Słuchajcie, kochani, jest ważny enałnsment: wynalezienie kamery okazało się błędem.
W "
Dziewczynie influencera" – dziele, za którego streszczenie fabuły wystarcza sam tytuł – jedna gwiazdka Instagrama pyta drugą o kruchy fundament ich przyjaźni. W odpowiedzi słyszy, że połączył je algorytm. To zaskakujący moment autotematycznej szczerości w filmie złożonym wyłącznie z zer i jedynek; upudrowanym na kino zaangażowane tak nieudolnie, że szelest papieru słychać w ostatnim rzędzie; wzbudzającym tyle emocji, ile wygenerowałaby małpa na zimnowojennej maszynie szyfrującej.
Dziewczyny niby pocą się jak ja i ty, ale tak naprawdę przypominają obszyte ludzką skórą automatony. Różni je wyłączenie to, że jeden jest zafiksowany na celu, a drugi to tabula rasa. Bezwzględna Viola (
Olga Kalicka) śni swój sen o wielkich pieniądzach i egzotycznych podróżach, choć rzeczywistość próbuje ją dobudzić – mimo że w mediach społecznościowych osiągnęła wszystko, czuje na plecach oddech rywalek. Niewinna Zosia (
Karina Rezner) wygląda jak uśmiechnięta chmurka i wszystkiemu się dziwi. Właśnie wyrwała się z sideł swojego chłopaka (niewiernego, choć o sporych zasięgach), solową karierę zrobiła za sprawą zdjęcia z jajkiem na brzuchu (ZOBACZ PLAKAT). A ponieważ – jak słusznie "wyjaśnia ją" koleżanka – było to jej największe życiowe osiągnięcie, od teraz będę nazywał ją dziewczyną z jajkiem na brzuchu.
Dziewczyna z jajkiem na brzuchu oraz android do zadań socialowych bujają się po maltańskich plażach, zadają szyku na imprezach, próbują zarobić ileś tam, na coś tam. Na swojej drodze spotykają samobieżny lajkomat (
Mateusz Banasiuk gra korporacyjnego spin doctora tak, jakby chodziło o Buffalo Billa z "
Milczenia owiec"), złego wilka (z cyklu "rzeczy, których nie potrzeba w naszym życiu":
Rafał Królikowski jako stręczyciel) oraz swoje zdradliwe koleżanki po fachu. Zlecenia biorą od firm odzieżowych i kosmetycznych, ale też – złowroga muzyka narasta – z DARKNETU (nie chcę negować sensu tego potężnego riserczu, ale myślę, że i na Reddicie znajdzie się fandom używanej bielizny). Słowem – powoli zmierzają w stronę otchłani. Morał tej bajki jest znany: nie ma gmachu wartości w cyfrowym świecie, są tylko komunikacyjna atrofia, rozpad więzi i bezbrzeżna samotność. Jezus Mariusz, który mamy rok?
Zastanawia mnie paradoks, tkwiący w mechanicznym sercu "Dziewczyny influencera". Film
Szymona Gonery jest jednocześnie rozbrajająco naiwny i zaskakująco cyniczny. Tę pierwszą jakość widać przede wszystkim w rysunku współczesności. Akcję osadzono w folderowej krainie czarów, a społeczny rezonans profesji bohaterek – będący istotą choćby świetnego "
Sweat"
Magnusa von Horna – ogranicza się do liczenia serduszek i wyłapywania twarzą pomidorów. Cynizm z kolei wychodzi przede wszystkim w podejrzanym stosunku reżysera do bohaterek. Zarówno Viola, jak i dziewczyna z jajkiem na brzuchu są portretowane wyłącznie jako świergoczące i łase na forsę idiotki, co rodzi pytanie o sens powstania tego filmu. Krzyknąć, że świat schodzi na psy można za darmo. Wyrazić swoją pogardę dla social mediów jako jakiejś metafory współczesnej wrażliwości – również. No bo chyba nie nakręcono go po to, by zdyskontować tabloidową gorączkę i rozmaite afery w środowisku twórców YouTube'owych. Prawda, kochani?
Szkoda mi Kalickiej i Rezner. Wyciągają z tekstu, ile się da, ale na ustawkę przyszły z wiązanką chabrów. Litania rzeczy, które Gonera mógł napisać dobrze, ciągnie się zresztą w nieskończoność. Mógł dla przykładu przyjrzeć się kierującym nami wojerystycznym atawizmom. Mógł też podarować nam jakiś rodzaj narracyjnego odlotu inspirowanego estetyką social mediów. Albo chociaż – o ile nie proszę o zbyt wiele – opowiedzieć o samotności tak, jakby nie gardził swoimi bohaterkami. Mógł, ale przecież temat nośny, więc jakoś to będzie. Tu się pokaże warszafkę, tam dziewczynę w bikini, na deser może jakiś chwytliwy dialog. "Cześć, jak się dziś Blowek?"/ "A, dziękuję, całkiem Young Leosia, a co u Ciebie? / MMA, MMA, dziękuję, że pytasz". Tyle że w tego rodzaju kinie przekora nie jest narzędziem destrukcji. To właśnie dzięki niej buduje się trójwymiarowy obraz zjawiska (a czy tego chcemy, czy nie, jest to zjawisko o sporym socjologicznym znaczeniu). Dziewczynę z jajkiem na brzuchu mogą obchodzić wyłącznie hashtagi i lajeczki. Reżysera powinno obchodzić coś więcej.