Recenzja filmu
Nie bądź sobą
Już pierwsze kadry dają nam do zrozumienia, że nie będziemy mieć do czynienia z prostą historią "od zera do bohatera" czy raczej w tym przypadku "od nieudacznika do twardzielaOd początku uwagę widza przykuwa mroczna atmosfera, znikome oświetlenie i ponury klimat rodem z horrorów, co wskazuje na to, że nie będzie to zwyczajny film o dorastaniu.
Choć historia ma wszelkie predyspozycje do zostania kolejną ckliwą i podnoszącą na duchu opowieścią dla nastolatków o tym, że w swoim życiu wystarczy wprowadzić kilka zmian i z samotnika można zostać duszą towarzystwa, zdobyć dziewczynę i zyskać popularność, to jednak twórca ani myśli iść tą drogą.
Jim (Craig Roberts) jest nastolatkiem z małego walijskiego miasteczka, wśród rówieśników nie wyróżniającym się niczym szczególnym. Jim jest też definicją outsidera. Jego najlepszym przyjacielem jest pies, a ulubionymi i jednocześnie jedynymi zajęciami są gry na konsolę i oglądanie starych filmów w kinie, gdzie jest przy okazji jedynym klientem. W tej filmowej opowieści wyróżniają się bohaterowie, każdy jest tu nietypowy. Najlepszym słowem ich opisującym byłby "dziwniJego rodzice nie dbają o nic dookoła, ich dom wygląda raczej jak obskurna chatka, stara właścicielka kina nieustannie mówi o porwaniu przez obcych, a spotkany mężczyzna na moście opowiada z kolei o czasach wojny. Każda z postaci wydaje się żyć w swoim świecie, rozmowy między nimi nie są naturalne, co w żaden sposób nie jest jednak wadą. Treść dialogów ograniczona jest do minimum, pełno w nich niezręczności, a skąpana w ciemności realizacja przypomina marzenie senne, także wszystko do siebie o dziwo pasuje i brak realizmu jest tym samym największą zaletą.
Jim wydaje się z tych wszystkich bohaterów najnormalniejszy, a jednak uważany jest za nieudacznika, nie ma przyjaciół, a w szkole się nad nim znęcają. Nie ukrywa, że rola ta nie do końca mu pasuje i choć stara się coś z tym zrobić, tak wszystkie jego próby kończą się fiaskiem. Do czasu aż do sennego miasteczka wprowadza się Dean (Emile Hirsch), który postanawia zająć się Jimem i sprawić, by przestał być taką ciotą. Jego słowa. Młodzieniec, z pomocą nowego znajomego, przybiera nową tożsamość, mężnieje i zyskuje szacunek. Cała ta jednak słodka sielanka tak szybko się kończy, jak szybko się zaczęła, kiedy Jim odkrywa mroczny sekret i prawdziwe zamiary swojego przyjaciela.
Postać Deana wydaje się być żywcem wyjęta z komiksów. Imię prawdopodobnie również nie jest przypadkowe, bowiem jego stylizacja przypomina kultowego Jamesa Deana. Ustom bohatera Emile Hirscha nieustannie towarzyszy papieros, doskonale czuje się w roli typowego twardziela i świetnie włada tak samo słowami, jak i pięściami. Dla Jima będzie jak wzorowy, starszy brat, choć z czasem będzie chciał zamienić jego życie w piekło.
Wiek zarówno reżysera, scenarzysty, jak i odtwórcy głównej roli, Craiga Robertsa, może robić wrażenie, w końcu film nakręcił w wieku 23 lat, aczkolwiek nie jest to rzecz niespotykana. Większe debiuty mieli chociażby Richard Kelly, który zrealizował "Donniego Darko" w wieku 25 lat, albo Orson Welles "Obywatela Kane'a" w wieku 26. Warto jednak docenić jego produkcję od strony realizacyjnej, gdzie kadrom, nawet dziennym, cały czas towarzyszy ponura, spowita cieniami atmosfera, a mroczny klimat thrillera dodatkowo potęguje niepokojąca muzyka i unosząca się w powietrzu nutka tajemnicy.
Roberts ucieka też schematom jak może, z prostego pomysłu tworząc surrealistyczną i oniryczną opowieść, nie zapominając przy okazji o ironicznym spojrzeniu na proces dojrzewania i błyskotliwym, choć subtelnym humorze. I mimo iż filmowi nie brak elementów solidnego thrillera czy komedii, tak należy pamiętać, że to wciąż produkcja niezależna, której nie brak wad.
Choć historia ma wszelkie predyspozycje do zostania kolejną ckliwą i podnoszącą na duchu opowieścią dla nastolatków o tym, że w swoim życiu wystarczy wprowadzić kilka zmian i z samotnika można zostać duszą towarzystwa, zdobyć dziewczynę i zyskać popularność, to jednak twórca ani myśli iść tą drogą.
Jim (Craig Roberts) jest nastolatkiem z małego walijskiego miasteczka, wśród rówieśników nie wyróżniającym się niczym szczególnym. Jim jest też definicją outsidera. Jego najlepszym przyjacielem jest pies, a ulubionymi i jednocześnie jedynymi zajęciami są gry na konsolę i oglądanie starych filmów w kinie, gdzie jest przy okazji jedynym klientem. W tej filmowej opowieści wyróżniają się bohaterowie, każdy jest tu nietypowy. Najlepszym słowem ich opisującym byłby "dziwniJego rodzice nie dbają o nic dookoła, ich dom wygląda raczej jak obskurna chatka, stara właścicielka kina nieustannie mówi o porwaniu przez obcych, a spotkany mężczyzna na moście opowiada z kolei o czasach wojny. Każda z postaci wydaje się żyć w swoim świecie, rozmowy między nimi nie są naturalne, co w żaden sposób nie jest jednak wadą. Treść dialogów ograniczona jest do minimum, pełno w nich niezręczności, a skąpana w ciemności realizacja przypomina marzenie senne, także wszystko do siebie o dziwo pasuje i brak realizmu jest tym samym największą zaletą.
Jim wydaje się z tych wszystkich bohaterów najnormalniejszy, a jednak uważany jest za nieudacznika, nie ma przyjaciół, a w szkole się nad nim znęcają. Nie ukrywa, że rola ta nie do końca mu pasuje i choć stara się coś z tym zrobić, tak wszystkie jego próby kończą się fiaskiem. Do czasu aż do sennego miasteczka wprowadza się Dean (Emile Hirsch), który postanawia zająć się Jimem i sprawić, by przestał być taką ciotą. Jego słowa. Młodzieniec, z pomocą nowego znajomego, przybiera nową tożsamość, mężnieje i zyskuje szacunek. Cała ta jednak słodka sielanka tak szybko się kończy, jak szybko się zaczęła, kiedy Jim odkrywa mroczny sekret i prawdziwe zamiary swojego przyjaciela.
Postać Deana wydaje się być żywcem wyjęta z komiksów. Imię prawdopodobnie również nie jest przypadkowe, bowiem jego stylizacja przypomina kultowego Jamesa Deana. Ustom bohatera Emile Hirscha nieustannie towarzyszy papieros, doskonale czuje się w roli typowego twardziela i świetnie włada tak samo słowami, jak i pięściami. Dla Jima będzie jak wzorowy, starszy brat, choć z czasem będzie chciał zamienić jego życie w piekło.
Wiek zarówno reżysera, scenarzysty, jak i odtwórcy głównej roli, Craiga Robertsa, może robić wrażenie, w końcu film nakręcił w wieku 23 lat, aczkolwiek nie jest to rzecz niespotykana. Większe debiuty mieli chociażby Richard Kelly, który zrealizował "Donniego Darko" w wieku 25 lat, albo Orson Welles "Obywatela Kane'a" w wieku 26. Warto jednak docenić jego produkcję od strony realizacyjnej, gdzie kadrom, nawet dziennym, cały czas towarzyszy ponura, spowita cieniami atmosfera, a mroczny klimat thrillera dodatkowo potęguje niepokojąca muzyka i unosząca się w powietrzu nutka tajemnicy.
Roberts ucieka też schematom jak może, z prostego pomysłu tworząc surrealistyczną i oniryczną opowieść, nie zapominając przy okazji o ironicznym spojrzeniu na proces dojrzewania i błyskotliwym, choć subtelnym humorze. I mimo iż filmowi nie brak elementów solidnego thrillera czy komedii, tak należy pamiętać, że to wciąż produkcja niezależna, której nie brak wad.
Moja ocena:
7
Udostępnij: