Recenzja filmu

Dzień Matki (2023)
Mateusz Rakowicz
Agnieszka Grochowska
Adrian Delikta

Polska gatunkowa

Fabuła jest bardzo prosta i dość pretekstowa. Ale czy nie tego oczekujemy od produkcji typu "John Wick"? Jednak mimo wszystko, życzyłbym sobie nieco staranności w wiarygodnym budowaniu postaci i
Kino gatunkowe w Polsce tworzy się na naszych oczach. "W lesie dziś nie zaśnie nikt", "Ostatnia wieczerza", "Apokawixa", "Najmro" - każdy z tych filmów wydawał się dość oryginalną propozycją skierowaną do fanów danego gatunku. Oryginalną jak na polskie realia, bo w rzeczywistości pełną ogranych klisz i schematów. Jednak to samo w sobie nie musi być złe - recycling ogranych pomysłów może być poprowadzony w mistrzowski sposób. A jeśli nie będzie, zawsze może zaistnieć jako memiczny klasyk (być może na to liczy Netflix, chętnie wspierając takie produkcje). Jak jest w przypadku ostatniego filmu Mateusza Rakowicza pt. Dzień Matki? Różnie, ale po kolei…

Tym razem autor "Najmro" porwał się na tzn. "kino kopane". Na ekranie niezniszczalna postać (w tym przypadku emerytowana agentka służb specjalnych Nina grana przez Agnieszkę Grochowską) na przeróżne kreatywne sposoby pierze przerysowanych "złoli", dążąc do wymierzenia im surowej sprawiedliwości. Fabuła jest bardzo prosta i dość pretekstowa. Ale czy nie tego oczekujemy od produkcji typu "John Wick"? Jednak mimo wszystko, życzyłbym sobie nieco staranności w wiarygodnym budowaniu postaci i relacji między nimi. I tutaj - uprzedzając nieco fakty - widziałbym największą bolączkę filmu Rakowicza. 

Najpierw jednak trzeba przyznać, że to jak wizualnie i inscenizacyjnie prezentuje się "Dzień matki", od początku może robić wrażenie. Reżyser najwyraźniej doskonale odnajduje się w konwencji, efektownie żonglując popkulturowymi schematami, a przy tym zalewając je smacznym sosem wschodnioeuropejskiej, ulicznej specyfiki. Szczególnie imponują sceny walki, niespotykane na tym poziomie w polskim kinie. Trudno zasnąć podczas seansu - widza konfrontuje się z co chwilę nową wizualną "zabawką", a niektóre z bardziej "krawędziowych" scen zaskakują kreatywnością (postać Woltomierza i jego nietypowa relacja z ojcem). Mimo to po pewnym czasie te świetnie zrealizowane sceny sensacyjne zaczynają sprawiać wrażenie powtarzalnych i coraz mniej wnoszących. W filmie w pewnym momencie odczuwalna jest po prostu… pustka. Dlaczego?

Zastanówmy się, dlaczego kupujemy przerysowane nieraz do granic możliwości postacie z takich filmów, jak "Sin city", "Snatch" czy też "Grindhouse: Death Proof"? Nawet te epizodyczne sprawiają wrażenie realności. Są zbudowane w taki sposób, że jesteśmy w stanie zrozumieć ich rolę w wykreowanym świecie. Niestety wydaje się, że Mateusz Rakowicz tak bardzo skupił się na perfekcyjnej realizacji konwencji swojego filmu, że zapomniał o tym, że sednem wciągnięcia widza w przedstawiony świat jest jego uwierzenie w przedstawione postacie i zbudowanie emocjonalnej więzi z protagonistami. Główni bohaterowie są zarysowani bardzo oszczędnie i to za mało, aby chcieć im jakoś mocno kibicować. Rzekomo tworząca się relacja matki z synem nie przekonuje. O ile figury głównych złoczyńców są intrygujące i świetnie zagrane (np. Szymon Wróblewski i Jowita Budnik), o tyle cała armia frików, jakich obić musi Nina, wydaje się dość nieautentyczna, naszkicowana na szybko.

Mam co do tego filmu podobne odczucia jak przy wspomnianym na wstępie "W lesie dziś nie zaśnie niktBartosza Kowalskiego. Z jednej strony, po twórcy widać miłość do kina, świetne umiejętności techniczne i głęboką znajomość konwencji, w jakiej się porusza. Z drugiej, nie chcę wystawiać wysokich ocen typu "na zachętę" lub co gorsza "jak na polski film". Wierzę głęboko, że Mateusz Rakowicz zaserwuje nam jeszcze niejeden smakowity, doskonale przygotowany gatunkowy kąsek.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Dzień Matki
Wybiła północ i nastał Dzień Matki. Nina Nowak (Agnieszka Grochowska) nie będzie jednak świętować go z... czytaj więcej