Recenzja filmu

Barbie (2023)
Greta Gerwig
Agnieszka Matysiak
Margot Robbie
Ryan Gosling

I'm a Barbie Girl, in patriarchal world

Kilka miesięcy przed premierą „Barbie” w reżyserii Greta Gerwig rozpoczęła się wielka akcja marketingowa, w którą zaangażowali się również zwykli odbiorcy, ludzie niezwiązani w żaden sposób z
Kilka miesięcy przed premierą „Barbie” w reżyserii Greta Gerwig rozpoczęła się wielka akcja marketingowa, w którą zaangażowali się również zwykli odbiorcy, ludzie niezwiązani w żaden sposób z produkcją filmu. Miesiąc przed premierą Internet został dosłownie zalany memami, amatorskimi trailerami filmu i przeróbkami (dodatkowo w klimacie „Barbieheimera” – połączenia filmów „Barbie” i „Oppenheimer", mających premierę tego samego dnia). Tak szeroko zakrojona akcja promocyjna przyniosła swoje efekty – już w pierwszym tygodniu od premiery twórcy zarobili na filmie ponad pół miliarda dolarów. Jednak, czy sam film jest naprawdę tego wart?
Barbie” przedstawia historię tytułowej bohaterki (której imię, notabene, nosi też dużo innych lalek w Barbielandzie), która przeżywa kryzys egzystencjalny – zaczyna myśleć o śmierci i dodatkowo jej największym problemem stają się cellulit i płaskie stopy. Postanawia opuścić swój różowy, plastikowy świat i pojechać do prawdziwego, aby rozwiązać ten problem. Towarzyszy jej Ken – nieodłączny „dodatek”, zazdrosny chłopak. W momencie pojawienia się idealnej pary w nieidealnym prawdziwym świecie, zaczyna się główna akcja filmu, czyli narracja, w myśl której Barbie, promująca nierealistyczne standardy piękna, zostaje nazwana faszystką (czy twórcy wiedzą, że faszyzm to próba ustanowienia państwa totalitarnego i autorytarnej władzy, a nie wyprodukowanie lalki w różowych ubraniach?), a mężczyźni zostają oskarżeni o całe zło tego świata, jednocześnie będąc pokazani jako niedojrzałe i wyrośnięte dzieci, które nie mają w życiu konkretnego celu (fragment piosenki Kena idealnie to oddaje: I'm just Ken and I'm enough and I'm great at doing stuff). Gdy usłyszałam krytyczne opinie na temat filmu, według których jest on skrajnie feministyczny, pomyślałam, że to na pewno przesada. Jednak z (dosłownie!) minuty na minutę twórcy dobitnie udowadniali mi, że ich nie doceniłam.

Głównym motywem filmu staje się męski patriarchat, którego idea bardzo spodobała się Kenom (zarówno chłopakowi „głównej” Barbie, jak i innym lalkom-mężczyznom w „Barbielandzie”), dziewczynki bawiące się lalkami jako opresyjność (?) i stereotypizacja (z którą, w przypadku kobiet, twórcy walczą, ale w przypadku mężczyzn – utwierdzają). Co ciekawe, określenie, że film jest „woke” (ang. „przedbudzony”), staje się w tym przypadku jeszcze bardziej wyraźne – Barbie „nabywające” światopogląd feministyczny, są w filmie dosłownie „budzone” przez inne bohaterki.

Twórcy „Barbie” zwrócili jednak uwagę na kilka aspektów, które ja - jako widz - doceniłam. Moim zdaniem najważniejszym przesłaniem płynącym z tego filmu jest teza, że nie można tworzyć swojej tożsamości i poczucia własnej wartości w oparciu o drugą osobę. Pomimo silnego akcentu położonego na „siłę kobiet”, paradoksalnie aspekt „zdrowego” indywidualizmu wydał mi się wyraźnie podkreślony. Również przedstawiona walka z nowym porządkiem może być przez niektórych uznana za inspirującą. W filmie jest ona ukazana jako skrajnie feministyczna (a wręcz toksyczna, bo opierająca się na wykluczeniu mężczyzn, przypisywaniu im najgorszych cech, a więc nierównym, krzywdzącym traktowaniu), ale odejmując zabarwienie ideologiczne, może stać się punktem wyjścia do rozważań na temat szeroko rozumianej władzy – nie tylko prawnej, ale społecznej i medialnej.

Sam film od strony technicznej nie budzi moich zastrzeżeń. Wykorzystanie odniesień do zarówno kultury wysokiej (literatura), jak i kultury popularnej (wykorzystanie utworu „Barbie Girl” oraz autorskich piosenek takich jak np. „I’m just Ken”, jak i nawiązania do filmu „Matrix”) jest dobrym połączeniem, gdy film ma mieć charakter komediowy. Kreacje Margot Robbie i Ryana Goslinga są naprawdę dobre - każdy z nich gra swoją rolę w sposób celowo przesadzony, nadmiernie ekspresywny i to nadaje filmowi charakter. Pomimo zniechęcenia się do filmu przez (miejscami dosyć toporną) propagandę, był to jednak film komediowy, podczas którego dużo się śmiałam – zarówno z wielokrotnie podkreślanego absurdu istnienia „Barbielandu” i praw nim rządzących, jak i samych żartów sytuacyjnych. Doceniam twórców również za drobne elementy, które pokazały, jak działa wyobraźnia dzieci. Mam na myśli np. fakt, że Barbie która chce przenieść się z najwyżej położonego miejsca w swoim domu do samochodu, nie używa schodów, tylko leci - ponieważ nikt jako dziecko nie używał schodów. Takie (z pozoru nieistotne) elementy wspomagają narrację, która dzięki temu sprawia wrażenie trochę mniej nachalnej propagandy i pozwala widzowi „odetchnąć” pomiędzy próbami narzucenia mu poglądów i wartości twórców filmu.

Pomimo pozytywnych aspektów filmu takich jak podkreślenie wagi indywidualizmu jednostki, nawiązań kulturowych oraz dobrze dobranej muzyki, oceniam „Barbie” na 4/10. Gdyby sam film nie był związany tak szeroko rozpoznawalną ikoną kultury masowej, tylko był historią o zwykłych lalkach dla dzieci, moja ocena byłby jeszcze niższa. Rozpoznawalna zabawka, z którą wiele wspomnień ma część widowni filmu, stała się tylko punktem wyjścia do nachalnego promowania ideologii, w myśl której mężczyźni są „krwiożerczymi” kapitalistami - narcyzami nienawidzącymi kobiet, a same kobiety uosobieniem tylko tego, co dobre. Uproszczony obraz świata, upiększanie własnego stanowiska, usprawiedliwianie wykluczenia mężczyzn (pozbawienie ich głównych stanowisk w „rządzie” Barbielandu) oraz ocena rzeczywistości przez pryzmat własnych uprzedzeń to główne założenia filmu „Barbie”.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Barbie
Barbie mnie oszukała. Po duecie Gerwig i Baumbach – i zapowiedziach ich dzieła – spodziewałem się wielu... czytaj więcej
Recenzja Barbie
Jeszcze kilkanaście lat temu synonim kiczu i pustej konsumpcji, dzisiaj ikona feminizmu w swojej... czytaj więcej