Recenzja filmu

Barbie (2023)
Greta Gerwig
Agnieszka Matysiak
Margot Robbie
Ryan Gosling

Nieznośna lekkość różu

Zacznijmy od przyjrzenia się samym Barbie, wszak to one stanowią istotę Barbielandu. Nazwanie każdej z bohaterek tym samym imieniem było zabiegiem niegłupim i zabawnym, potencjałem zarówno do
Jeszcze kilkanaście lat temu synonim kiczu i pustej konsumpcji, dzisiaj ikona feminizmu w swojej absolutnej akceptacji hiperkobiecości. Już jej legenda wystarczyłaby, by czekać na film "Barbie" z niecierpliwością, tymczasem ruszyła samonapędzająca się machina internetowego zjawiska Barbenheimer, kiedy to dwa wielkie filmy wchodzą na ekran tego samego dnia (drugim był "OppenheimerNolana). Oba filmy miały przejść do legendy. Oczekiwania były ogromne. Czy obuta w różowe szpileczki lalka zdołała im sprostać?
Zacznijmy od przyjrzenia się samym Barbie, wszak to one stanowią istotę Barbielandu. Nazwanie każdej z bohaterek tym samym imieniem było zabiegiem niegłupim i zabawnym, potencjałem zarówno do wielu gagów, jak i do przemyśleń. Mamy więc Barbie-prezydentkę, Barbie-lekarkę, Barbie-syrenkę czy Dziwną Barbie. Na tym jednak dobre pomysły się kończą, ponieważ poza główną bohaterką żadna lalka nie została obdarzona przez scenarzystów więcej, niż jedną cechą. Barbieland zamieszkują też Kenowie. Czy się zajmują? To świetne pytanie.

Tu jednak zatrzymamy się na chwilę, by pochwalić scenografię – każdy domek w Barbielandzie jest różowym dziełem sztuki. Projektanci wykazali się znajomością tak historii Wymarzonych Domów Barbie, jak i praw fizyki obowiązujących w zabawach małych dziewczynek. Przestrzenie są miłe dla oka, zabawne i pomysłowe. Dużym wyzwaniem musiało być przystosowanie projektu do ludzkiej wielkości przy jednoczesnym zachowaniu wrażenia, że mamy do czynienia z czymś zabawkowym. Poradzono sobie z tym bezbłędnie. To samo dotyczy kostiumów czy fryzur. Ściągamy więc czapki z głów przed Sarah Greenwood oraz Jacqueline Durran i możemy już wrócić do lalek.


Poznajemy główną Barbie, czy też, jak określa się ją w filmie, Stereotypową Barbie, w dniu, w którym w jej głowie pojawia się myśl o śmierci. Wraz z pojawieniem się tej refleksji jej idealne życie zmienia się – już nie budzi się w nienagannej fryzurze, marmolada nie ląduje perfekcyjnie na toście, a w udach dostrzega cellulit. Rozwiązanie jest tylko jedno – udać się do prawdziwego świata i skonfrontować z dziewczynką, która się nią bawi.

Taki zarys fabuły daje wspaniałe możliwości. Będzie wdzięcznym tematem do historii o poszukiwaniu swojej tożsamości, albo o ciężarze, jaki sprawia świadome życie, albo o roli lalki Barbie w prawdziwym świecie, albo o zderzeniu feministycznej utopii Barbielandu z patriarchatem naszego świata. Każda z tych historii ma ogromny potencjał. Niestety, Greta Gerwig próbuje opowiedzieć je wszystkie na raz, przez co każda w niespełna dwugodzinnym filmie, który przecież jest przede wszystkim komedią, zostaje potraktowana po macoszemu. Co więcej, każdy z tych tematów jest przegadany, a rozmowy kończą się najbardziej oczywistymi wnioskami. Grupą docelową filmu nie były dzieci, nie ma więc potrzeby traktować tak publiczności, mówiąc o tematach poważnych.


Jeśli chodzi o grę, dwoje pierwszoplanowych aktorów spisało się doskonale. Margot Robbie nie gra Barbie, ona nią po prostu jest. Ryan Gosling wznosi się na wyżyny komedii (złapałam się na tym, że czekam na moment, w którym aktor nie wytrzyma i sam się roześmieje), umiejętnie łącząc ją z trudniejszymi emocjami. Jego Ken przypomina zagubione dziecko, które musi być mężczyzną, i ta taktyka sprawdza się świetnie. Na słowa pochwały zasługuje też rola Kate McKinnon. Jej charyzmatyczna Dziwna Barbie kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Reszta obsady także spisała się dobrze, jednak brak pogłębienia ich postaci nie pozwalał na ogranie więcej niż dwóch emocji.
Muzycznie w filmie wyróżnia się tylko jeden kawałek. Nic dziwnego, że „I’m just Ken” został użyty w materiałach promocyjnych – umiejętności wokalne Ryana Goslinga nie mają najmniejszego znaczenia, kiedy wkłada tyle serca i talentu komediowego w piosenkę. Szkoda, że żaden inny utwór nie zapada tak w pamięć. A Mattel kiedyś udowodniło, że potrafi zrobić musical – każdy utwór w „Barbie Księżniczka i Żebraczka” był przecież bangerem.


Wróćmy więc do pytania z początku – czy Barbie sprostała oczekiwaniom? Według mnie nie. Zwróćmy jednak uwagę, że, po całej machinie promocyjnej, wielu z nas spodziewało się różowego traktatu filozoficznego. Jednak od swoich narodzin w 1959 roku Barbie miała być wesoła, kolorowa, zabawna, nowoczesna i pełna możliwości. I film Gerwig jest każdą z tych rzeczy. Barbie bowiem nie tylko nie sprostała oczekiwaniom. Ona dobitnie pokazała, co myśli o wygórowanych i nierealistycznych oczekiwaniach. Najlepiej więc je zupełnie porzucić. Dla kolorów, dla humoru i dla nieprawdopodobnej scenografii zdecydowanie warto wybrać się do kina.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Barbie
Barbie mnie oszukała. Po duecie Gerwig i Baumbach – i zapowiedziach ich dzieła – spodziewałem się wielu... czytaj więcej
Recenzja Barbie
Kilka miesięcy przed premierą „Barbie” w reżyserii Greta Gerwig rozpoczęła się wielka akcja marketingowa,... czytaj więcej