"Czas surferów" to kolejna po
"E=mc²",
"Chłopaki nie płaczą" i
"Poranku kojota" gangsterska komedia wprowadzana na nasze ekrany przez Best Film. W licznych wywiadach twórcy podkreślają, że ich film jest wynikiem fascynacji kinem
Quentina Tarantino i wypromowanej przez niego poetyki. Po seansie nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że w tym konkretnym przypadku inspiracja zamieniła się zwyczajnie w kalkę. Niejaki Dżoker (
Bogusław Linda) planuje porwać biznesmena, który jest winny mafii duże pieniądze. Przy pomocy swoich nie do końca rozgarniętych kompanów chce przekonać go, że trafił w ręce gangsterów, i zmusić, by całkiem pokaźną sumę wypłacił jemu, a nie faktycznym dłużnikom. Niestety, już sam fakt, że akcję zaplanowano na piątek trzynastego nie wróży jej dobrze. I rzeczywiście, w wyniku nieoczekiwanego zbiegu okoliczności proste w planach zadanie przeradza się w serię niepowodzeń. Wpływy kina
Tarantino widoczne są w
"Czasie surferów" od pierwszych scen. Akcja rozpoczyna się od porwania, by za chwilę cofnąć się o jeden dzień. Mamy więc zaburzoną chronologię, która dyktuje rytm całemu obrazowi. To jednak dopiero początek długiej listy zapożyczeń. Bohaterowie
"Wściekłych psów" w kultowej już scenerii analizowali piosenkę
Madonny "Like a Virgin", u
Gąsiorowskiego natomiast udowadniają, że
"Kaczka dziwaczka" jest wierszem o drobiu uzależnionym od narkotyków, a wcześniej zawzięcie dyskutują o tym, który z "wściekłych psów" był wtyczką policji. Podobnie jak w
"Pulp Fiction", w
"Czasie surferów" nie zabrakło soczystych dialogów gęsto przetykanych słowami powszechnie uznanymi za wulgarne. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość twórcom i przyznać, że bardzo często są one bardzo zabawne. Niestety, celne riposty są niekiedy gaszone mocno drewnianym aktorstwem. Zabawna "na papierze" postać Rysia wiele traci w wykonaniu
Mateusza Maksiaka, który nie dość, że w wymuszony sposób recytuje swoje kwestie, to jeszcze robi to niekiedy tak niewyraźnie, że nie można go zrozumieć. Obok młodych aktorów w filmie wystąpiły takie gwiazdy jak
Bogusław Linda,
Zbigniew Zamachowski i
Marian Dziędziel. Niestety, żaden z nich nie stworzył kreacji ma miarę swojego talentu.
Bogusław Linda po raz kolejny powiela styl gry, który zapewnił mu ogromną popularność na początku lat 90., a
Marian Dziędziel w niektórych scenach sprawia wrażenie zmęczonego całą sytuacją. Autentycznie zabawny jest jedynie
Zbigniew Zamachowski - gangster Klama w jego wykonaniu to zdecydowanie najlepiej zagrana i najśmieszniejsza postać w filmie. W filmie
Jacka Gąsiorowskiego uwagę zwraca ścieżka dźwiękowa, której autorem jest
Doniu - gwiazda rodzimej sceny hip-hopowej. To jego debiut w roli kompozytora filmowego, ale trzeba przyznać, że niezwykle udany. Dynamiczne i wpadające w ucho utwory to jeden z największych atutów komedii.
"Czas surferów" sprawia wrażenie filmu przygotowanego z myślą o nastolatkach i zapewne tylko oni w pełni docenią "soczyste" dialogi, hip-hopową ścieżkę dźwiękową oraz chaotyczną narrację. Pozostali, mimo licznych zwrotów akcji, mogą się nieco nudzić.