Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
TV
Zobacz sekcję

Recenzja serialu

Cordell Walker - niepokoleniowy bohater

Tytułowy bohater Cordell Walker (Chuck Norris) jest nieskalanym stróżem prawa. Prawo stanowi dla niego sacrum i rzecz najwyższą. Nikt nie stoi ponad nim i jemu właśnie przypada rola egzekutora. Lata pracy nauczyły go, jak być skutecznym i w jaki sposób respektować wszelkie zasady. Chętnie pomaga i zawsze udaje mu się wcielać swoje zasady w życie. Jak na każdego bohatera przystało, i ten ma swego pomocnika - Jimmy'ego Trivette'a (Clarence Gilyard Jr.), który jest odrobinę gapowaty i nie tak skuteczny jak jego partner, ale równie bezwzględny wobec wszystkich przestępców.

Wszystko ukształtowano na wzór starych, dobrych westernów, gdzie podział ról na tych "dobrych" i "złych" jest przejrzysty i jednoznaczny. Dobro triumfuje nad złem, zaś wszelcy złoczyńcy nie są w stanie wywinąć się od kary.

Niemniej jednak nasz bohater pozostaje szablonowy, każda przygoda ma swój scenariusz, który nie odbiega w żaden sposób od poprzedniej i każdej następującej po niej części. O ile pierwsze odcinki wzbudzają ciekawość, o tyle następne nużą i męczą. Cordell nie rozwija się w żaden sposób. Niezmienne jest jego spojrzenie, w którym wymusza nienawiść do tego, co zepsute. Szczególnie razi scenariusz triumfu tytułowego strażnika. Niemal w każdym odcinku kończy się to potężnym uderzeniem z półobrotu, gdzie czarny charakter opada bezwładnie na ziemię. Moment zwycięstwa pozbawiony jest patosu, do jakiego aspirują twórcy filmu. Bohater popada w rutynę, co nigdy nie przytrafiło się Wayne'owi w żadnej ze swych westernowych ról. Norris nie pasuje do osiłka-sędziego z Teksasu. Jest zbyt nieśmiały, pasywny. Bohater nie może być bierny, z godnością przyjmuje zwycięstwo, lecz Walker od niego ucieka. Boi się nie przestępców, lecz przyjęcia ciężaru chwały. Przeraża go ona i od tego stroni. Heros do jakiego aspiruje Cordell nie jest też anonimowym mścicielem. Nie jest też katem sprawiedliwości. Przypomina raczej szczęściarza, któremu sprzyja los, a w jego przypadku jest aż nadto szczodry.



Zdarza się, że popada w tarapaty i zawsze wychodzi z nich cało. Taka jest rola bohatera. Ale nie następuje to dzięki jego przygotowaniu, treningom czy medytacjom. To przeciwnicy biernie przyjmują każdy cios. Nie szybkość tutaj zwycięża, jedynie niedołężność rywali. Nie wyrażają oni zbyt wiele, a pamięta się ich nie jako osoby, lecz jako bezwładne ciała czekające na ostateczne uderzenie.

W serialu razi brak wyrazistości. Nie pamięta się przygód ani też poszczególnych odcinków.
Nieprzerwanie kręcono go 8 lat, jednak w ich ciągu odcinki nie zmieniły się. Są przerysowane i nie zaskakują. Reżyserzy nie napracowali się podobnie, jak scenarzyści bowiem widać braki w pomysłach na kolejne odcinki. Aż dziw bierze, że tylu scenarzystów zabierało się do przygotowywania kolejnych części... O ile nie razi tak reżyseria, jak nużąca muzyka , o tyle monotonia kolejnych przygód odstrasza i zniechęca widza.

"Strażnik Teksasu" stanowi całość samą w sobie, co odziera go z indywidualizmu herosa. Niemniej jednak budzi on sympatię i przypomina że dobro musi zwyciężać, choć szkoda, że w tym przypadku jedynie "musi"...

6
Myślenie to najcięższa praca i pewno dlatego nie cieszy się zbytnią popularnością.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje