Greg Mottola jest odpowiedzialny za wyreżyserowanie komedii "
Supersamiec", humorem dotrzymującej kroku niezwykle wyszukanemu, kultowemu w pewnych kręgach filmu - "
American Pie". A że "
Superbad" sprzedał się świetnie, nic dziwnego, że na plakatach postanowiono powołać się na jego osobę. Na szczęście, "
Adventureland" to film o wiele mniej rubaszny, za to kameralny i po prostu - jakkolwiek to brzmi - przyjemny. W swojej fabule bazuje na sentymencie do starych dobrych czasów - do czasów studenckich: imprezy do rana, pierwsze miłości, wakacyjna praca i ta stara, dobra muzyka!
Mamy rok 1987. Główny bohater, James (znany szerszej publiczności od niedawna z "
Social Network" -
Jesse Eisenberg), właśnie ukończył college. Liczy teraz na relaksujące wakacje w Europie, ale zamiast radosnej niespodzianki od rodziców dostaje dość przykrą wiadomość - o wycieczce nie ma co marzyć, a przynajmniej na razie. W domu się bowiem nie przelewa, a ojciec właśnie został zdegradowany. Zawiedziony James, za namową rodziców, znajduje sobie dorywczą pracę w tytułowym parku rozrywki. Tam właśnie nawiąże wiele kontaktów, które być może okażą się czymś więcej niż tylko wakacyjną znajomością.
Od razu, aczkolwiek niezbyt chętnie, przychodzi mu z pomocą Joel (
Martin Starr), niezbyt sympatyczny, ale za to wyjątkowo "swojski" młody człowiek. James zaprzyjaźnia się także z Emily (
Kristen Stewart), do której z czasem zaczyna czuć coraz większą sympatię. Niestety, romansuje ze starszym, pewnie o połowę, żonatym przystojniakiem Mikiem (
Ryan Reynolds). Do tego dziewczyna ma problemy rodzinne. Oklepane, ale jakże prawdziwe - nienawidzi swojej macochy. Niezbyt uwodzicielski, za to wrażliwy chłopak, próbuje mimo wszystko podbić jej serce.
Nie należy od tego filmu oczekiwać, że wywoła ataki śmiechu. Humor jest w nim wyjątkowo subtelny, a już na pewno, gdy porównamy go do "
Supersamca". Nie obyło się bez kilku motywów z marihuaną w tle (np. ciasteczka z trawą), lecz zamiast być nachalne, tworzą klimat. A postaci bardzo pasują do lat 80. - są naturalne, charakterystycznie wyluzowane, nijak mają się do sztuczności rodem z filmów
Apatowa. Trzeba przyznać, że odtworzenie sielankowych czasów wieku nastoletniego wyszło twórcom bez zarzutu. Domówki pod nieobecność rodziców, wizyty w barze, spotkania z przyjaciółmi, wakacje - każdy z nas ma sentyment do podobnych wspomnień. A jeszcze, gdy dołożymy do tego hity
Crowded House,
The Cure,
Velvet Underground... Nie chcę niepotrzebnie wznosić lamentu, to przecież teraz takie cliché, ale w dobie
Biebera, serce się kraja z tęsknoty do wykonawców przełomu lat 70. i 80.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w "
Krainie przygód"? Na aktorów. Nie powalają swoimi umiejętnościami, a żaden z nich nie stworzył wybitnej kreacji, jednak ciekawostką jest moim zdaniem fakt, że zarówno
Jesse Eisenberg, jak i
Kristen Stewart większą sławę zdobyli już po zagraniu w tym filmie. Możliwe, że był to jeden z ostatnich, podczas których kręcenia nie musieli czuć się osaczeni przez fanów czy natrętnych fotografów. Jesse jest teraz aktorem wciąż młodym, uczącym się, lecz docenionym. Dzięki sławnemu "
Social Network"
Davida Finchera przed jego nazwiskiem pisze się teraz "nominowany do Nagrody Akademii i Złotego Globa", a krytycy przytakują z uznaniem. Podobnie ciekawym przypadkiem jest panna
Stewart, która staje się coraz większą celebrytką dzięki roli Belli Swan w kasowych ekranizacjach książkowej sagi "Zmierzch". Teraz jest osobą zarówno uwielbianą, jak i nienawidzoną. I tu zaskoczę pewnie większość czytających tę recenzję: moim zdaniem w "
Krainie..." wypadła naprawdę dobrze. Może nawet najlepiej? Jest najwdzięczniejszą kobiecą postacią w filmie, jej naturalny sposób bycia dodaje wiele uroku Emily.
Podsumowując, "
Adventureland" nie będzie najśmieszniejszym filmem, jaki będzie Wam dane obejrzeć. To nie ten rodzaj komedii, który rozbawia do łez i powoduje skurcze żołądka. Wywołać może co najwyżej uśmiech na twarzy, możliwe, że słodko-gorzki. Jeśli miałabym porównywać jego klimat do innych produkcji, wymieniłabym "
500 dni miłości", "
Juno" czy nawet "
Zombieland" (skądinąd także z
Eisenbergiem). Tematyka jest oczywiście zupełnie inna, jednak myślę, że łączy je pewna kameralność i motyw odnajdowania siebie we wczesnych latach naszego życia. Kto nie szuka podobnej rozrywki, nie ma co sięgać po "
Adventureland". Jeśli jednak masz ochotę, Drogi Kinomanie, na coś lekkiego i miłego, w pewien wakacyjny długi wieczór, radzę włączyć ten film.