Recenzja filmu

Deu tae-ro ra-i-beu (2013)
Byeong-woo Kim
Jung-woo Ha

W poszukiwaniu źródeł chaosu

"Deu tae-ro ra-i-beu" (znany też pod wymownym angielskim tytułem, "The Terror Live") jest kolejnym z popularnych ostatnimi laty filmów, które dotykają problemu funkcjonowania społeczeństwa w
"Deu tae-ro ra-i-beu" (znany też pod wymownym angielskim tytułem, "The Terror Live") jest kolejnym z popularnych ostatnimi laty filmów, które dotykają problemu funkcjonowania społeczeństwa w obliczu ataku terrorystycznego. Tym razem na alarm biją jednak południowi Koreańczycy, oferując widzowi swoją perspektywę zmagania się z następstwami zamachów. Spojrzenie Azjatów na zagadnienie wydaje się, przynajmniej na tle wielu sztampowych i niezwykle pompatycznych rozliczeń Hollywood z terroryzmem, wprowadzać nowe tchnienie w ten nurt kina. Środek ciężkości w obrazie Byeong-Woo Kima zostaje bowiem przeniesiony z przesłaniającej całą historię konieczności zemsty na krzyczących w niezrozumiałym dla odbiorcy języku terrorystach w stronę analizy oddziaływania zamachów na relacje państwo-jednostka i na stosunki w obrębie zamkniętej struktury społecznej, w tym przypadku redakcji medialnej.

Yeong-hwa Yoon (jeden z najbardziej cenionych aktorów południowokoreańskich, Jung-woo Ha) jest gospodarzem audycji radiowej, który do jej prowadzenia został oddelegowany po oskarżeniu o nielegalne przyjmowanie pieniędzy i kradzież reportażu swojej żony. W czasie programu Yoon odbiera telefon od anonimowego słuchacza, który grozi wysadzeniem bomby, rzekomo podłożonej pod jednym z największych seulskich mostów. Prowadzący ignoruje ten telefon, ironicznie zachęcając zamachowca do podjęcia działań. Okazuje się jednak, że dzwoniący nie blefował. Akt terrorystyczny zmienia sposób funkcjonowania redakcji. Yoon, podtrzymując rozmowę z nieznanym mu słuchaczem, wymusza na producencie programu nadawanie telewizyjnych wiadomości na żywo, samemu stając się ich prezenterem. Pogoń za oglądalnością i wszechobecna na rozmieszczonych dookoła Yoona ekranach panika społeczeństwa, muszą jednak zostać skonfrontowane z dalszymi planami zamachowca.

Nieprzypadkowo w żargonie militarnym używa się metafory teatru na określenie obszaru działań wojskowych (upiornym jej urzeczywistnieniem stała się sekwencja wydarzeń na moskiewskiej Dubrowce w 2002 roku). "Deu tae-ro ra-i-beu" proponuje widzowi usadowienie się przed sceną, na której rozgrywa się terrorystyczne widowisko. Postacie w filmie zbudowane są wokół konkretnego modelu zachowania; pojawia się więc prezenter, który przekazem telewizyjnym chce odkupić dawne przewinienia, producent, nieustannie mierzący następstwa zamachów wynikami oglądalności, komendant policji, który nie ma do zaoferowania nic poza rozwiązaniami siłowymi, negocjatorka, próbująca zyskać na czasie nawet kosztem kolejnych tragedii, czy cała armia doradców prezydenta, zapewniająca o gotowości polityka do pocieszenia przerażonego narodu. Wszyscy stają się jednak tylko marionetkami w rękach scenarzysty-zamachowca, który prowadzi ich przez kolejne sekwencje swojego spektaklu.

Należy zwrócić przede wszystkim uwagę na motywację terrorysty, który pragnie jedynie prezydenckich przeprosin za bezsensowną śmierć swoich współpracowników, zwykłych robotników budowlanych (czy nie jest to metafora oddolnej rewolucji, prowadzącej do krwawego rozliczenia się z błędami sfery władzy?). Na przeciwległym biegunie filmu uderza w widza tragizm postaci Yoona, który pod wpływem wydarzeń, zmierzających do natychmiastowego osądzenia winnego, sam staje się ofiarą "polowania na czarownice". Choć akcja filmu rozgrywa się linearnie, prowadząc odbiorcę seansu od punktu A do punktu B, to jednak w dziele tym nieustannie przeplatają się ze sobą trzy poziomy: wewnętrznych przeżyć Yoona, funkcjonowania redakcji medialnej w sytuacji kryzysowej i stosunku państwa do zwykłego obywatela. W każdym z nich decydenci zdają egzamin z postępowania w obliczu działań terrorystycznych. Przesłanie płynące z filmu jest jednak fatalistyczne (a może do bólu prawdziwe?): w ostatecznym rozrachunku jesteś zdany wyłącznie na siebie, szanowny obywatelu. Państwo to Lewiatan, który pożre Cię wraz z Twoją spuścizną tylko po to, by samo mogło dalej trwać. W "Deu tae-ro ra-i-beu" terroryzm jest nie tylko domeną zamachowca; na najgłębszym poziomie zostaje on przypisany także strukturom państwowym i własności prywatnej (redakcja medialna), które terroryzują z kolei nasz umysł. Czy jest szansa na wyzwolenie? Jest. Nawet w najbardziej drastycznym akcie postępowania.

"Deu tae-ro ra-i-beu" przypomina znakomicie rozegraną partię ekranowych szachów. Realizm obrazu wzmacnia sposób pracy kamery, na pozór chaotyczny, jednak doskonale oddający ludzki niepokój powstały po zamachach. Warte odnotowania są także znakomite efekty specjalne, które, dosłownie i w przenośni, pokazują, jak świat w obliczu zagrożenia terroryzmem może przewrócić się na bok. Choć film przywodzi na myśl swoiste połączenie "Telefonu" Joela Schumachera z każdą z części "Szklanej Pułapki", w ostatecznym bilansie staje się on przenikliwą wiwisekcją zachowań ludzkich w sytuacjach największego poświęcenia. Koreańczycy zaproponowali widzowi doskonałe kino akcji. Choć nie jest to film dla wszystkich fanów gatunku, to jednak należy docenić świeże spojrzenie na kondycję zmagań dzisiejszych społeczeństw z problemem terroryzmu. Kontemplowanie "Deu tae-ro ra-i-beu" w USA zapewne nie potrwa tak długo jak reakcja George’a W. Busha w przedszkolu, w którym dowiedział się o zamachach na World Trade Center. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można już dziś prorokować, że Amerykanie będą dążyli do stworzenia swojej wersji filmu. Oby z podobnym skutkiem co koreański pierwowzór.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones