Ville Valo

Ville Hermanni Valo

7,8
13 ocen występów osoby
powrót do forum osoby Ville Valo

Znałam tylko jego muzykę i pokochałam ją od pierwszego przesłuchania. Była mroczna i piękna. To był metal i poezja. Miłość załadowana w rewolwer i zastanawiałam się, kim jest człowiek, który stoi za tymi piosenkami.

Dwa lata później nasze drogi się przecięły tak, jak większość kontaktów, które nawiązałam w życiu, przez tatuowanie. Przez pierwsze sesje zaczęliśmy się poznawać. Przez następne lata myślałam o nim, jak o przyjacielu zza oceanu. Po sześciu latach coś się zmieniło. To mogło być wino, muzyka, księżyc. Bardziej prawdopodobne, że to była idealna pora. Jeden pocałunek i zmienił mój świat.

Byliśmy wtedy smutni i zagubieni. Ja miałam depresję przez rozwód, który od początku był skazany na porażkę. Zmagałam się też z presją kręcenia programu telewizyjnego - to była dla mnie nowość - i piłam, żeby przez to przebrnąć. Jego historia była odbiciem mojej. Był tak samo zdołowany.

Czekaliśmy na coś, na kogoś, kto przyjdzie i uratuje nas przed samymi sobą. Wtedy okazało się, że tym kimś jesteśmy dla siebie my, byliśmy zaskoczeniu. Dzieliliśmy ze sobą tę ciemność i wnieśliśmy światło w nasze ponure światy. Nie byliśmy już samotni.

To przez niego zachciało mi się tworzyć muzykę, zaczęłam uczyć się śpiewu. Pamiętam chwilę, kiedy podjęłam tę decyzję. Czułam, że muszę to zrobić nie tylko dlatego, żeby mieć z nim coś wspólnego. Nieważne było, że moje piosenki nigdy nie ujrzały światła dziennego tak długo, jak tylko on był w stanie ich słuchać. Mojego przesłania dla niego.

Powiedział, żebym czekała na paczkę. Uprzedził, że to jego nowy album mówiąc: "To jest to wszystko, co łatwiej wyśpiewać niż powiedzieć."

Wiedziałam, co miał na myśli, ale nie wyobrażałam sobie, że każda piosenka będzie wypełniona wiadomościami do mnie. Włączyłam album i muzyka wypłynęła z głośników, wypełniają mój dom. Jego głos brzmiał wszędzie, torując sobie drogę do mojego serca każdym słowem. Co bardziej zagadkowe, te słowa mogły być skierowane do kogokolwiek innego, ale wiedziałam, co znaczy każde słowo i rozpoznałam każde wydarzenie i miejsce, co którego się odnosił.

Piosenki były takie piękne, że chciałam, żeby mógł powiedzieć mi to wszystko na głos chociaż raz. Powinnam była odpowiedzieć mu czymś takim? Od czego miałabym zacząć?

Pierwszy raz po wytrzeźwieniu, zobaczyłam go w mieście, pracującego nad muzyką. Siedzieliśmy w moim biurze w sklepie do późnej nocy, rozmawiając o wszystkim - muzyce, domu, sztuce, pracy. Czy rozmawialiśmy o miłości? Nie. Ciągle rozpamiętywaliśmy przeszłość. Co się z nami stało? Nie mogliśmy znaleźć odwagi, żeby o to zapytać, bo baliśmy się odpowiedzi, którą znaliśmy.

Zaczęliśmy rysować. Położyliśmy przed sobą ołówki i papier i siedliśmy przy przeciwnych końcach stołu. Wyciągnął mój trzyminutowy minutnik z szafki obok i położył go na środku stołu. Zasugerował żebyśmy narysowali siebie nawzajem, to była zabawa. Po przewróceniu klepsydry, piasek zaczął się przesypywać z jednej części do drugiej, zaczęliśmy.

Szkicowanie portretów na czas zmusiło nas do patrzenia na siebie, przez co prawie niemożliwe stało się skupienie na rysowaniu. Prawie zapomniałam, jak piękna jest jego twarz. Kombinacja jego oczu, ust i mroku sprawiała, że wyglądał prawie jak nie z tego swiata. Z nim czułam się, jakbym była w centrum spokojnego, cichego i wspaniałego wszechświata. Przez te krótkie trzy minuty, nie pytaliśmy o sens i cel życia. Było tak, jakbyśmy nie potrzebowali od siebie nawzajem niczego więcej niż to.

Jak wszyscy ludzie cierpiałam z miłości i zasmakowałam jej bólu. Na reżysera w mojej głowie, tego który wystawiał wszystkie Jego wersje i wersje mojego życia z nim, rozsądek nie miał żadnego wpływu. Całymi dniami śniłam o przeszłości.

Jego oczy, ręce, szelmowski uśmiech - myślałam o wszystkich szczegółach. O tym, co mówił. Co robił. Co napisał, narysował. Zaśpiewał. W kółko zastanawiałam się nad tymi obrazami i wspomnieniami, jak gdyby zawierały w sobie odpowiedź na moje modlitwy. Ale żyłam jedynie długotrwałą pamięcią o nim, żyjąc z dala od rzeczywistości.

Gdybyśmy porozmawiali o tym, kim dla siebie byliśmy, albo kim myśleliśmy że byliśmy, kiedy wytrzeźwieliśmy, nie byłabym taka zdezorientowana. Nie zastanawiałabym się, co by było gdyby i nie dopisywała sobie historii. Czego oczekiwałam? Żeby magicznie przestało do niego dochodzić, że jestem w związku? Żeby się tym nie martwił.

Jeśli tylko by zapytał. Albo ja. Gdybyśmy tylko porozmawiali. Gdybyśmy pozwolili sobie zmienić ten strach przed otwartością, wrażliwością. Przekonywałam sama siebie, że wtedy bylibyśmy razem.

Zdałam sobie sprawę, że nic z tego nie ma znaczenia.

Jeśli chciałam się uwolnić od niechcianej tęsknoty, to musiałabym pogodzić się z przeszłością i w końcu odpuścić. Nie można było tego ominąć. Ale czy chciałam być od tego wolna? Od niego?

Kiedyś słuchałam jego piosenki. Ta była najbardziej bezpośrednia. W refrenie śpiewał moje imię. Kiedy się skończyła, czułam multum emocji. Byłam smutna, ale szczęśliwa. Sfrustrowana, ale spokojna.

Śpiewał o tym, jak zaprowadziłam go w spokojne miejsce, kiedy jesteśmy razem. Co za zwycięskie uczucie - wejść z nim w sytuację, w której nikt nigdy nie był. Nieść ze sobą dobro i wyciągać je z kogoś innego. Te słodkie myśli przerwał e-mail od niego. Jak zwykle, nienaganne wyczucie czasu.

To była tylko krótka wiadomość, dająca mi do zrozumienia, że jest gdzieś tam i myśli o mnie. List zakończył, nazywając mnie "Gwiazdkową Twarzą" - to była moja ksywka wymyślona przez niego, której nikt inny nie używał. Brzydzę się nim przez to. Brzydzę się, bo go kocham.

Czasem czuję, że byłoby łatwiej odwrócić się od tego, gdyby powiedział mi, że mnie nienawidzi, że nic ode mnie nie chce. Ale zamiast tego nazywa mnie "Gwiazdkową Twarzą". Nie może nie wiedzieć, co robi. O też nie odpuszcza.

"Ostatecznie, to pragnienie, niepożądane, które kochamy."

Srebrny samolot pędził nad Nową Finlandią, nad Morzem Labradorskim. Ktoś powiedział mi, że mogę zobaczyć zorzę polarną, kiedy będę lecieć ze wschodu na północ, ale nic nie zauważyłam, bo wciągnęłam się w pisanie litu, który w myślach skomponowałam już dawno temu, zanim zdecydowałam się na tę noworoczną podróż do niego. Nie musiałam nic zmieniać. Dokładnie wiedziałam, co powiem mu w liście.

Przed zapieczętowaniem koperty, przeczytałam list. Wtedy narysowałam pierwszą literę jego imienia na przodzie. To była piękna litera. Lubiłam ją najbardziej z całego alfabetu. Litera, której używałam do pisania swojego nazwiska. Z zawijasami na obu łukach, wydawała się płynąć z mojego serca, z mojego umysłu, wyrysowana od moich ramion do moich rąk, uwalniających się na bladą, papierową kopertę.

Wkrótce mój samolot wylądował.

Tęskniłam za tym krajem, za nim też. Zastanawiałam się, jak czas się z nim obszedł. Minęło kilka lat od kiedy widziałam go po raz ostatni. Byłam ciekawa, czy nadal jestem w stanie uciszyć jego serce, kiedy czuje się, jak maniak. Zawsze mówił, że potrafię to robić, kiedy jestem blisko. Zastanawiałam się, czy jeszcze mnie do tego potrzebuje.

Kiedy się spotkaliśmy, wyglądał tak pięknie, jak kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, prawie dziesięć lat wcześniej. Jakby nie mijał czas, zaczęliśmy tam, gdzie skończyliśmy - minęły godziny przyjemności w swoim towarzystwie. Rozmawialiśmy. Nadrabialiśmy stracony czas.

Zapytał, czy jestem śpiąca. Było jasne, że ukrywam zmęczenie. Spojrzałam na zegarek. Może to różnica czasu po locie albo zegar wskazywał północ, ale wiedziałam, że pora się pożegnać. Niechętnie wstaliśmy i staraliśmy się rozstać.

Mimo, że było mi dobrze znowu być przy nim, dałam mu list, w którym uświadomiłam go, że daję odejść temu, co jest między nami. Wziął kopertę i kiedy obserwowałam jak odchodzi, założyłam, że już na zawsze.

Moje serce nie zostało zamknięte w wieży za oceanem. Jest w mojej piersi, bije, żyje, czuje, czasem boli, ale zawsze kocha. Zasługiwałam na to, żeby być wolna i potrzebowałam czegoś więcej niż marzenie. W końcu byłam w stanie się od niego uwolnić.

użytkownik usunięty

O rety, jaki piękny fragment ! taki romantyczny i smutny zarazem...

" Czekaliśmy na coś, na kogoś, kto przyjdzie i uratuje nas przed samymi sobą. Wtedy okazało się, że tym kimś jesteśmy dla siebie my, byliśmy zaskoczeniu. Dzieliliśmy ze sobą tę ciemność i wnieśliśmy światło w nasze ponure światy. Nie byliśmy już samotni. " --> jak w piosence " The Funeral of hearts " :)

słyszałam kiedyś, że to właśnie dla niej nagrał "Screamworks" a jak przeczytałam ten fragment to w sumie jestem już tego pewna.
no i tekst "Scared to death" staje się jasny, ale moim zdaniem słaba była z Kat inspiracja, bo "Screamworks" jest strasznie słabą płytą XD

użytkownik usunięty
ikalintu

Dla Kat nagrał całą płytę a dla eks narzeczonej chyba tylko kilka piosenek -,-

TA DZIEWCZYNA MUSIALA BYC STRASZNIE C**JOWA SKORO NAGRAŁ DLA NIEJ TEN SCREAMWORKS XDD

O, moje tłumaczenie. :)
Zapraszam do fanclubu, któremu prezesuję. :) https://www.facebook.com/himresurrection

Ale ekhibicjonizm O.o

Historia jak z filmu, fajnie, że to napisała, ale dziwię się, że można aż tak dzielić się prywatnymi sprawami z całym światem. Niby byli blisko, coś ich łączyło, a ta od razu pisze ze szczegółami o ich znajomości. To trochę dziwne, nie wyobrażam sobie rozpowiadać wszędzie tajemnic bliskich mi osób.

Sry. Ale to jest grafomania. Podręcznikowa nawet.

Czuję się, jakbym właśnie przeczytała upoetyczniony fanfik autorstwa nastoletniej fanki.

irys_y

O to to to. :)