Reżyser dociska gaz do dechy i z gracją Davida Copperfielda inscenizuje kolejne sceny akcji: gonitwę uliczkami Nowego Orleanu, hotelową zabawę w kotka i myszkę z FBI, a wreszcie napompowany
Patrzcie z bliska. Bo im bliżej jesteście, tym mniej zobaczycie – zachęca nas w "Iluzji" grany przez Morgana Freemana bohater. Słowa godne proroka. Po blisko dwugodzinnej obłąkańczej karuzeli zwrotów akcji okazuje się, że zostaliśmy wkręceni i nic nie jest takie, jak się na początku wydawało.
To opowieść o grupie podrzędnych iluzjonistów, którzy zostają zwerbowani przez tajemniczą organizację. Spotkani kilka lat później są już gwiazdami estrady dającymi show przy pełnych salach. W trakcie jednego z występów bohaterowie niespodziewanie obrabowują bank, a skradzione fundusze rozdają dotkniętej przez kryzys publiczności. W ten sposób stają się celem służb ścigania oraz byłego magika, który za pieniądze demaskuje kuglarskie sztuczki.
Wasza reakcja na wielki finałowy trick zależy od tego, czy zgodzicie się na czas seansu wyłączyć szare komórki i nie roztrząsać za bardzo logiki ekranowych zdarzeń. Dziur w fabule jest tu bowiem więcej niż w pogryzionej przez stado moli pelerynie magika. Reżyser Louis Leterrier ("Transporter", "Starcie Tytanów") ma jedną, ale na szczęście zawsze skuteczną metodę na niedomagający scenariusz. Dociska gaz do dechy i z gracją Davida Copperfielda inscenizuje kolejne sceny akcji: gonitwę uliczkami Nowego Orleanu, hotelową zabawę w kotka i myszkę z FBI, a wreszcie napompowany adrenaliną pościg na autostradzie. "Iluzję" świetnie się ogląda. Wizualnie elegancka, zmontowana na krótkim oddechu, ze zgrabnie wkomponowanymi w kadry cyfrowymi efektami specjalnymi przypomina zabawę kalejdoskopem albo pokaz sztucznych ogni w Las Vegas.
Bohaterowie są tu raczej pionkami na fabularnej szachownicy niż pełnokrwistymi postaciami. Dobrzy aktorzy potrafią tchnąć w nich jednak odrobinę życia. Jesse Eisenberg ponownie gra Marka Zuckerberga, tyle że z talią kart zamiast komputera. Woody Harrelson jest sympatycznym cwaniaczkiem, a Isla Fisher przemądrzałą seksbombą. Kto widział Marka Ruffalo w "Zodiaku" albo "Zakładniku", ten wie, że idealnie sprawdza się on w rolach nieustępliwych psów gończych z odznaką. Powietrze pomiędzy Eisenbergiem i Fisher oraz Ruffalo i Melanie Laurent (gra tu agentkę Interpolu) reżyser próbuje wypełnić delikatnym erotycznym napięciem. Z lepszym skutkiem wychodzi mu to w przypadku pierwszej pary, która ma więcej zabawnych słownych przekomarzanek.
"Iluzja" zgrabnie odświeża gatunek określany przez Amerykanów jako heist movie, czyli film o wielkim napadzie. W dodatku osadza go w niewyeksploatowanym wystarczająco przez Hollywood świecie prestidigitatorów. W magicznym kapeluszu, prócz białego króliczka, kryje się jeszcze bardzo dużo forsy z kinowych biletów.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu