Recenzja filmu

Inwazja: Bitwa o Los Angeles (2011)
Jonathan Liebesman
Aaron Eckhart
Michelle Rodriguez

Do krwi ostatniej

Dynamiczny montaż i zdjęcia kręcone z ręki dają widzowi poczucie bycia w samym centrum akcji.
W tym roku minie 10 lat od feralnych wydarzeń 11 września. Dekada ta minęła pod znakiem wojny z terroryzmem. Niestety wbrew szumnym deklaracjom prezydenta Busha, misja nie została wykonana, a stosunek Amerykanów z gorącego poparcia zmienił się w chłodną akceptację kolejnych ofiar. Negatywna ocena polityki militarnej Stanów Zjednoczonych odbiła się negatywnie na obrazie armii i morale żołnierzy. Hollywood zauważyło problem i postanowiło go rozwiązać przy pomocy pełnego akcji, podnoszącego na duchu filmu "Inwazja: Bitwa o Los Angeles".

Obraz rozpoczyna się od niespodziewanego ataku z kosmosu. Najważniejsze metropolie znajdujące się nad oceanami stały się celem działań wojennych pozaziemskich sił kolonizacyjnych. Jedna z grup zamierza przejąć kontrolę nad Los Angeles. Wojska amerykańskie postanawiają stawić opór. Widz śledzi poczynania jednego z oddziału marines, który ma za zadanie dostać się do grupy cywili znajdujących na posterunku policji i wyprowadzić ich z terenu, który za trzy godziny zostanie zrównany z ziemią.

"Inwazja: Bitwa o Los Angeles" ma konstrukcję gry wideo, jest połączeniem strzelanki i RPG. Całość składa się z kilku misji połączonych ze sobą wstawkami fabularnymi. Dzięki temu film wygląda świeżo (zwłaszcza w porównaniu z innymi produkcjami o kosmicznych inwazjach, jakie  o ostatnio powstały), a jednocześnie jest w nim coś znajomego, przez co widzowie dobrze wiedzą, czego mogą się spodziewać. Takie podejście do produkcji okazało się zbawienne. Sekwencje akcji to najlepsze momenty filmu. Dynamiczny montaż i zdjęcia kręcone z ręki dają widzowi poczucie bycia w samym centrum akcji. Możemy prawie poczuć na własnej skórze, jak cienka jest granica pomiędzy życiem a śmiercią, kiedy wokół panuje chaos, świszczą kule, poziom stresu sięga stratosfery, a jeden drobny błąd może otworzyć Puszkę Pandory. Oglądając te sceny, trudno nie czuć szacunku do wszystkich, którzy narażają swoje życie dla bezpieczeństwa innych. Twórcom udało się pokazać żołnierzy w dobrym świetle, w związku z tym nawet pacyfiści zawahają się, zanim znów zaczną obrzucać walczących obelgami.

Najnowsze dzieło twórcy "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną: Początek" byłoby naprawdę znakomite, gdyby nie dialogi, które niestety scenarzystom zupełnie nie wyszły. Są pełne patriotycznych frazesów i podnoszących morale sentencji, ale wywołują efekt odwrotny do zamierzonego. Szkoda, że ten element filmu nie został dopracowany.

Mimo to całość powinna spodobać się wszystkim fanom strzelanek i filmów o inwazjach obcych.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Inwazja: Bitwa o Los Angeles
O takich filmach, jak "Bitwa o Los Angeles" potocznie mówi się "odmóżdżacze". Jak to pięknie brzmi?... czytaj więcej
Recenzja Inwazja: Bitwa o Los Angeles
Biedna ta nasza Ziemia. Nie dość, że my, ludzie, nie potrafimy jej uszanować, to jeszcze co chwila jakaś... czytaj więcej
Recenzja Inwazja: Bitwa o Los Angeles
Na początku były zachęcające materiały o niepokojąco regularnych odwiedzinach niezidentyfikowanych... czytaj więcej