Jeśli nie dostanie tego Oscara, to się przejadę do tych wszystkich gburów i nakopię im po tyłkach.
Dlaczego musi być taki niedoceniony? Jego praca, poświęcenie i wkład w grę zachwycają od długich lat.
Właśnie jestem po kolejnym filmie z tym aktorem. Całkowite zaćmienie. Przecież jego aktorstwo zmiata
bardzo wiele innych dobrych, starszych gwiazd. Ten gość powinien mieć już na koncie milion Oscarów.
Za rolę w Co gryzie Gilberta Grape'a, za rolę w Aviatorze, Krwawym Diamencie, Django i wielu innych
filmach. Jest po prostu fenomenalny, potrafi zagrać wszystko i to wzorowo. Może być homoseksualistą,
niedorozwiniętym chłopcem, strasznym skurczybykiem czy też zakochanym uczuciowym mężczyzną.
To jest aktor z prawdziwego zdarzenia! Także... trzymam kciuki za zasłużonego przez te wszystkie lata
Oscara i mam nadzieję, że będzie ich o wiele więcej niż jeden.
Zgadzam się, ale tak samo jest np. z Al Pacino. Jest mistrzem w swojej dziedzinie a zgarnął tylko jednego oscara. Natomiast jedną nagrodę ma np. Sandra Bullock, czy Julia Roberts. Tylko za co?
No dobra. Nie chodziło mi o tytuły filmów:) Roberts i Bullock nie przedstawiły nic nadzwyczajnego. Tak samo jak ostatnio oglądałam Clooneya w "Syrianie". Za co on tam dostał Oscara? Za to, że przytył? Grał dobrze, ale są takie role typu właśnie DiCaprio w "Co gryzie Gilberta Grape'a?", które są wręcz mistrzowskie. Albo Waltz w "Bękartach wojny" - rewelacja!
Wiem;) Ale akurat Roberts w "Erin Brockovich" bardzo mi się podobała, bardziej niż sam film. "The Blind Side" nie widziałem, ale po niezrozumiałej jak dla mnie nominacji za "Grawitację" domyślam się, że tam też nie pokazała nic specjalnego. Tutaj zagrała praktycznie sama, co na pewno jest trudne i pewnie za to dostała nominację. Podobnie w zeszłym roku Hathaway ciągle mówiła o swoim poświęceniu dla roli w "Les Miserables" no i dano jej za to Oscara. Kiedyś tak samo promowano aktorów grających znane postaci, najlepiej prezydentów.
Teraz mile widziane, jak ktoś przytyje albo schudnie. Na pewno należy się za to uznanie dla aktora, ale jeśli idzie to w parze z dobrym aktorstwem, jak De Niro we "Wściekłym byku", czy teraz Matthew McConaughey w "Dallas Buyers Club". Ludzie pewnie będą narzekać, że dostał Oscara (o ile dostanie) za to, że stracił kilkanaście kilogramów, ale to nieprawda. Nie w tym roku.
Pacino miał trochę pecha, bo część jego filmów była bardzo niedoceniona w czasie ich premiery (np. "Scarface"). Poza tym czasem trafiał na mocną konkurencję (Nicholson w "Locie nad kukułczym gniazdem"). W końcu dali mu nagrodę, moim zdaniem na wyrost, za "Zapach kobiety". Myślę, że gdyby dostał Oscara wcześniej, kiedy naprawdę powinien, to wtedy nagrodziliby Eastwooda za "Bez przebaczenia".
W zeszłym roku Jennifer Lawrence dostała Złotego Globa a potem Oscara za tą samą rolę, więc może z Leo będzie tak samo :)
Po prostu wiecie, oni wszyscy mają od groma pieniędzy, ale poza pieniędzmi cieszyła by taka najważniejsza nagroda, za tysiące godzin ciężkiej pracy na planie, za zaangażowanie czy po prostu talent. Leo powinien dostać tego Oscara już za pierwsze lata swojej przygody z aktorstwem, bo jest po prostu wyśmienity. Jednak inni, niedoświadczeni albo nie potrafiący dobrze grać aktorzy dostawali/dostają je od razu zamiast niego. TO JEST CHORE. Nie rozumiem przebiegu oceniania tej cholernej komisji.
Owszem tyle że Jennifer Lawrence zgarnęła zarówno Globa jak i Oscara za rolę pierwszoplanową w jednym i tym samym filmie. Natomiast Leo dostał Globa za najlepszą rolę męską w filmie komediowym, natomiast Matthew za rolę w filmie dramatycznym a do Oscara nominowani są obraj w tej samej kategorii. Wiem, że trochę zawile to napisałam ale kto się orientuje ten wie o co chodzi. To ten drugi jest faworytem do Oscara, choć ja szczerze trzymam kciuki za Leosia, któremu już od dawien dawna się należy Oscar !
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Twój post, ale nakopać to im nakopię jeśli w marcu tego Oscara nie dostanie, a wtedy za rok na pewno już będzie na jego koncie ;)
Oj, to się trochę nakopiesz, bo w skład Academy of Motion Picture Arts and Sciences wchodzi tysiące ludzi związanych z filmem, w tym i sam Leo, jako że był już nominowany do Oscara w przeszłości.
Większości ludzi wydaje się, że to jest tak że przy owalnym mahoniowym stole zbiera się kilkunastu decydentów hollywoodzkich w stylu Harvey'a Weinsteina, reżyserzy tacy jak Spielberg czy R. Scott, szefowie największych wytwórni filmowych i tak se siedzą, pykają cygara, sączą Dalmore Trinitas i ustalają komu w tym roku dać statuetkę: "Fak DiCaprio! Kiedy miał te naście lat i nie chciał mi obciągnąć, powiedziałem mu że nigdy nie zrobi kariery w tym mieście. Karierę zrobił, ale Oscara nie dostanie, po moim trupie. Dajmy go w tym roku McConaughey'owi, w końcu gra pedaua, a my jesteśmy pedauami, więc musimy realizować misję "political correctness", em aj rajt, felas?"
Tymczasem dane z 2012 roku wyglądają tak: http://www.latimes.com/entertainment/news/movies/academy/la-et-unmasking-oscar-a cademy-project-html,0,7473284.htmlstory
Ale się uśmiałam przy opisie tej scenki:D Na szczęście tak nie jest, ale nawet wśród tych tysięcy członków Akademii Leo najwidoczniej nie cieszy się popularnością:)
:)
Podobnie było w przeszłości z Pacino i Newmanem. Świetnie grali, każda rola była majstersztykiem, pracowali z największymi, a przede wszystkim widzowie bezgranicznie ich wielbili za talent.
Al dostał swojego pierwszego (i póki co ostatniego) Oscara 21 (sic!) lat po "Ojcu chrzestnym".
Paul jedyną statuetkę otrzymał 29 lat po takich perełkach jak "Kotka na gorącym blaszanym dachu", czy "Długie upalne lato" i był to Oscar przyznany ewidentnie z litości.
Kirkowi Douglasowi przyznano nagrodę za całokształt, bo coś zaczął źle wyglądać, tymczasem dobija se facet do setki.
Przykłady można mnożyć i mnożyć.
Myślę, że nie tylko Polacy tak to sobie wyobrażają. Po prostu jak się ktoś nie interesuje tematem, to żyje w przekonaniu, iż mityczna Akademia to kilku podstarzałych i tłustych decydentów, koniecznie z żydowskimi korzeniami.
Brad Pitt jest jeszcze lepszy, mógłby zagrać przekonująco nawet karton z mlekiem, a Oskara też nie dostał.
Obaj wspaniali.
Idź, zobacz np. Snatch, 12 małp i Fight club. Potem wróć i przeproś słowami "Przepraszam, zachowałem się jak gówniarz".
Co za pech bo te oglądałem :) Ze wszystkich jego ról najbardziej cenię tą z 12 małp, ale i jako Jesse James nie był zły. Zdarza mu się zagrać coś dobrego, ale to nadal tylko mierny aktor.
Proszę cię, Pitt DiCaprio do pięt nie dorasta. Owszem, wyrobił się ostatnimi laty, ale to wciąż zupełnie inna liga.
Wyrobił to się ostatnio DiCaprio. Pitt jest 11 lat starszy
Jak DiCaprio biegał jeszcze po Titaniku z blond grzywką, to Pitt już miał za sobą Siedem lat w Tybecie, 12 małp, czy Wichrowe wzgórza :)
Chodziło mi o to, że się aktorsko wyrobił. Jest progres w porównaniu z filmami, przez ciebie wymienionymi.
Nie zgadzam się z Twoją opinią. Pitt w ostatnich latach wcale się nie wyrobił zważywszy, że jego ostatnie filmy były gorsze niż produkcje z lat '90 i 2000-2001. Co do DiCaprio to zgadzam się, że powinien dostać Oscara, jeżeli nie za jakąś konkretną produkcję to za całokształt twórczości. Jeżeli ktoś tu się wyrobił w ostatnich latach to właśnie DiCaprio. W "Titanicu" kompletnie nie podobała mi się jego kreacja (podobnie w "Szybkich i Martwych" i "Romeo i Julii"), ponadto od tego filmu zacząłem bardzo krytycznie patrzeć na tego aktora, mając go w pamięci jak to powiedział kendo777 jako gościa z grzywką biegającego po statku. "Człowiek w Żelaznej Masce" bardzo mi się podobał, ale postać, a właściwie postaci wykreowane przez DiCaprio nie przekonywały mnie. W zasadzie do DiCaprio zacząłem się przekonywać po zobaczeniu "Złap mnie jeśli potrafisz". Potem przyszła pora na nieco gorsze "Gangi Nowego Jorku" i "Aviatora", gdzie DiCaprio znowu był "taki sobie". Natomiast od "Krwawego Diamentu" zaczęła się jego forma zwyżkowa, bo dalej było tylko lepiej - "Infiltracja", "Incepcja", "Wyspa Tajemnic", "Django", "Wielki Gatsby" i wreszcie obejrzany przeze mnie wczoraj "Wilk z Wall Street". Oczywiście to tylko moja własna opinia, którą wysnuwam na podstawie filmów z DiCaprio, które miałem okazję oglądać, czyli znacznej większości produkcji, w których zagrał główną rolę. Polemika mile widziana! ;)
Wg mnie Pitt do wybitnych aktorów nigdy nie będzie należał, nie załapuje się nawet na bardzo dobrego. To jest ewidentnie typ, któremu uroda przeszkadza, a on nie potrafi tego przeskoczyć. Patrząc na jego filmografię, najlepszy (bo dojrzalszy) okres zaczął mu się od roli u Coenów w "Tajne przez poufne", potem był "Benjamin Button" i "Bękarty" - rola porucznika Aldo jest IMHO najlepszą w jego karierze, no i jeszcze "Moneyball", ale to oczywiście moja subiektywna opinia. Nie wiem jak tam w "Zniewolonym" się popisał, nie widziałam jeszcze.
Z Pittem to jest tak, że miewał za młodu przebłyski, ale częściej mu się zdarzało grać na średnim poziomie.
Po prostu, to nie jest aktor, który wbija w siedzenie swoją grą.
Natomiast co do DiCaprio... Ja go bardzo długo postrzegałam przez pryzmat "Titanica", mimo, że znałam jego wcześniejsze świetne role. Nawet jak zaczął grać u Scorsese, Spielberga, Scotta to dla mnie ciągle był Dżekiem Dołsonem, no nie mogłam się do gościa przekonać. Ale jakoś mój ogromny szacunek do niego przyszedł samoistnie, m.in. dlatego, że zdarzyło mi się obejrzeć z nim parę wywiadów, w których naprawdę imponował swoim profesjonalizmem, wiedzą, podejściem do aktorstwa, no po prostu szapo ba. Jeszcze za gnojka wybijał się grą ("Chłopięcy świat"), w "Co gryzie Gilberta Grape'a" wzbił się na wyżyny (wczoraj oglądałam, oceniam na świeżo;), a potem na krótko wpadł do szufladki lowelaska, z której jednak sprytnie wyskoczył, bo widać miał na siebie pomysł.
W kontekście nominacji do Oscarów, rola w "Wilku" nie jest jego najlepszą w karierze, McConaughey w "Dallas Buyers Club" jest po prostu lepszy, jednak ewidentnie na tę nagrodę DiCaprio zasłużył już dawno. Myślę, że wygra jednak Matthew, bo raz że poprawność polityczna, dwa że wspólne imprezy Leo i Belforta w czasie kręcenia filmu mogły mieć wpływ na ocenę członków Akademii, wszak wiadomo, że o przyznaniu Oscara decyduje szereg różnych czynników, sama kreacja aktorska jest na którymś tam miejscu dopiero. Pożyjemy, zobaczymy ;)
Nie mogę się zgodzić tylko jeżeli chodzi o Twoją opinię odnośnie Pitta. Fakt "Bękarty wojny" bardzo dobra produkcja, jednak wystarczy przypomnieć sobie kapitalne "Wywiad z wampirem", "Siedem", "Siedem lat w Tybecie", "Joe Black", "Podziemny krąg", "Przekręt" czy "Ryzykowną grę" żeby stwierdzić, że w latach 90 Pitt grał w swoich najlepszych filmach i to właśnie teraz zdarzają mu się przebłyski takie jak "Bękarty Wojny" czy "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona". Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie Leonardo jest chyba najlepszym aktorem "młodego pokolenia" - mam na myśli aktorów mających obecnie ok. 40-50 lat. Jeszcze kilka lat temu pewnie wskazałbym na Matta Damona, jednak teraz DiCaprio swoim dorobkiem przebił wszystkich i jak w tym roku nie dostanie Oscara to będę bardzo zdziwiony.
Ale mi nie tyle chodzi o jakość produkcji, w których grywał Pitt, ile o jego role. W porównaniu do filmów, które wymieniłeś, jego gra aktorska uległa znacznej poprawie w minionych latach, przynajmniej ja to tak odbieram.
Może rzeczywiście masz trochę racji, bo w sumie w "Wywiadzie z wampirem" grał w duecie więc tutaj raczej wspólna kreacja Pitta i Cruisa sprawiły, że film był taki dobry, w "Siedem" znowu duet tym razem ze znakomitym Freemanem, w "Joe Black" górą był Hopkins, w "Podziemnym kręgu" kolejny duet tym razem z Nortonem, który swoją grą zdecydowanie przyćmił Pitta, w "Przekręcie" nie grał głównej roli więc nie miał takiego dużego wpływu na całokształt produkcji, w "Ryzykownej grze" znowu grał z kimś (tym razem jednak nie w duecie), więc nie przyciągał tak dużej uwagi widza zważywszy, że na ekranie pojawiły się takie gwiazdy jak Damon, J.Roberts, Clooney czy Garcia. Jak dotąd nie patrzyłem na te produkcje z tej perspektywy :) Zastanawiam się teraz, bo przez Ciebie naszły mnie wątpliwości czy te filmy byłyby takimi hitami bez Pitta...
Haha, mną się nie sugeruj, nie jestem zbyt kompetentna ;)
W każdym razie, wyrobił się Bradzio, myślę że rola życia ciągle przed nim.
Jednak Leoś to zupełnie inna liga, ma tę iskrę, która powoduje że jeśli podsyci się ją rzetelnym warsztatem, powstaje niesamowity płomień, grafomańsko rzecz ujmując :]
Mam nadzieję, że tak jak piszesz, życiowa rola Brada jeszcze przed nim, choć uważam, że już stworzył parę genialnych kreacji aktorskich i jest naprawdę świetny.
Z DiCaprio miałam podobnie. Przez większość życia kojarzył mi się z rolą pięknisia Jack'a i nie miałam ochoty oglądać z nim filmów. Jednak doszło do tego, że przekonałam się do jego osoby i uważam go za jednego z najlepszych aktorów naszych czasów. Ciekawe czy zgarnie Oscara w tym roku czy za jakieś 30 lat za całokształt twórczości, zakładając, że dożyje tego zaszczytu :p
Kiedyś dostanie Oscara, na pewno nie w tym roku.
BTW, na anglojęzycznych forach jest ogromne ciśnienie na Oscara dla DiCaprio. Jakoś mnie zainteresował ten temat, więc sobie śledzę różne strony i szczerze mówiąc to ludzie są po prostu wkur.wieni ;)
Też zauważyłam, że cały czas się o tym mówi. Dużo osób przypomniało sobie o talencie Leo przy okazji premiery Django, a po Wilku z Wall Street nastąpiła istna Leomania ;)
Chciałabym żeby wygrał, bo Oscary tracą jak na razie na swej wartości.
Raczej na poprawność polityczną i kto komu obciągnie, sorry ale DiCaprio to żadna fanaberia tłuszczy, tylko geniusz aktorski...
Co Ty gadasz? W 12 małp zagrał tak genialnie, jak DiCaprio dopiero w Django. Zresztą nagrodzili go z tego co pamiętam Złotym Globem. I to był 1995 rok.
Że o Snatchu, czy Fight club nie wspomnę.
Owszem w "12 małp" był świetny, ale w "Snatchu" i "Fight clubie" przyćmili go inni aktorzy, o czym wcześniej wspominał kolega Suchy. Potem nastąpił ciąg ról średnich w różnych filmach. To jest moja subiektywna ocena, mogę podyskutować, nawet zmienić zdanie, ale kłócić się nie zamierzam, zwłaszcza o Pitta :P
W Fight club nikt go nie przyćmił, cała trójka zagrała genialnie. W Snatchu nikt go nie przyćmił. Był tam najlepszy :)
'"Jeśli nie dostanie tego Oscara, to się przejadę do tych wszystkich gburów i nakopię im po tyłkach. ""
Hmhhh Pomysł dobry ... ciekawe tylko,,czy dostaniesz pozwolenie na wjazd :D :D Wizę do USA nie tak łatwo dostać....Chciałabym zobaczyć minę pracowników ambasady, kiedy wchodzisz tam z kijem, wielką bronią i mówisz, że musisz się dostać do LA przed Oskarami :D :D :D :D
Właśnie sprawdziłem, jacy aktorzy dostawali nagrody w czasie, kiedy DiCaprio grał swoje najlepsze (moim zdaniem) role. Dostał nominację za "Co gryzie Gilberta Grape'a", ale nagrodę dostał Tommy Lee Jones za rolę w "Ściganym". Potworny błąd. Tommy Lee Jones zagrał dobrze, ale na pewno nie dorównał DiCaprio. Jakiś czas później Leonardo zagrał 2 genialne role w "Całkowitym Zaćmieniu" i "Basketball Diaries". Nie dostał nawet nominacji, a Anthony Hopkins był nominowany za "Nixona", co też uważam za błąd. Hopkins jest genialnym aktorem i uwielbiam go, ale ta rola moim zdaniem była potknięciem w jego karierze. Zagrał tam słabo, a może zagrał najlepiej, jak można było zagrać, mając tak napisany scenariusz? Nieważne. Efekt jest taki, że dostał nominację za nazwisko, a DiCaprio za jedne z najlepszych ról w swoim życiu nie został nawet nominowany. Nagrodę dostał Nicholas Cage za "Zostawić Las Vegas". Zagrał świetnie, ale nie uważam, że zasłużył na Oscara. Uważam, że należał się Leonardo DiCaprio.
Tylko że Nicolas Cage dostał przed Oscarem prawie wszystko możliwe liczące się nagrodą, włącznie z nagrodą gildii aktorów, więc tutaj mamy na szali twoją opinią (z którą się nie sprzeczam, ale która jest tylko twoją opinią) kontra ludzi z branży włącznie z kolegami po fachu. To akurat nie było tak, że ktoś z Akademii sobie wymyślił, że może by tak nagrodzić Cage'a. Na to się złożyło całe pasmo wcześniejszych sukcesów.
Co do 1993, to ja osobiście postawiłbym na Ralpha Fiennesa za rolę w "Liście Schindlera", ale to tylko dlatego, że nie widziałem "Co gryzie Gilberta Grape'a", więc tutaj nie mam nic do powiedzenia.
W tym roku widziałem wszystkich poza Dernem i McConaughey nie ma jak dla mnie konkurencji (nie licząc Derna). DiCaprio był dobry, ale ten sezon należy do Matthew.
Zgadzam się McConaughey zasłużył na oskara w tym roku. DiCaprio zagrał naprawdę świetnie ale jednak McConaughey lepszy. Zobaczcie co on ze sobą zrobił do tej roli. Jak schudł, jakie to poświęcenie, no i jak zagrał.
pamiętam, jak pierwszy raz oglądałam Leo w takim "stanie" to się poryczałam, a teraz to tylko łzy stoją mi w oczach ;p