Oto paradoks współczesnego kina niemieckiego - na międzynarodowy sukces mogą liczyć dzieła, które choć wywodzą się z kręgu kultury niemieckiej pozostają otwarte na otaczający świat. Volker Schlöndorff doskonale wpisuje się w tę regułę. Urodzony w Wiesbaden, studiował w Paryżu, tam też kończył szkołę filmową i terminował na planie filmowym Alaina Resnais i Jean Pierre'a Melville'a. Potem jeden z czołowych twórców Nowego Kina Niemieckiego formacji ukształtowanej na wzór francuskiej Nowej Fali na przełomie lat 60. i 70. , zafascynowany na równi kinem niemieckim złotego ekspresjonistycznego okresu i tradycją hollywoodzką. Wreszcie twórca o międzynarodowym zasięgu, realizujący swe filmy po obu stronach Atlantyku, czerpiący zarazem ze spuścizny literackiej różnych narodów. W końcu szef wytwórni filmowej w Babelsbergu, dawnej UFA, potem DEFA, obecnie zaś centrum filmowej Europy, siedziby Europejskiej Akademii Filmowej. Francuska szkoła sprawiła, że na tle innych twórców z kręgu nowego kina wyróżniał się dbałością o formę. Daleki od ducha awangardy, charakterystycznego choćby dla Fassbindera, bez nuty szaleństwa, właściwej Herzogowi i bez dziecięcej choroby wiecznego eksperymentowania, co stanowi o dziele Wendersa, tworzy filmy adresowane do możliwie szerokiej publiczności. Potrafił przy tym ocalić siebie, zaznaczyć swój styl, ale i przykuć uwagę, sprawić by go słuchano. Już debiutanckie Niepokoje wychowanka Törlessa spotkały się z żywym przyjęciem krytyki (nagroda w Cannes), co jednak nie oznaczało życzliwości publiczności. Stąd zmiana formy, jak i oparcie się na dobrej literaturze. Najpierw Musil, potem von Kleist, Brecht, Böll, Grass, Proust, Miller, Frisch, w końcu Tournier. I ciągle te same fascynacje istotą kina, możliwością przełożenia słowa na język obrazu. I te same pytania, brzmiące jednakowo mocno w każdym zarówno współczesnym, jak i kostiumowym utworze: o ludzką kondycję, o własną jednostkową, także ogólnoniemiecką tożsamość, o czas, który przeminął i o przyczyny, które zadecydowały o obrocie dziejów. Ten ostatni temat przewija się przez całą twórczość Schlöndorffa od debiutu do filmu ostatniego. Skąd się wziął nazizm, skąd na tę ideologię przyzwolenie, jakie piętno pozostawił na jednostkach i całym narodzie?
Temat trudny i nieprzyjemny, lecz w kinie Schlöndorffa jest widocznie jakaś siła, która przyciąga i każe się nad nim zastanowić tak w Utraconej czci Katarzyny Blum, jak Blaszanym bębenku czy Królu Olch, gdzie przestroga przed skłonnością do faszyzmu miesza się z realizmem faktu i magią wspomnienia lub legendy. Wyraziste przesłanie tych utworów ściągało nieraz na reżysera gromy, ale sprawiło, że zarówno tracona cześć..., jak i Bębenek są do dziś najbardziej kasowymi filmami w dziejach niemieckiego kina. Zaś sam Schlöndroff jednym z najbardziej utytułowanych niemieckich twórców, mogących poszczycić się zarówno Złotą Palmą z Cannes, jak i Oscarem. Czy jednak tylko niemieckich? Od początku kariery Schlöndroffa cechowała otwartość na otaczający świat, umiejętność czerpania z innych kultur, dążenie do nakreślenia pełnych portretów ludzi i epok w których żyją, wskazanie wartości, jakie należy zachować. Słowem, zamiłowanie do kina tradycyjnego w formie, lecz częstokroć nowatorskiego w poszukiwaniu własnego punktu widzenia. Miejsca, gdzie poglądy reżysera spotykają się z przemyśleniami aktywnego widza.
zobacz pełny życioryswiek:
data urodzenia: 31 marca 1939
miejsce urodzenia: Wiesbaden, Niemcy