", co mnie martwi, ponieważ liczyłem na pewien postęp, a jest on ledwo widoczny. A przecież twórcy mieli dość czasu na wprowadzenie poprawek, wiedząc, że film Snyderanie spotkał się z pozytywnym odbiorem. Nie obciąża to jednak reżysera. Sądzę nawet, że David Ayerporadził sobie ze swoją pracą. Przede wszystkim intersująco zdołał przedstawić członków drużyny. W nieoczekiwany, ale ciekawy sposób, ukazane zostały niektóre postacie, Na plus można zaliczyć reżyserowi także to, że dość mocno oparł się na treści komiksów. Pewne odstępstwa oczywiście są, ale mimo wszystko to dobra ekranizacja. Cieszę się również z tego, że na ekranie ciągle coś się dzieje. Dzięki temu film nie jest nudny. Inaczej jednak sprawa ma się z fabułą filmu. Zaczyna się naprawdę dobrze, ale gdy drużyna wyrusza na misję, wkrada się chaos. Wiele wątków zostało poprowadzonych w złym kierunku. Sceny są ciągle zbyt gwałtownie urywane, za co odpowiedzialność ponoszą także montażyści. Niestety, utrudnia to dobre zrozumienie fabuły. Zakończenie także pozostawia sporo do życzenia. Broni się za to świetna muzyka autorstwa Stevena Price'a, którazdecydowanie się wyróżnia. Jego Ścieżka dźwiękowa wpada w ucho i nie można nie zwrócić na nią uwagi. Doskonale buduje atmosferę i sprawia, że widowisko w wielu momentach ogląda się z przyjemnością. Dobrze prezentują się także zdjęcia autorstwa Romana Vasyanova. Nieźle komponują się z całością i również mają swój udział w budowie klimatu.

Chyba najmocniejszą stroną "Legionu samobójców" jest odpowiednio dobrana obsada. Większość aktorów i aktorek bardzo poważnie potraktowało swoje role, co jest doskonale widoczne na ekranie. Cieszy też to, że twórcy dobrali do postaci utalentowanych i znanych odtwórców. Szczególnie pozytywnie zaskoczył mnie Will Smithw roli płatnego zabójcy, Deadshota. Do tej roli kandydowało wielu innych, równie znanych aktorów. Początkowo nie byłem do tego wyboru przekonany, bo znany z komiksów wygląd tej postaci jest zupełnie inny. Pomimo to jego kreacja jednak bardzo mi się spodobała. Szczególnie dobrze spisał się aktor, który sprawił że jego postać od razu budzi u widza sympatię. Kolejnym miłym zaskoczeniem jest Harley Quinn w doskonałej interpretacji Margot Robbie. Już po zwiastunach można było wnioskować, że słynna lwica Jokera spisze się świetnie, ale nie sądziłem że będzie jeszcze lepiej. W głównej mierze jest to zasługa samej aktorki, gdyż fantastycznie odegrała ona swoją postać. Harley w jej wykonaniu to wariatka, ale wariatka, która jest intrygująca, tajemnicza i pociągająca.


Niestety innych postaci nie poznajemy już tak dobrze. W ich przypadku to przede wszystkim wina źle napisanego scenariusza, w którym poświęcono im za mało uwagi. Jednym z takich bohaterów jest z pewnością Kapitan Boomerang. Przyznam szczerze, że początkowo miałem duże wątpliwości co do niego. Nie wierzyłem, że grający goJai Courtneyzdoła stanąć na wysokości zadania. Aktor poradził sobie jednak bardzo dobrze, mimo że jego charakteryzacja nie przypadła mi do gustu. Brak czasu razi także w przypadku Killer Croca, w którego wcielił sięAdewale Akinnuoye-Agbaje(czyli niezapomniany Pan Eko z "Zagubionych"). Jego postać jest naprawdę interesująca, choć i jemu twórcy zmienili wygląd (Croc miał kilka metrów wzrostu, a nie tylko dwa). Świetna gra aktora przyciąga jednak wzrok widza. Szkoda tylko że dostał za malo czasu, by się lepiej zaprezentować. Na tle tych dwóch postaci lepiej prezentuje się Diablo. Twórcy poświęcili mu wyraźnie więcej uwagi, aJay Hernandezdoskonale spisał się w jego roli i dobrze przedstawił skomplikowaną osobowość swojego bohatera. Tymczasem główna antagonistka, Enchatress, kompletnie mnie rozczarowała. Jej postać została koszmarnie przedstawiona, gdyż brak jej tego, czym powinny dysponować czarne charaktery, czyli charyzmy.Cara Delevingne, która się w nią wcieliła, jest z pewnością znacznie lepszą modelką niż aktorką. Jej to bym rzucił pomidorem w twarz.


W końcu kilka, a może kilkanaście minut na ekranie dostał długo wyczekiwany przez wszystkich Joker. Już w zwiastunach książę klaunów prezentował się całkiem ciekawie. W oryginalny sposób przedstawiono jego nowy wygląd i usposobienie. Co ważne, twórcy poprowadzili postać kreowaną przez Jareda Letow zupełnie innym kierunku. Przedstawienie Jokera jako kompletnego wariata z problemami psychicznymi było bardzo ryzykowne. I choć wiele osób nie dowierzało, że Letow roli wstrętnego i morderczego psychopaty będzie przekonujący, to jednak magnes zadziałał. Spodziewano się po największym przciwniku Mrocznego Rycerza czegoś wielkiego. Ale w tym filmie Jokera właściwie nie ma. Nasuwa się zatem pytanie, jakie znaczenie ma jego wątek dla całego filmu? No właśnie, prawie żadne. Pojawił się kilka razy, niemiłosiernie powykrzywiał twarz i to właściwie wszystko. Wygląda to po prostu na skok na kasę. A szkoda, bo jako postać Joker prezentuje się nieźle. Jared Letowyraźnie starał się dać z siebie jak najwięcej. I chociaż nie przyćmił swoich poprzedników w tej roli, Jacka Nicholsonai Heatha Ledgera, to jednak zapada w pamięć. Nie przypadł mi jednak do gustu sposób, w jaki go przedstawiono. Oczywiście, Joker był szaleńcem, ale przede wszystkim geniuszem strategii o tak wysokiej inteligencji, że nawet najwyższe władze nie potrafiły go powstrzymać. Tymczasem tutaj jest on tylko zwykłym wariatem, któremu najbardziej przydałby się psychiatra. Najbardziej jednak razi fakt, że Joker dostał tak mało czasu na ekranie. Gdyby miał więcej, może łatwiej byłoby zrozumieć tę postać. Ratuje go nieco związek z Harley Quinn. Chemia między dwojgiem bohaterów jest wyraźnie wyczuwalna. Jestem jednak całkowicie przekonany, że taka postać, jak Joker, powinna być jedną z głównych postaci filmie, a jeśli nie, to szkoda fatygi. Kilka chwil to za mało i chyba to jest główny problem z Jokerem w tym filmie.

Czy zatem "Legion samobójców" to słaby film, który kompletnie rozczarował? Tak bym nie powiedział. Oczywiście, sporo można by w nim poprawić. Większość niedoróbek znacznie utrudnia widzowi prawidłowy odbiór filmu. Z drugiej strony obraz Davida Ayerama też trochę mocnych stron. A czy "Legion samobójców" może widzom przypaść do gustu? To zależy od nastawienia. Ci, którzy liczyli na coś wielkiego i odbicie się od dna po "Batman v Superman", z pewnością trochę się rozczarowali. Jednak jeśli ktoś oczekiwał po prostu dobrej rozrywki, mógł przez dwie godziny seansu całkiem dobrze się bawić. W każdym razie film na pewno nie jest kompletną porażką. Moim zdaniem stanowi pewien krok do przodu w porównaniu z poprzednią produkcją. Mały płomyk nadziei pojawił się, choć do nazwania go ogniskiem brakuje sporo. Najwyraźniej jednak istnieje szansa, że DC jeszcze się kiedyś odbuduje. Teraz cała nadzieja pozostaje w "Wonder Woman". Musimy liczyć, że ten płomień nie zostanie zduszony.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Legion samobójców
"Oh, I'm not gonna kill you... I'm just gonna hurt you really, really bad." Takie słowa wypowiada... czytaj więcej
Recenzja Legion samobójców
Kinowe uniwersum DC, czyli DC Extended Universe nie ma łatwego życia. Krytycy mieszają filmy z błotem.... czytaj więcej
Recenzja Legion samobójców
"Czekaj, aż zobaczysz moje zabawki" – rzuca do nas w jednym ze zwiastunów Joker, a razem z nim reżyser... czytaj więcej