Recenzja filmu

Absolwentka (2009)
Vicky Jenson

Kochane kłopoty

Historia absolwentki college'u, która wkracza w dorosłe życie w epoce finansowego kryzysu i szalejącego bezrobocia, została tutaj sprowadzona do roli fabularnego pretekstu. Reżyserka szybko
Od zawsze czekała na ten dzień. Moment ukończenia studiów był dla Ryden Malby (Alexis Bledel) najbardziej wyczekiwaną chwilą w życiu. Miała precyzyjny plan kariery. Jako absolwentka anglistyki  chciała rozpocząć pracę w prestiżowym wydawnictwie Happerman & Browning i w Mieście Aniołów promować nowe talenty, odkrywając przy tym wielkie literackie arcydzieła. Rzeczywistość okazuje się jednak mniej różowa niż młodzieńcze marzenia nastolatki – wyśniona praca jest poza jej zasięgiem, a kolejne rozmowy kwalifikacyjne kończą się fiaskiem. Bolesne zderzenie z realnym życiem nie kończy zresztą jej kłopotów – wplątując się w romans z przystojnym Latynosem z sąsiedztwa, Ryden traci przyjaźń zakochanego w niej Adama (Zach Gilford). Młoda dziewczyna musi więc się zastanowić, czy woli mieć, czy być, a jeśli być – to z którym z dwóch adoratorów.

Tak oto docieramy do sedna filmu Vicky Jenson, obrazu momentami urokliwego, ale schematycznego niczym gra polskich piłkarzy. Historia absolwentki college'u, która wkracza w dorosłe życie w epoce finansowego kryzysu i szalejącego bezrobocia, została tutaj sprowadzona do roli fabularnego pretekstu. Życiowe problemy młodej dziewczyny są przecież niczym wobec jej sercowych dylematów. Reżyserka szybko porzuca więc filmowe socjologizowanie, by skupić się na opowiedzeniu prostej romantycznej komedii. Mamy więc niewinną młodzieńczą przyjaźń, rodzące się uczucia, rozczarowania, zaś w finale – wielką pogoń za ukochanym. Wszystko w zgodzie z regułami hollywoodzkiej miłosnej komedii. Jenson nie wymyśla prochu – jej film ma być pocieszającą, czasem zabawną, a czasem ckliwą opowiastką. I jest.

Nie byłoby w tym zresztą nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że po "Absolwentce" można się było (o naiwności!) spodziewać czegoś więcej. Patrząc na filmową listę płac, znajdziemy na niej grupkę ciekawych artystów i obiecujących młodych talentów. Vicky Jenson, reżyserka debiutująca w pełnometrażowym kinie fabularnym, dała się przecież poznać jako autorka dwóch głośnych animacji – pełnych ironii "Shreka" i "Rybek z ferajny". Tym razem łatwo wpada jednak w sztampę, nawet nie próbując odcisnąć na "Absolwentce" własnego piętna. W jej ślady idą także pozostali twórcy – dziewczęca Alexis Bledel znana z serialu "Kochane kłopoty" wciąż nakłada na twarz maskę niewiniątka, a utalentowany Zach Gilford w roli zadurzonego młodzieńca prezentuje mdły urok zakochanego kundla. Największym rozczarowaniem okazują się jednak dwie inne role - Michaela Keatona i Jane Lynch wcielających się w rodziców tytułowej bohaterki. Choć obydwoje dysponują sporymi umiejętnościami (o talencie Lynch przekonali się już fani serialu "Glee") w filmie Jenson niewiele mają do zagrania. Bo "Absolwentka" to film wtórny, nie pozbawiony czaru, ale też do bólu schematyczny. Ot, prosta love story nakręcona ku pokrzepieniu serc.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Absolwentka
Ryden Malby poznajemy, gdy korzystając z dobrodziejstw globalnej sieci, opowiada nam o swoim wielkim dniu... czytaj więcej