Festiwal filmów niezależnych Sundance dał początek wielkim karierom. Takie nazwiska, jak Quentin Tarantino, Darren Aronofsky, Ethan i Joel Coenowie czy Jim Jarmusch zaistniały w świecie filmowym
Festiwal filmów niezależnych Sundancedał początek wielkim karierom. Takie nazwiska, jak Quentin Tarantino, Darren Aronofsky, Ethan i Joel Coenowie czy Jim Jarmusch zaistniały w świecie filmowym właśnie dzięki imprezie wymyślonej pod koniec lat 70. ubiegłego wieku przez wielkiego Roberta Redforda. Na przestrzeni lat prezentowano i nagradzano na Sundance obrazy, które po czasie można w wielu przypadkach nazwać wielkimi. W 2010 roku główną nagrodę zdobył film Debry Granik"Do szpiku kości" - jak dla mnie jedna z najlepszych tegorocznych premier kinowych, która do miana filmu wielkiego może spokojnie pretendować. To frapujący obraz, o którego głębi i dojrzałości widz przekonuje się z każdą następną projekcją, i którego faktyczną wartość docenia dopiero się po pewnym czasie.
Film opowiada historię Ree Dolly, siedemnastoletniej dziewczyny mieszkającej wraz z matką i dwójką młodszego rodzeństwa w Krainie Ozark w centralnej części Stanów Zjednoczonych. Ree i jej rodzina - mówiąc kolokwialnie - klepią biedę, żyjąc z nędznych zasiłków, od czasu do czasu wspiera ich jedynie sąsiadka. Matka Ree postradała zmysły, ojciec natomiast zaginął bez śladu. Okazuje się, że został on wcześniej aresztowany, ale wyszedł z więzienia za kaucją, którą opłacił oddając pod zastaw dom. Albo musi stawić się na rozprawie, albo rodzina przedstawi dowód jego śmierci - w przeciwnym razie Dolly wylądują na bruku. Ree rozpoczyna poszukiwanie ojca.
"Do szpiku kości" to propozycja wyróżniająca się na tle ostatnich premier w polskich kinach. Rzadko mamy bowiem okazję oglądać amerykańskie filmy tak intensywne i przepełnione niezwykłą, dojmującą atmosferą. To obraz surowy i przeszywający, chłód bijący z ekranu emanuje tak silnie, że zdaje się przenikać widza. Debra Granik znakomicie pokazała ubóstwo i beznadzieję hermetycznego świata, w którym zmarginalizowane społeczeństwo kieruje się zasadami zbudowanymi na wypaczonym i źle pojętym honorze, egzystując tak naprawdę z dnia na dzień, a za jedyne zajęcie obierając "gotowanie" metamfetaminy. Ozark w filmie Granik to miejsce zapomniane przez Boga, w którym nawet rdzenna muzyka country - życiowa, a więc z natury pokrzepiająca - brzmi fałszywie i nie na miejscu. W tym kostycznym, zepsutym do szpiku kości świecie przyszło żyć młodej Ree.
Na skutek choroby matki na Ree spadły obowiązki zapewnienia bytu rodzinie. Dziewczyna jest silna - potrafi ugotować obiad i zająć się rodzeństwem, ale i narąbać stóg drewna czy, w czasach skrajnej nędzy, chwycić broń i zapolować na wiewiórki. Gdy dowiaduje się o grożącej jej rodzinie eksmisji, bez wahania udaje się na poszukiwania ojca - żywego lub martwego. Odwiedzając kolejne osoby, które mogą cokolwiek wiedzieć na temat zaginięcia rodziciela, w najlepszym przypadku spotyka obojętność, a najczęściej niechęć i wrogość. Jest jednak twarda i nieugięta, nie poddaje się i, mimo że jej determinacja nierzadko przeistacza się w desperację, wytrwale brnie dalej.
"Do szpiku kości" to film o poświęceniu i bezwarunkowej miłości do rodziny. Ree oddała całe swoje życie bliskim, rezygnując z marzeń, a wszelkie ambicje sprowadzając do woli przeżycia (proszę zwrócić uwagę na faktyczne motywy wstąpienia do wojska). Wydawałoby się, że rola jedynej żywicielki rodziny w końcu ją przerośnie, ale tak się nie dzieje. Mimo chwil słabości, Ree nie pozwala sobie na ucieczkę czy popadnięcie w rozpacz. Ma świadomość, że bez niej matka, brat i siostrzyczka zginą. Wzbudza tym samym podziw - tak w widzu, jak i przedstawicielach społeczności Ozark. Zwłaszcza zaś w wuju o dźwięcznym imieniu Teardrop, który z czasem nabierze szacunku do rodziny, do której długo się nie przyznawał, i przede wszystkim do siebie.
Hollywood nie może ostatnimi czasy narzekać na brak filmów z dojrzałymi kreacjami aktorskimi młodych gwiazd. W "Prawdziwym męstwie" błysnęła Hailee Steinfeld, w obrazie Granik natomiast koncertowo zagrała Jennifer Lawrence. Aktorka zaprezentowała się już pozytywnie w "Granicach miłości"Guillermo Arriagi, ale w "Do szpiku kości" dała prawdziwy aktorski popis. Ograniczonymi środkami rysuje obraz dziewczyny silnej i niezłomnej, ale i wrażliwej. Jej minimalistyczna kreacja idealnie komponuje się z surowym tłem Ozark, sugestywnie szkicowanym przez Granik. Lawrence dźwignęła ciężar trudnej i wymagającej roli i nie ugięła się pod nim, stwarzając przekonującą, zapadającą w pamięć kreację. Wsparciem dla niej jest świetna rola Johna Hawkesa - autsajdera poświęcającego życie złudnym, wykrzywionym intencjom. Ale i gros pozostałych aktorów - z Dale Dickey, Shelley Waggener i Lauren Sweetser na czele - wywiązuje się ze swych obowiązków solidnie.
Są w "Do szpiku kości" sceny ocierające się o doskonałość, jak na przykład rozmowa Ree z żołnierzem czy Teardropa z policjantem, albo scena polowania i oprawiania wiewiórek. Debra Granik prowadzi akcję niespiesznie, jakby w rytm upływających sekund, które konsekwentnie przybliżają moment wyrzucenia na bruk rodziny Ree. Umiejętnie buduje napięcie, dawkując emocje i zmuszając dziewczynę do swoistego wyścigu z czasem po wyboistej, pełnej nieprzychylności i ludzkiej indyferencji drodze, aż do porażającego finału. Granik sprawnie żongluje też konwencjami, z których najbliżej ostatniemu filmowi twórczyni "Aż do kości" do mrocznego thrillera, choć znajdziemy w nim także elementy dramatu społecznego i rodzinnego, antywesternu, horroru i przewrotnego kina drogi. Utrzymane w zimnej kolorystyce zdjęcia i szczątkowa oprawa muzyczna dopełniają obrazu filmu niebywale klimatycznego, przy którym zbliżone doń, rzeczone "Prawdziwe męstwo" braci Coen wydaje się ugrzecznioną opowiastką. To nie arcydzieło, ale z pewnością znakomity film. Polecam.