Powoli sobie je przypominam, a pustka tutaj jeszcze bardziej motywuje, więc pomyślałam, że będę wrzucać najciekawsze fragmenty, niekoniecznie odkrywcze, aczkolwiek "ładne", próbując nie ruszać tych całościowo bzdurnych i fantazyjnych.
1.
Ludzkość jest wolna?
Nie, nie, nie.
Ludzkość jest stadem.
Oto my, unikalni, świadomi nieskończoności naszego potencjału, pozwoliliśmy sobie stać się bezmyślnymi, bezkrytycznymi tworami konformizmu i uniformizmu. Stado. Gdy już poddamy się mentalności stada, będziemy mogli być kontrolowani i manipulowani przez mniejszość.
Pewnego słonecznego dnia stałem otoczony przez wielkie stado owiec. Nadjechał rolnik w swojej ciężarówce, wysiadł z niej i stanął bez ruchu, opierając się na lasce. Kilka owiec natychmiast zaczęło iść w jego kierunku, a w ciągu kilku minut przyłączyła się reszta. To było jak Exodus! Setki owiec podążyło za tymi kilkoma z przodu. Maruderzy, którzy nie chcieli podporządkować się woli stada, zostali zastraszeni przez psa pasterskiego i szybko zmienili zdanie. W niedorzecznie krótkim czasie kombinacja posłuszeństwa i strachu spędziła całe wielkie stado. Wystarczył jeden człowiek, który robił bardzo niewiele, oraz pies budzący strach. Obserwując całe to zdarzenie, pomyślałem: „Tak właśnie kontrolowana jest ludzkość".
2.
W roku 1995 zostałem zaproszony na nabożeństwo żałobne w intencji brytyjskiego komika Larry’ego Graysona i tam usłyszałem historyjkę, która zręcznie podsumowuje nasze trudne położenie i sposoby wyjścia z niego. Kiedy wspominano życie Larry’ego, inny brytyjski komik Roy Hudd opowiedział zebranym o jednym z przeżyć Larry’ego. Miało ono miejsce w czasach, gdy Larry jeździł ze swoimi występami po Wielkiej Brytanii i pewnego razu brał udział w męskim show, gdzie obecna była tylko jedna „kobieta” - przebrany Larry Grayson we własnej osobie. Jak twierdził Larry, producent był wielkim patriotą, a występ kończył się wykonaniem pieśni Rule Britannia. Reszta aktorów wychodziła na scenę w przebraniach marynarzy i tworzyła ludzką piramidę. Następnie pojawiał się Larry jako sama Britannia, w długiej szacie, wyposażony w hełm, tarczę i miecz. Na koniec programu był wnoszony na szczyt piramidy. Pewnego wieczoru, gdy wydawało się, że wszystko idzie dobrze, Larry zauważył, że marynarz u podstawy piramidy dostał napadu kaszlu.
„A jak powie wam każdy starożytny Egipcjanin” - zauważył Larry -„Podstawa jest bardzo istotną częścią piramidy!”.
W każdym razie kaszel tego marynarza pogorszył się do tego stopnia, że ten musiał wystąpić z piramidy. I co się stało? Cała konstrukcja runęła, a pozostali marynarze pospadali na wszystkie strony. Tarcza Larry’ego Graysona poleciała w jednym kierunku, miecz w drugim, a on sam wylądował na kolanach kogoś z drugiego rzędu widowni. Co spowodowało rozpadnięcie się piramidy?
Nie Larry na szczycie (symbol Globalnej Elity), ale jeden marynarz na dole (symbol „zwyczajnej” osoby z ulicy).
Prawdziwa potęga piramidy znajduje się u jej podstawy, nie zaś na szczycie, lecz ludzkości wpojono, że jest na odwrót. Z tego powodu ukierunkowanie „mas” na dogmaty i funkcje według zasady „dziel i rządź”, jest takie ważne. Elita wie, że w tym właśnie tkwi sedno sprawowania władzy i stara się rozszerzyć jej wpływy poprzez nastawianie „mas” przeciwko sobie. Ludzkość oddaje władzę Elicie u szczytu przez to, że sama ich tam umieszcza. Władza wykorzystywana przez Elitę do kontroli ludzkości jest jedynie władzą przekazywaną jej codziennie przez samą ludzkość.
3.
Wyzbyliśmy się naszych unikalnych tożsamości w tak znacznym stopniu, że oceniamy się wzajemnie na podstawie „zawodów”, jakie wykonujemy i dogmatów, których się uczepiliśmy. Sposób, w jaki służymy kontrolującemu nas systemowi stał się naszą tożsamością, symbolem tego, kim naprawdę jesteśmy! Czym jesteś? Och, jestem chrześcijaninem, muzułmaninem, socjalistą, republikaninem, poganinem. Musimy być czymś, a nie kimś - sobą.
Pytamy też napotkanych ludzi, co „robią” z zawodu, ponieważ uważamy, że to nam wyjaśni, kim „są". „Och, a więc jesteś maklerem giełdowym, a ty górnikiem, a ty zamiatasz ulicę. OK, rozumiem - sukces, nieokrzesanie i brud, kompletna porażka, wszystko jasne. OK, teraz już znam was wszystkich. Ktoś chce drinka?”
Oceniamy innych ludzi i siebie nie po tym, kim jesteśmy, lecz po tym, kto co/ile ma i co „robi”. Ta ocena pozostaje w zgodzie z wizją rzeczywistości Systemu, gdyż sami zrzekliśmy się prawa do wyrażania unikalności. Za osobę, której „udało się”, która odniosła sukces w życiu, uważany jest ktoś zarabiający miliony na codziennym znęcaniu się nad planetą i rzeszami ludzi poprzez swoje decyzje wydawane na globalnych giełdach (w kasynach). Zaś ludzie, którzy nie krzywdzą innych, naprawdę pragną nieść pomoc bliźnim i dawać światu swą miłość, uważani są za nieudaczników, jeśli mają niskopłatną pracę lub są „bezrobotni”. Mój szkolny kolega zawsze był wyśmiewany, bo jego ojciec pracował przy opróżnianiu koszy na śmieci. Ale ci, którzy z niego kpili, ubóstwiali sławnych piłkarzy. Jest to przykład naszego wywróconego do góry nogami poglądu na „sukces”. Za kim byśmy bardziej tęsknili, gdyby nie pracował przez miesiąc: piłkarzem czy śmieciarzem? Oczywiście za tym drugim, bo nasze ulice stałyby się pełne śmieci, a potem też chorób. Dlatego to podejście oceniania innych na podstawie ich „pracy” jest zaprzeczaniem swojej prawdziwej naturze.
Nie jesteśmy „maklerami giełdowymi”, „górnikami” czy „sprzątaczami ulic”. Są to jedynie „role” odgrywane przez nas na scenie życia. Dzisiejszy makler może okazać się jutrzejszym biedakiem. Nasza „rola” to nie „my", tak jak aktor nie jest prywatnie postacią, którą gra. Nasza praca i „role” są tylko tymczasowym „pojazdem” dla doświadczenia, niczym więcej. Rozwijamy naszą świadomość w odwiecznym dążeniu do większej miłości, wiedzy i rozumienia, lecz zapomnieliśmy już o tych wartościach i wręcz zachęcano nas do tego, byśmy zapomnieli. Jesteśmy jak aktorzy, którym wydaje się, że film to rzeczywistość i przejęliśmy osobowość z czyjegoś scenariusza. Myślimy, że „rola” to my sami. A tak nie jest. Ale mamy tu aktora grającego maklera i patrzącego z góry na innego aktora odgrywającego sprzątacza ulic, podczas gdy role te mogłyby się odwrócić w innym życiu czy w innym filmie. To tylko gra, a nam wydaje się prawdziwa. Dlatego właśnie przekształciła się ona w taki bałagan. Bierzemy ją zbyt poważnie. To tylko film i jako taki ma być zabawą.
4.
Dlaczego wierzymy w to czy w tamto? Pytanie „dlaczego” jest siłą sprawczą ewolucji. Gdy przemawiałem w Stanach Zjednoczonych, moja amerykańska koleżanka opowiedziała mi anegdotę, która idealnie opisuje to, co mam na myśli.
Powiedziała, że pewnego dnia, przygotowując kolację, zaczęła odkrajać krawędzie szynki przed włożeniem jej do brytfanny.
- Dlaczego to robisz? - zapytał mąż.
- Nie wiem, moja matka zawsze tak robiła - odpowiedziała.
- Dlaczego odkrajała krawędzie szynki?
- Nie wiem, po prostu to robiła. Dlaczego pytasz?
- Zadzwoń do niej i zapytaj, dlaczego odkrajała krawędzie szynki.
Moja koleżanka zadzwoniła do matki i zapytała ją: „Mamo, gdy byłam mała, zawsze lubiłam obserwować cię w kuchni i pamiętam, że zawsze odkrajałaś krawędzie szynki. Dlaczego to robiłaś?”
- Ponieważ moja brytfanna była za mała - odparła matka.
Gdyby jej mąż nie zadał pytania „dlaczego”, dalej odkrajałaby krawędzie szynki i prawdopodobnie jej dzieci robiłyby to samo. W taki właśnie sposób młodsze pokolenie pozwala starszemu pokoleniu: rodzicom, nauczycielom i mediom kształtować swoją tożsamość. Nikt nie pyta „dlaczego”. Ta chłonna mentalność i chęć narzucenia swoich myśli oraz przekonań innym stworzyły zadziwiająco skuteczny mechanizm umożliwiający elitom kontrolowanie kierunku, w którym podąża świat. Nazwałem go Strefą Bezproblemową. Każdy dogmat, system wierzeń, kultura czy społeczeństwo ma taką Strefę Bezproblemową. Działa ona w sposób następujący: ustanawiasz granicę akceptowanych myśli, poglądów oraz zachowań, i każdy, kto ją przekroczy, natychmiast okrzyknięty zostaje „szaleńcem” lub potępiony jako „zły człowiek”. W moim przypadku - oba te określenia. Niektórzy pozostają w Strefie Bezproblemowej, gdyż ulegają przekonaniu, że należy żyć zgodnie z tymi ograniczeniami. Istnieje jednak znaczna ilość ludzi, którzy zdają sobie sprawę z niedorzeczności granic tej strefy, ale obawa przed kpinami lub krytyką zamyka im usta i umysły. Jak mawiają Japończycy, wystający gwóźdź jest pierwszy w kolejce do wbicia. Tu także mamy przykład Strefy Bezproblemowej nadzorowanej przez „owczy pęd” (ci, którzy akceptują ograniczenia wynikające ze zmanipulowanego rozumowania i przyjmują je jako swoją rzeczywistość) i strach (ci, którzy mają odmienne zdanie, ale boją się je wyrazić). To oznacza, że wielkie skupiska ludzi żyją w kłamstwie - odrzucają swój własny sposób myślenia i pomysł na życie. Na co dzień przywdziewają maski. Stańcie na środku ulicy i poobserwujcie przechodniów. Nie zobaczycie autentycznych ludzi, lecz maski, w jakich pokazują się światu, które mają być zaakceptowane przez resztę „więźniów” i chronić przed
kpinami oraz potępianiem za myślenie niezgodne z wymogami Strefy Bezproblemowej. Spięcia w ludzkiej psychice spowodowane przez ciągłe wyrzekanie się swego „ja” są przyczyną wszelkich zaburzeń umysłowych, emocjonalnych i, co za tym idzie, chorób psychicznych, które objawiają się złym samopoczuciem, depresją, samobójstwami, poczuciem niespełnienia i beznadziei. Ta codzienna „wojna” w ludzkiej psychice to konflikt między naszym poczuciem unikalności i nieskończoności, a świadomym unikaniem tych uczuć, spowodowanym strachem przed konsekwencjami manifestowania ich w świecie zaprogramowanego konformizmu. Obie strony tego konfliktu nazwałbym „Jestem sobą, jestem wolny” oraz „O mój Boże...”.
„Jestem sobą, jestem wolny” to postawa, która chce wyrażać i podkreślać swoją unikalność; „O mój Boże” jest przerażone następstwami takiego nastawienia w codziennym życiu. O mój Boże, co pomyśli sobie moja rodzina, kiedy powiem im, w co tak naprawdę wierzę? Co pomyślą znajomi z pracy? Co pomyślą koledzy z baru? Pomyślą, że oszalałem! O mój Boże!
Jeśli chcesz być wolny, przestań żyć w kłamstwie. Przestań zaprzeczać samemu sobie. Jesteś niepowtarzalną częścią wszelkiego istnienia, sumą wszystkich unikalnych doświadczeń od momentu narodzin. Nadeszła chwila radości. W całym wszechświecie nie ma nikogo takiego jak ty. Jesteś wyjątkowy, tak jak każdy z nas jest wyjątkowy. Ale zamiast cieszyć się i być z tego powodu dumnymi, pogrążamy się w strachu. O mój Boże!
Ponieważ boimy się być sobą, czujemy się niezręcznie za każdym razem, gdy ktoś z naszego otoczenia decyduje się opuścić Strefę Bezproblemową i wyrażać swoją indywidualność. Dążenie takich ludzi do mentalnej i emocjonalnej wolności mówi wiele o nas oraz o naszym własnym mentalnym i emocjonalnym więzieniu. Ludzie tego nie lubią i reagują zgodnie z odczuciami. „Jest szalony” lub „Jest złą kobietą” to standardowe reakcje na takie osoby, lament stada mającego do czynienia z jednostką ukierunkowaną na bycie sobą, nie zaś zaprogramowanym klonem. A wiecie, co naprawdę ludzie mają na myśli, mówiąc „szalony” czy „zły”? Naprawdę myślą „inny”. Skala ukierunkowania cbłoniętego przez kolektywny umysł ludzkości jest tak wielka, że ludzie nie radzą sobie z osobami ośmielającymi się pokazać swą inność. „Jeśli ja jestem w więzieniu, kolego, to ty też musisz być. Tylko tak jest uczciwie”. Poddajemy się też mitowi o „typowym mężczyźnie i typowej kobiecie na ulicy” czy „zwyczajnych ludziach”, gdzie masy są tylko „zwyczajne”, natomiast kilka jednostek jest „nadzwyczajnych” i ci właśnie osiągają sukces w życiu. Ten system mówi nam, że jesteśmy „zwyczajni” i jako tacy mamy znać swoje miejsce. W rzeczywistości nie ma na całym świecie „zwyczajnych” mężczyzn, kobiet, dzieci, ani nawet źdźbeł trawy, lecz ludziom wpaja się wiarę, że tak jest i dlatego odgrywają oni role „zwyczajnych”. To przedstawienie, które mają odgrywać niczym aktor na scenie. „Zwyczajność” nie jest tym, czym jesteśmy, a jedynie tym, czym wierzymy, że jesteśmy. Wiara ta jest jednak potężnym środkiem w tłamszeniu naszego poczucia wartości i motywuje nas do poddania naszej woli tym nielicznym, których mamy za lepszych od siebie. Wiara ta, jako część procesu ukierunkowania, nakazuje nam też wierzyć w absurd, że rodzimy się grzesznikami, cokolwiek to znaczy.
Pomyślcie o konsekwencjach strachu przed byciem SOBĄ dla swego życia i dla istnienia planety. Jeżeli poddajemy nasze umysły woli innych i pozwalamy, by narzucali nam, co mamy robić i myśleć, jeżeli nasza wyjątkowość ustępuje obawie przed byciem innymi, oddajemy kontrolę nad światem w ręce nielicznej Elity, która używa swej władzy i manipulacji do określania granic Strefy Bezproblemowej. Ktokolwiek decyduje, które poglądy i style życia leżą w obrębie Strefy, a które poza nią (czyli w którym momencie możemy spotkać się z kpinami i pogardą), tym samym dyktuje zasady, według których miliardy ludzi żyje, obawiając się inności wewnątrz stada.
Wszystkie powyższe i poniższe są z książki "Wolność, przewodnik robotów".
5.
W rzeczywistości politycy, prezydenci i premierzy nie mają żadnej realnej władzy. Ich los jest w rękach ludzi znajdujących się o wiele wyżej. Oznacza to, że „pogląd” jest tylko jeden (system jednopartyjny), a scena polityczna stała się farsą, w której nad debatą dominują obelgi. Dwa razy w tygodniu w brytyjskiej Izbie Gmin premier wyznacza czas, w trakcie którego lider opozycji zadaje mu pytania. Wygląda to mniej więcej tak:
Lider Opozycji: Czy pan premier mógłby wyjaśnić, dlaczego jego rząd jest najbardziej bezużyteczną, niesprawiedliwą administracją w historii parlamentu i dlaczego jest pan kretynem z kompetencjami za niskimi nawet na prowadzenie straganu w Camden Market?
(Lider opozycji siada, dopingowany przez głośne wiwaty ze strony partyjnych kolegów wymachujących kartkami papieru i wykrzykujących złośliwe uwagi pod adresem partii rządzącej).
Premier: Te słowa to jawna hipokryzja, gdyż padają z ust najbardziej niezdarnej opozycji w historii tego parlamentu, opozycji kierowanej przez tak wielkiego głupca, że nie nadawałby się nawet na sprzedawcę ryb w Brighton.
(Premier siada, dopingowany przez głośne wiwaty ze strony partyjnych kolegów wymachujących kartkami papieru i wykrzykujących złośliwe uwagi pod adresem opozycji).
Nie bierzcie tego dosłownie, ale chyba rozumiecie, co mam na myśli. Dwie osoby obrzucają się wyzwiskami w jakimś chorym konkursie męskości, co ma stanowić o ich zdolności do rządzenia krajem. Wydawało mi się, że premier wyglądał dziś na bardziej dominującego. Sposób, w jaki pod koniec wypowiedział słowa „Jest pan tchórzliwym kretynem”, to prawdziwa wirtuozeria. Zyska dzięki temu w sondażach! Często takie wyzwiska są głównym tematem telewizyjnych debat odbywających się tego samego dnia:
(Głośna, złowieszcza muzyka, najazd na prezentera, który ze srogą miną i śmiertelnie poważnym głosem mówi): Premier i lider opozycji starli się dziś w Izbie Gmin. Tematem dyskusji było to, kto jest większym kretynem. Więcej na ten temat już za chwilę.
6.
I oto świat współczesny spowity jest siecią tajnych organizacji, będących częścią jednej piramidy, posiadających tę samą wiedzę i dążących do tego samego celu - władzy nad światem. Oczywiście, większość członków tej organizacji nie ma pojęcia, że w niej uczestniczy, ponieważ nigdy nie wstępują na wyższy poziom wtajemniczenia i tym samym są utrzymywani w niewiedzy. Jak już wspomniałem, ludzie uczęszczający do swojej lokalnej loży masońskiej i podwijający swoje nogawki to jedynie pionki - zasłona zakrywająca to, co naprawdę dzieje się na szczycie. Ceremonie inicjacji są dość mroczne i nietypowe nawet na najniższych poziomach, a im wyższy stopień wtajemniczenia, tym dziwniejsze rytuały z tym związane.
Jednym z najbardziej złowieszczych i okrytych złą sławą stowarzyszeń wewnątrz sieci jest Zakon Czaszki i Piszczeli - towarzystwo działające na Uniwersytecie w Yale w Stanach Zjednoczonych. Flaga z czaszką i kośćmi była również symbolem templariuszy. W głównej siedzibie zakonu, znanej jako Grobowiec, starannie dobierani adepci przechodzą proces inicjacji, a następnie niespodzianka! Wielu z nich trafia na sam szczyt drabiny władzy. George Bush - prezydent Stanów Zjednoczonych przez trzy kadencje (w tym dwie oficjalnie przypisywane Ronaldowi Reaganowi) - to członek towarzystwa Czaszki i Piszczeli. On, tak jak i każdy inny członek zakonu, dostąpił inicjacji leżąc nago w trumnie z kokardą zawiązaną na penisie, jednocześnie masturbując się i wykrzykując szczegóły dotyczące swoich wyczynów seksualnych.
7.
Wprowadzenie nieobowiązkowych dowodów osobistych w Wielkiej Brytanii to kolejny przejaw strategii „krok po kroku”. Gdyby rząd (Globalna Elita) uczynił je przymusowymi, spotkałby się z gwałtownym odzewem środowisk broniących swobód obywatelskich i wywołałby dyskusję na temat ograniczania wolności. Wprowadzając dowody osobiste jako „nieprzymusowe”, podcięto skrzydła opozycji. Wkrótce potem społeczeństwo spotka się z sytuacją, w której coraz trudniej będzie funkcjonować bez takich dokumentów oraz wprowadzone zostaną zachęty do ich posiadania. Koniec końców, Elita osiągnie to co chciała, lecz bez ataków ze strony opozycji, ani debaty publicznej.
Z metody "krok po kroku” korzysta się też przy wycofywaniu z obiegu gotówki. Przybliża nas to do świata, w którym wszelkie transakcje finansowe zawierane będą przy pomocy komputerów i miniaturowych mikroprocesorów wszczepianych nam pod skórę. Jesteśmy przekonywani, że koniec ery banknotów i monet uczyni nasze życie bardziej „wydajnym”, a manipulatorzy, wykorzystując nasze uprzedzenie, tłumaczą nam, że koniec ery gotówki oznaczać będzie także koniec oszust podatkowych czy wyłudzania zasiłków. Prawdziwy powód wycofywania tradycyjnej' formy pieniądza to jednak żądza władzy. Wraz z końcem papierowych środków płatniczych przekazujemy kontrolę nad naszym życiem w ręce komputerów i programistów. Teraz wchodząc do sklepu z kartą kredytową (pieniądze elektroniczne) w ręku, w przypadku odmowy transakcji, macie jeszcze jakieś wyjście - możecie zapłacić gotówką. Co się stanie, jeśli gotówki nie będzie, a komputer nie uzna waszej karty kredytowej lub mikroprocesora? Jak zrobicie zakupy? Nie będziecie mogli. Komputery oraz ludzie odpowiedzialni za ich programowanie będą kontrolować to, czy, kiedy i co kupujecie. Co więcej, jak ostrzegają nas naukowcy, gdy będziemy mieli wszczepione mikroprocesory, sygnały wysyłane do nich z komputerów będą mogły wywoływać gniew, zbiorową histerię, agre-gję i wiele innych uczuć. Staniemy się wtedy prawdziwymi robotami. Nie są to jakieś długoterminowe prognozy w stylu science-fiction. Wizja jjest niepokojąco bliska urzeczywistnieniu, a próbne zabiegi polegające na wszczepianiu mikroprocesorów mają już miejsce na całym świecie.
Odpowiednie technologie zostały już opracowane i pozostało już tylko zmanipulowanie ludzi do zaakceptowania takich pomysłów. Manipulacja rozpoczęła się już jakiś czas temu, a wszczepianie mikroprocesorów zwierzętom domowym stało się już rutyną. Jesienią roku 1995 obejrzałem program Tommorow’s World na kanale BBC Science. Program ten w bardzo pozytywnym świetle przedstawiał ideę wszczepiania ludziom mikroprocesorów zawierających dokumentację medyczną. W programie wystąpiła kobieta z wszczepionym w klatkę piersiową mikroprocesorem. Następnie pojawił się lekarz wyposażony w czytnik kodów kreskowych podobny do urządzeń stosowanych w supermarketach. Gdy przesunął po kobiecie czytnik, na ekranie pojawiła się jej dokumentacja medyczna.
„Myślę, że to wspaniały pomysł" - przekonywała telewidzów kobieta,
„To takie wygodne”.
8.
Dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych proponowało wydrukowanie niewielkiej ilości pieniędzy wolnych od odsetek, by stopniowo wprowadzać ten pomysł w życie. Jednym z nich Był Abraham Lincoln, a drugim John F. Kennedy. Czy wiecie, co jeszcze łączy tych dwóch ludzi?
9.
Każda Strefa Bezproblemowa jest piramidą, na której szczycie zasiadają religijni, polityczni i gospodarczy dyktatorzy narzucający reszcie ludzi swą wolę. Mogą oni tego dokonać tylko w przypadku, gdy dolne poziomy piramidy bezwarunkowo zgodzą się wykonywać polecenia Elity i bezwarunkowo wierzyć będą w każdą propagandę sianą przez Elitę w celu uwarunkowania ich myślenia, postrzegania świata, ich samych i innych ludzi. W świecie stworzonym przez nasze umysły właściwie jest to możliwe. Można przejść przez całe życie bez choćby jednej twórczej myśli (...). Tkamy istną sieć iluzji. Nic, co jest oparte na strachu i tłumieniu ludzkiego potencjału, nie może być bezpieczne. Nic, co musi być wymuszane, nie może być bezpieczne, jedynie wolność dana wszystkim i respektowana przez wszystkich jest słusznie bezpieczna i może przetrwać.
Miliardy ludzi pozwala zdominować swe umysły do takiego stopnia, że kontrola nad światem wydaje się kwestią bardzo prostą. Czy możemy stać się robotami? Przecież jesteśmy przeklętymi robotami! (...) Przez 48 godzin po ataku bombowym w Oklahomie w 1995 roku bycie Arabem w Stanach Zjednoczonych było koszmarem. Dlaczego? Bo rząd (którego szeregi były wplątane w atak, jak się później okazało) ogłosił, że atak mógł być powiązany ze Środkowym Wschodem. Po tym komunikacie Arabowie i wszyscy ci, którzy choćby wyglądali na Arabów, byli obmawiani na ulicach. Po około dwóch dniach ten sam rząd stwierdził, że jednak atak nie był powiązany ze Środkowym Wschodem i znów można było bez stresu być Arabem. Ludzie, którzy negatywnie reagowali na Arabów na ulicach, byli „dorosłymi” zachowującymi się jak niemowlęta noszone na rękach, jak kukiełki teatralne poruszane sznurkami oficjalnych orzeczeń.
10.
Za przykład weźmy Unię Europejską. Została ona utworzona przez tych samych ludzi i te same organizacje, które przyczyniły się do powstania Grupy Bilderberg, Ligi Narodów i ONZ. Plan powołania do życia centralnej władzy politycznej, europejskiego banku centralnego oraz wspólnej waluty - euro, od początku stworzony został, by narzucić scentralizowaną kontrolę Europy. Władza taka byłaby tylko kolejnym krokiem na drodze do stworzenia światowego rządu, banku, globalnej waluty, armii oraz wyhodowania społeczeństwa kontrolowanego przez mikroprocesory. Oczywiście o tym nie informowało się ludzi, gdy pytano ich o chęć przystąpienia do wspólnoty. Unia Europejska zwana była , wtedy Europejską Wspólnotą Gospodarczą lub Wspólnym Rynkiem. Wmawiano nam, że wstępujemy do obszaru „wolnego rynku”, a nie do scentralizowanego europejskiego „superstanu", który ostatecznie wchłonie nawet kraje byłego bloku sowieckiego. Kiedy wpadliśmy w sieć, gospodarki krajów europejskich przeniknęły się w takim stopniu, że I wycofanie się byłoby zbyt żmudne i skomplikowane, rozpoczął się proces przekształcania "wolnego rynku” w pierwotnie zaplanowaną tyranie zwaną Unią Europejską. Dopiero teraz do ludzi zaczyna docierać, co się stało i jak daleko posunęła się transformacja. To samo dzieje się zarówno z Północnoamerykańskim Układem Wolnego Handlu (NAFTA), który planowo ma rozszerzyć się w Północno-Centralno-Południowoamery-kańską wersję Unii Europejskiej, jak i „obszarem wolnego rynku” Azji i Australii, zwanym APEC.
Wszystko to zostało zaplanowane dawno temu. Nie jest przypadkiem, że niezrealizowanym planem Adolfa Hitlera nazistów było stworzenie wspólnoty, zwanej Europäische Wirstscbaftsgemeinshaft. Nazwą ta nie oznacza nic innego, jak... Europejską Wspólnotę Gospodarczą! Po roku 1945 mentalność nazistowska zamieniła po prostu wojskowe buty i blaszane hełmy na eleganckie garnitury.
Wprowadzenie europejskiej waluty będzie oznaczało przeniesienie rezerw złota, waluty oraz obligacji wszystkich państw członkowskich do Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie w Niemczech. Bank ten będzie kierowany przez sześciu niewybranych na drodze głosowania bankierów, z gwarantowanym okresem 8 lat pełnienia urzędu, a traktat z Maastricht stanowi, że decyzje tej szóstki nie mogą zostać uchylone. Jest to najzwyklejsza w świecie, legalna europejska dyktatura.
11.
Nasza gotowość do obrażania się za to, co mówią inni ludzie, to kolejny sposób na trwonienie energii. Ludzi obrażają różne rzeczy, ponieważ programowani są przez różne Strefy Bezproblemowe (religie, polityczne „-izmy”, wpływ rodziców). To, co obraża jedną osobę, na drugiej nie robi wrażenia. Być może wielu czytelników tej książki oburza pojawiające się tu słowo „gówno”. Jeśli tak jest, warto zadać sobie pytanie: dlaczego? „Gówno” to tylko dwusylabowy dźwięk, który określa substancję, którą wszyscy produkujemy, a gdybyśmy jej nie produkowali, nasz organizm prawdopodobnie by eksplodował. Niezbyt przyjemnie. Używam słowa „gówno”, ponieważ charakter tej substancji doskonale symbolizuje propagandę, którą narzuca się nam twierdząc, że to rzeczywistość. Jeśli ktoś czuje się urażony, to nie dlatego, że chciałem kogoś urazić. Nie mam takiego zamiaru. To wy postanawiacie czuć się urażonymi. Proces zachodzi w waszym umyśle, a nie w moim. Nawet jeśli starałbym się was urazić, nie musicie czuć się urażeni. Macie wybór. A więc teraz, gdy już was obraziłem, mogę już iść na całość i dolać oliwy do ognia. Co powiecie na słowo „pieprzyć”?
Mój BOŻE! Słyszeliście, co on powiedział?
No wiecie... to słowo na „p”.
Odrażające! Oburzające! Co za niekulturalny człowiek!
Napisałem słowo na „p”? Aha, macie na myśli „pieprzyć”? Tak właśnie napisałem. Co z tego? To zabawne, że ludzie, którzy nie reagują na amerykańskie samoloty bombardujące ludność Bliskiego Wschodu, Wietnamu czy jakiegokolwiek innego miejsca i zabijające tysiące dzieci, będą oburzeni na dźwięk słowa „pieprzyć”. Koniec świata nie nastąpi z powodu myśliwców i bomb atomowych, lecz z powodu ludzi mówiących „pieprzyć”.
Pęka kręgosłup moralny społeczeństwa. Czas przywrócić szubienice i pobór do wojska, to powinno załatwić sprawę. Wcielcie ich do armii i zróbcie z nich pilotów myśliwców”-. Ta plastikowa moralność to hipokryzja i jawne kpiny. Gazety „informacyjne”, które sprzedają się dzięki erotyce i podtekstom seksualnym, są w porządku. Ale jeśli pojawi się tam słowo „pieprzyć”, zawsze pisane jest „p******ć”, ponieważ to gazeta „rodzinna”, co widać po zamieszczonym zdjęciu kobiety pokazującej nagie piersi. Co to za p******ły interes? Kiedy widzisz słowo „p******ć”, co przychodzi ci na myśl? „Pieprzyć”, dokładnie. Więc co za różnica? Ach, już rozumiem. Można o tym myśleć, ale nie wolno tego wymawiać ani pisać w pełnej formie. Rozumiem. P*****ę to. Widzicie, to proste.
(...)
Pomyślałem sobie: a co, jeśli potoczne określenie stosunku seksualnego byłoby zupełnie inne? Łatwo mogłoby się tak stać. Dwie kromki chleba, jedna na drugiej, nazywamy kanapką, ponieważ podobno „wymyślił” je facet o takim nazwisku. A gdyby nazywał się Wacek? Albo Zadek? Jedlibyśmy wacki i zadki. To tylko słowo, tylko dźwięk. A co, jeśli dziwnym trafem, słowo potocznie określające stosunek seksualny brzmiałoby „kanapka”? A co, jeżeli słowo określające dwie kromki chleba brzmiałoby „pieprzyć”? Teraz, jeżeli wchodzimy do baru i prosimy o kanapkę z serem i pomidorem, nikomu nie wyda się to dziwne. Ale jeśli poprosimy „pieprzoną” kanapkę, śmiertelnie urazimy każdego, kto to usłyszy. Wyobraźcie sobie, że obydwa określenia zamieniły się miejscami. Tak przecież mogłoby się zdarzyć. Wchodziłoby się wtedy do pieprzonego baru prosiło o pieprzenie z serem i pomidorem. Nikomu nie wydawałoby się to dziwne. Ale gdybyście poprosili o kanapkowane pieprzenie, każdy obraziłby się śmiertelnie.
12.
Mam parę pytań do tych, których przekonuje ta cała wizja idealnej figury, wzrostu, wagi, fryzury, wieku czy rozmiaru ptaszka. Czyje to zdanie? Kto o tym zadecydował? Czy wpadliście na to sami, czy też może ktoś nakłonił was do takiego myślenia? Raczej to drugie. (...)
Jakie znaczenie ma to, że czyjeś ciało jest mniejsze czy większe w porównaniu z „ideałem”? Czy ludzie stają się przez to gorsi? Nie. Czy stają się przez to mniej inteligentni? Nie. Czy tracą zdolność dawania i doświadczania miłości? Nie. Więc o co chodzi? Są po prostu inni w porównaniu z narzuconą wersją „normalności”. A czym jest ta norma? Czy opalona blondynka z doklejonym uśmiechem pokazująca swój tyłek przed kamerą to normalność? Właśnie wróciłem z miasta i nikogo takiego nie widziałem. Z pewnością bym zauważył. Widziałem za to ludzi o różnych kształtach, kolorach i rozmiarach. Wszyscy czynili świat bardziej zróżnicowanym i byli źródłem nowych doświadczeń. Jak okiem sięgnąć, żadnego opalonego czy nieopalonego gołego tyłka. A o co chodzi z męskim strachem przed wypadającymi włosami? Ojej, moje życie dobiegło końca, kobiety nie będą już zwracać na mnie uwagi... ratujcie moje włosy. Przeszczepcie mi je spod pachy czy skądkolwiek. Wyjaśnijmy sobie to raz jeszcze: czy gdy wypadną wam włosy, staniecie się gorszymi ludźmi? Nie. Czy będziecie mniej inteligentni? Nie. Czy stracicie zdolność dawania i doświadczania miłości? Nie. Co więcej, nie będziecie nawet inni niż wszyscy. Rozejrzyjcie się. Większości mężczyzn wypadają włosy. Spróbujcie to zrozumieć: jak byście zareagowali, gdybyście żyli na planecie, na której ludziom na głowie nie rosną włosy, a któregoś dnia zaczęłyby się im właśnie tam pojawiać? Ojej, moje życie dobiegło końca, kobiety nie będą już zwracać na mnie uwagi... wyrwijcie mi włosy, przyczepcie je pod pachą czy gdziekolwiek.
13.
W Hollywood - ojczyźnie ułudy i urojeń, na kilometrze kwadratowym znaleźć można więcej specjalistów od liftingów i przeszczepiania włosów, niż gdziekolwiek indziej na całym świecie. Nikogo to nie dziwi. Hollywoodzka mentalność to najwyższa możliwa forma iluzoryczności i obsesji związanej z doznaniami fizycznymi. Cały tamtejszy przemysł opiera się na urojeniach - sztuczne tło, sztuczne oświetlenie, plastikowe czułości wyznawane sobie przez dwójkę aktorów, którzy tak naprawdę się nienawidzą. Mój najdroższy, kocham cię (cięcie!)... ty dupku. Hollywood to czysta magia, najlepszy przykład iluzji, która więzi ludzkie umysły. Masom sprzedaje swoją własną wersję historii i własne teorie na temat tego, co jest piękne i ważne. Wiąże się to z archetypicznym wizerunkiem macho - mężczyzny z perfekcyjnie gładką skórą i bujnymi włosami (prawdziwymi lub nie) - oraz idealnie zgrabnych kobiet noszących najmodniejsze ubrania i oblepionych grubą warstwą makijażu. Niektórzy aktorzy wiedzą, że to tylko iluzja, ale wielu z nich zapomina zostawić swoich kreacji na planie. Żyją nimi na co dzień i traktują świat filmu jako swoją rzeczywistość. To świat strachu, nieszczerości i braku pewności siebie: „byłaś boska, kotku, a ja jak wypadłam? Och Dorothy, kochanie, tak się cieszę, że zdobyłaś Oscara (ty suko)’’. Poczucie własnej wartości tych ludzi nie bierze się z tego, kim są, a z tego, jak są postrzegani przez ludzi sterujących machiną iluzji i przez publiczność będącą pod jej wpływem. Takim sposobem chirurdzy plastyczni (plastikowi) i specjaliści od przeszczepu włosów mają w tej „nibylandii" licencję na drukowanie pieniędzy. Tak, drodzy państwo, do tego dążymy. Takimi właśnie powinniśmy być, a nie jesteśmy. Czyż to nie smutne?
14.
Po masakrze w Australii zadano pytanie „Czy już nigdzie na świecie nie można czuć się bezpiecznie?”. Gdy rzeczy takie dzieją się w małych, spokojnych społecznościach, wywołuje to tym silniejszą reakcję typu „O mój Boże, to się mogło stać mnie i mojej rodzinie. Hej, potrzebujemy ochrony!” Umysł będący pod wpływem traumy jest o wiele bardziej podatny na manipulację. Globalna Elita pragnie także znieść możliwość posiadania broni, by przygotować świat na ostateczny zamach stanu. Nikt nie pragnie zlikwidowania broni palnej bardziej niż ja, ale należy zadać sobie pytanie o motywację stojącą za postulatem zniesienia pozwoleń na broń. Postulatem zainspirowanym wydarzeniami w Hungerford, Dunblane, Tasmanii, Oklahomie itp. „Problem-reakcja-rozwiązanie”. Wejście w posiadanie nielegalnie zdobytej broni jest tak proste, że zakaz jej posiadania nie powstrzymałby nikogo, kto chciałby popełnić zbrodnię. Broń, której użył Martin Bryant w Port Arthur została skradziona, a on sam nie posiadał żadnego pozwolenia. Zakaz posiadania broni odebrałby jednak społeczeństwu możliwość obrony przed BuW - „Bandytami u Władzy”, jak nazywał ich naukowiec Wilhelm Reich. Nie skorzystałbym z broni, by uratować własną skórę. Nie widzę sensu w zwalczaniu przemocy przemocą, ale wielu ludzi myśli inaczej, a Elita o tym wie. Dlatego dążą do rozbrojenia społeczeństwa. Adolf Hitler wprowadził ograniczenia dotyczące posiadania broni tuż przed tym, jak zaczął wywozić ludzi do obozów koncentracyjnych. Podobne obozy, zwane „obozami tymczasowymi”, zostały zbudowane jakiś czas temu na terenie Stanów Zjednoczonych przez organizację o nazwie FEMA (Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego), która została utworzona przez Zbigniewa Brzezińskiego - człowieka, który razem z Davidem Rockefellerem utworzył Komisję Trójstronną.
15.
Wyobraźcie sobie butelkę stojącą na źródle światła. W środku butelki lata ćma. Butelka nie jest zakryta, a ćma może odlecieć w każdej chwili. Ale ćma nie ucieka. Nie widzi wyjścia z butelki, ponieważ tkwi na dnie, zauroczona światłem. W końcu umiera, nieświadoma tego, że droga do wolności cały czas stała przed nią otworem.
Teraz zamieńcie słowo „ćma” na „rasa ludzka”.
Nasze światło, hipnotyczna siła, która trzyma nas na dnie butelki, to zaszczepione w naszej psychice mantryczne przekazy typu „róbcie to" i „nie róbcie tego”, „powinniśmy” i „nie powinniśmy”, „możemy” i „nie możemy”. Przed uwolnieniem powstrzymują nas też ludzie, którzy przyjęli i przekazują innym postawę ofiar oraz „naukowcy”, którzy wmawiają nam, że butelka jest szczelnie zamknięta, a nawet gdyby tak nie było, i tak nie ma dokąd uciec. Istnieje tylko butelka. Takie przekazy zwiększają intensywność światła, które przytrzymuje nas na dnie. Jesteśmy jak dżin w butelce i nadszedł czas, by z niej uciec. Korka od butelki nigdy nie było, zostaliśmy oszukani.