"Kolekcjonerka" to czwarta część cyklu "Sześć opowieści moralnych", realizowanego przez Erica Rohmera w latach 1963-1972. Film powstał przy minimalnym nakładzie środków, w trakcie oczekiwania na
Przyjaciele Adrien (Patrick Bauchau) i Daniel (Daniel Pommereulle) spędzają lato w willi należącej do wspólnego znajomego. Wypełniona bezczynnością beztroska pobytu w słonecznym Saint-Tropez, zakłócona zostaje przez pojawienie się osoby trzeciej. To Haydée (Haydée Politoff), kusząca kolekcjonerka przygód miłosnych. Choć z początku bagatelizowana, obecność dziewczyny zdestabilizuje uporządkowany rytm wypoczynku obu panów...
"Kolekcjonerka" to czwarta część cyklu "Sześć opowieści moralnych", realizowanego przez Erica Rohmera w latach 1963-1972. Film powstał przy minimalnym nakładzie środków, w trakcie oczekiwania na rozpoczęcie zdjęć do następnego obrazu Francuza, "Moja noc u Maud". Poszczególne sceny kręcone były niechronologicznie, autor zdjęć Nestor Almendros wiele spośród nich rejestrował przy naturalnym oświetleniu. Pozbawieni budżetu reżyser i operator, zmuszeni byli postawić na naturalizm i minimalizm. Długie ujęcia wprowadzają do narracji zbawienny w skutkach element ociężałości, korespondujący ze stanem, w jakim znajdują się bohaterowie historii.
Improwizowane dialogi, pozornie pozbawione większego znaczenia epizody, składające się na fabułę "Kolekcjonerki", mają działanie orzeźwiające. Tworzący na ekranie trójkąt miłosny Bauchau, Pommereulle i Politoff wnoszą do swoich ról autentyzm i świeżość . Odtwarzane przez nich postaci prowadzą rozwlekłe dysputy o niczym, flirtują, przyciągają się i odpychają na przemian, zupełnie jak w życiu. Ich przygoda jest ostentacyjnie nieciekawa, pozbawiona znaczących punktów zwrotnych. Opowieść o niej - ospała, naznaczona długością letniego dnia, po którym następuje ciepła, krótka noc, którą można przespać lub też nie, bez większej szkody dla organizmu. Rohmer wprawdzie uprzedza, że jego dzieło traktować będzie o "moralności", ale jego bohaterowie de facto pozostają poza nią. Potrafią o niej rozmawiać, nie są w stanie zdefiniować. To po trosze rozleniwione bestie z cyrku, który już dawno odjechał. Eksponaty w gabinecie póz i masek, śmiertelne żyjątka na drodze do kolejnej strawy, kolejnej zdobyczy, pozbawione głębszej refleksji, choć zdolne do jej markowania. Głównie na własny użytek.
Jest w tym pewna ambiwalencja, w której upatrywać należy właściwego uroku "Kolekcjonerki". Rohmer bowiem nie poucza, prędzej przygląda się, interpretacje pozostawiając widzowi. Koniec końców, mamy odczucie, jakbyśmy obserwowali mgliste wspomnienie z wakacji, gdzie przez "gdyby" pogrzebane zostały namiętności, wypłowiałe, śmieszne wręcz po upływie czasu. Ślady stóp na piasku, uchwycony okiem kadr specyficznej krzywizny w detalu ciała, parę spojrzeń, niesforny kosmyk włosów na czole, kropla potu, którą ktoś inny przeoczył. Celebracja szczegółów, fragmentów. Jeden z tych filmów "o niczym", gdzie niewiele się dzieje na zewnątrz, więcej w środku. Zarazem jeden z najbardziej efektownych filmów "o niczym", z jakimi dane mi było się zetknąć.