Przyzwoity dramat sportowy, bardzo dobry film gangsterski, jego kiepska i efekciarska kontynuacja oraz produkcja fantasy. Taką jak dotychczas drogę przebył Maciej Kawulski jako twórca filmowy.
Przyzwoity dramat sportowy, bardzo dobry film gangsterski, jego kiepska i efekciarska kontynuacja oraz produkcja fantasy. Taką jak dotychczas drogę przebył Maciej Kawulski jako twórca filmowy. Pomysł z nakręceniem nowej adaptacji powieści Jana Brzechwy wydawał się tyleż ciekawy co karkołomny. Jest to projekt, którego tematyka wymagała sporych środków i jeszcze więcej talentu od jego twórców. Niestety Kawulskiemu, jak i pozostałym zaangażowanym zabrakło praktycznie wszystkiego, by nową "Akademię pana Kleksa" można było uznać za artystyczny sukces.
O ile w pierwowzorze postać Adama Niezgódki pełniła jedynie funkcję obserwatora i nie miała kluczowego znaczenia dla fabuły, tak w najnowszej wersji praktycznie cała historia opiera się na bohaterce Ady Niezgódki (Antonina Litwiniak). Sam pomysł, by przenieść ciężar opowieści na tę postać był ciekawy i być może nawet by wypalił, gdyby nie fatalny casting. Litwiniak jest niebywale irytująca. Nie ma za grosz charyzmy i nie widać po niej jakiegokolwiek talentu aktorskiego. Struktura fabularna sprawia, że kładzie swoją grą nie tylko swoją bohaterkę, ale i cały film. Jeszcze gorzej wypada Konrad Repiński. Jego Albert jedyne co robi to snuje i ewentualnie przebywa na ekranie. Jest antypatyczny i sprawia wrażenie pozbawionego jakichkolwiek emocji. Nie da się z nim w żaden sposób sympatyzować. Największą wadą filmu jest wątek przyjaźni, rzeczonych Ady i Alberta. Między postaciami nie ma za grosz chemii, a ich dialogi wypadają tak sztucznie jak to tylko możliwe. Podobnie zresztą jak większość w całym filmie. Co do pozostałych postaci to bardzo dobrze w roli Ambrożego Kleksa odnajduje się Tomasz Kot. Jest energiczny, dowcipny, charyzmatyczny i idealnie pasuje do tej roli. Można jedynie żałować, że jego postać została dość mocno zmarginalizowana przez twórców, robiąc z niego de facto postać drugoplanową. Przyzwoicie wypadają Sebastian Stankiewicz i debiutujący Daniel Walasek. Słabo prezentuje się Danuta Stenka, kreująca postać głównej antagonistki. Mimo bardzo dużego zaangażowania aktorki, jej bohaterka wypada karykaturalnie, wypowiadając w każdej scenie pompatyczne hasła o zemście. Niewiele wnosi Piotr Fronczewski, który sprawia wrażenie doklejonego na siłę do całego projektu.
Bardzo słabym punktem jest reżyseria. Kawulskiemu ewidentnie brakuje doświadczenia i wyczucia. Bardziej obeznany i utalentowany twórca być może zdołałby wykrzesać nieco więcej z tej historii. Problemem jest tutaj nie tylko brak pomysłu na konkretne poprowadzenie fabuły, ale i montaż. Sposób, w jaki został technicznie zrobiony ten film, sprawia wrażenie, jakby głównym zadaniem montażysty było wszelkimi sposobami, okroić liczbę i długość scen tak by całość mogła się zamknąć w maksymalnie 2 godzinach. Kiepsko wypada CGI, chociaż nie jest go specjalnie dużo. Co do scenografii, to nie sądzę by dobrym pomysłem była wszechobecna jaskrawa czerwień. Wypada sztucznie i w wielu momentach zwyczajnie drażni.
Do pewnego momentu wydawało się, że mocnym punktem będzie muzyka. Ścieżka dźwiękowa stoi na wysokim poziomie i nie odbiegała niczym od dobrych filmów przygodowych z Hollywood. Starsze utwory typu "Witajcie w naszej bajce", zostały bardzo dobrze odświeżone i długimi momentami świetnie ich się słucha. Nowsze, jak "Jestem twoją bajką", również robią dobrą robotę. Problem w tym, że całość popada w jakąś niezrozumiałą efekciarskość. Reżyser dużo więcej by zyskał, idąc w typowy musical, zamiast starać się zrobić z praktycznie każdej sceny absurdalny teledysk. Na plus należy wyróżnić pracę kamery, która w bardzo efektowny sposób z lotu ptaka, przedstawia widzowi miejsce, w którym toczy się akcja.
Najnowszy projekt twórcy "Jak zostałem gangsterem" jest filmem całkowicie niedopracowanym. Praktycznie żaden element nie prezentuje choćby przyzwoitego poziomu. Brakuje doświadczenia, pomysłu, chęci, umiejętności, a także pieniędzy. Wiele ciekawych elementów zostało przedstawionych pobieżnie z racji braku środków. Szczególnie można żałować mającej zdecydowanie większy potencjał wataha wilkusów. Całość wypada tandetnie i tanio. Reżyserowi można jedynie doradzić zajęcie się nieco prostszymi technicznie i fabularnie tematami, bo Akademia pana Kleksa obnażyła wszelkie jego artystyczne słabości.