Björk

Björk Guðmundsdóttir

8,2
2 943 oceny gry aktorskiej
powrót do forum osoby Björk

Jestem ciekaw, jak waszym zdaniem powinna wyglądać nowa płyta Bjork. Jak każdemu z nas
wiadomo, artystka eksperymentuje, wciąż odkrywa nowe zakamarki muzycznego świata, ale ja mam
wielką nadzieję, że jeżeli już miałaby wydawać nowy album, to taki, który przypominałby Vespertine.
To w końcu moje ulubione wydanie Bjork, ale być może piosenkarka "wynajdzie" coś nowego, o ile w
ogóle planuje kontynuowanie kariery, lecz przecież, nie mogłaby zostawić swoich fanów.

użytkownik usunięty
montezuma_wielki

Nowy album już w sieci. I jest on chyba tylko potwierdzeniem że najlepsze rzeczy to ona wydała w latach 1993-2001. Ona już jest stara, nie ma tego energetycznego techno popu ani mocnego wokalu. Zostało takie artystyczne plumkanie ze smyczkami i smęcenie.

Potwierdzeniem? Cóż, z tego co udało mi się przeczytać, nowy album będzie zaprzeczeniem tego, co piszesz. Podobno Bjork wraca do okresu świetności. Barwa i siła jej głosu uległa zmianie, z tym się nie będę sprzeczać, ale wykaż więcej optymizmu; wszystko okaże się w marcu.

użytkownik usunięty
montezuma_wielki

http://www.josepvinaixa.com/blog/bjor-vulnicura-itunes/

użytkownik usunięty

Czy to brzmi jak stara Bjork? Tamtej Bjork od dawna już nie ma.

użytkownik usunięty

Z jednej strony tak. Bjork w kółko brzmi jak Bjork tylko że stare albumy mają doskonalsze kompozycje, wokal, są bardziej nowatorskie jak na tamte czasy i mają to "coś" czego nie mają jej późniejsze albumy. Bjork od dawna przestała być rewelacją.

Hej. nie tak od "dawna" bo raptem od "Medulli". Wszystkie poprzednie wydawnictwa łacznie z filmowymi są naprawdę dobre, o ile ktoś znosi jej jęczenie;) W pierwszych dwóch płytach chyba było więcej kreatywności, ale też szukania siebie. Potem ona była już mocno osadzona w swoim stylu i stała się manieryczna, ale też ja lubiłem ten manieryzm. "Medullę" uważam za słabszą, ale wciąż niezłą, a "Voltę" przyjąłem bez większych emocji. "Biophilię" nieco lepiej. Myślę, że w obrębie jej twórczości ciężko już coś nowego wymyślić. Ta nowa płyta jest w jakimś sensie wyciszająca na wzór "Vespertine". Mnie nawet zainteresowała i chyba wywiera póki, co lepsze wrażenie, niż trzy poprzednie. Poza tym lubię Haxan Cloak, który jej "pomagał":)

użytkownik usunięty
tocomnieinteresuje

Dobre ale nie genialne jak Homogenic. Homogenic to był jeden z tych nielicznych albumów które osiągnęły poziom absolutnej perfekcji, jeszcze może podobny poziom miał album Mezzanine Massive Attack. Potem jeszcze wyszło kilka świetnych albumów np. Goldfrapp Felt Mountain ale już nic więcej nie zbliżyło się do tamtego poziomu. Z nowym albumem Bjork nie jest inaczej.

Ja również najbardziej lubię "Homogenic", więc spierać się nie będę.

ale... dlatego też wolę nowych twórców;) Zawsze mogą mnie czymś zaskoczyć jak kiedyś To kill a petty bourgeoisie, czy ostatnio damski akcent u Andy Stotta. Bjork pewnie niczym nie zaskoczy już nigdy, ale dobrze mi się tego "nowego" słucha, a niekoniecznie tak miałem, jak ostatnio coś wydawała. Szkoda, że Haxan Cloak jeszcze mocniej nie zadziałał;) Na pewno wymienione albumy Goldfrapp (akurat jej ostatniej płyty też bez bólu słuchałem, a wcześniej bywało różnie;)) czy Massive attack są jednak o klasę czy dwie klasy wyżej.

użytkownik usunięty
tocomnieinteresuje

Po prostu ci co tworzyli taką muzykę w latach 90-ych to byli młodzi i robili wtedy coś nowatorskiego i z pasją. Teraz to tylko nuda. Podstarzała Bjork za bardzo chce brzmieć wciąż jak Bjork przez co zrobiła się zachowawcza i zamulasta. Massive Attack z kolei to już kompletna nuda, wątpię czy nowy album coś zmieni nawet jak pojawi się tam Tricky. Jak słuchałem kiedyś Teardrop to byłem wgnieciony w ziemię a jak słuchałem ich ostatniego albumu to miałem ochotę się zdrzemnąć. Portishead jeśli na nowym albumie czegoś nie wykombinuje, nie poeksperymentuje odważnie z brzmieniem to dołączy do tej elity nudziarzy. Kolejnego albumu brzmiącego jak trzy poprzednie już nie dam rady słuchać.

Mi się na początku podobało mniej "Third", ale biorąc pod uwagę to, że czas się zmienia, to jednak najbardziej udany "powrót" w kontekście trip-hopowych zespołów. Solowo lubię też płytę Gibbons, która jest inna, nie ma tych elektro-dodatków. Beak Barrowa mniej mi podszedł, ale lubię jego współpracę z Aniką, chociaż to wtórna rzecz w kontekście P. na pewno;) Jestem ciekawy dalszej twórczości P. bo na MA i Trickyego już chyba nie liczę za bardzo.

W przypadku dawnych gwiazd czuć, że ich pogoń za młodością to współpraca z młodszymi po prostu, stąd u Bjork Haxan i Arca (ten drugi mało czytelny jak dla mnie niestety). Samej płyty nie skreślam, bo tak, jak pisałem. Mimo wszystko to więcej muzyki niby nowej, a jakby znanej, ale chociaż w klimacie "Vespartine" i za środek płyty - "Black lake"/"Family"/"Noteget" nie uważam jej za bezwartościową. To naprawdę dobre numery.

użytkownik usunięty
tocomnieinteresuje

Dla mnie ostatnim w pełni akceptowalnym albumem Bjork jest Vespertine chociaż jeszcze bardziej lubię jej wcześniejsze albumy Homogenic, Post także Selma songs. A ten nowy jest typowym tworem wieku średniego z cyklu jestem już stara to będę smęcić i smucić a przy okazji pomęczyć potencjalną ofiarę czyli słuchacza. I jeszcze mi za to ktoś zapłaci:) Nie dziękuję, to ja już wolę posłuchać nowego Mansona. A najlepiej czuję się w swoich klimatach czyli Andy Stott/Millie and Andrea albo Nina Kraviz, nowiutki DJ-Kicks.

użytkownik usunięty

I wreszcie Burial nagrał kawałek przy którym da się normalnie tańczyć a nie tylko te smęty:)
https://www.youtube.com/watch?v=kyanOxQdZu8

Jestem w pracy, to w domu dopiero zajrzę na ten klip:)

Mi nigdy smęcenie nie przeszkadza, ale ok. Jest to wtórne. Mimo wszystko zaczynając słuchać od połowy płyty, czyli "Black lake" lepiej to odbierzesz;) Jeszcze jakby były momenty wyciszenia, przestrzeni czekania na wokal. Stąd ten Stott faktycznie bardzo fajnie nie nudzi;)

Wiem, że ukazał się Manson, ale od dawna już nie "sprawdzam" jego płyt. Właściwie "Mechanical animals" to bardzo dobra płyta i chyba brak sukcesu komercyjnego pchnął go na takie nijakie rejony, których - słuchałem - bo jeszcze byłem w takim wieku;) ale dziś... to zupełnie do mnie nie trafia. Trafiłem gdzieś na klip do nowego singla i tylko to znam.

użytkownik usunięty
tocomnieinteresuje

Posłuchaj albumu Millie and Andrea Drop the Vowels, Millie to koleś z Demdike Stare a Andrea to właśnie Andy Stott i ten album jest jeszcze lepszy niż ostatni Stott.
https://www.youtube.com/watch?v=OvETIWTvXVE&list=PL5zWteQ5TVfRwEYY1-pwmVveF_Eq1c llU

O. Bardzo fajne i się jednak nie powtarza tak zupełnie;)

użytkownik usunięty
tocomnieinteresuje

Vulnicura dostał 4,5/5 na Allmusic. Traktuję poważnie recenzje z Allmusic ale i tak mi się ten album nie podoba. Może Stonemilker jest akceptowalny i ta końcówka z Atom Dance na czele jest fajna, reszta meh. Genezą powstania Vespertine miał być podobno początek nowego związku w życiu Bjork, ten album z kolei ma odzwierciedlać koniec tamtego związku i związany z tym ból. Czyli typowe problemy rodem z babskich telenowel, nuda, nuda i jeszcze raz nuda:)

Po prostu kręcą was inne klimaty. Osobiście ciężko mi przebrnąć przez Debut, a na Post znajduję jedynie kilka kawałków dla siebie. W moim odczuciu jej pierwsze solowe płyty są mało dojrzałe. Dopiero poprzez Homogenic Bjork zaczęła definiować swój własny styl. Tam też nie ustrzegła się błędów. Joga to dla przykładu świetny kawałek, ale refren jak dla mnie był powtarzany zbyt wiele razy. Obecnie w jej kompozycjach dominuje zasada - lepszy niedosyt niż przesyt. Poszczególne, charakterystyczne dla danego utworu frazy są umiejętnie dozowane, dzięki czemu nie nudzą się tak szybko.

Kolejne albumy były eksperymentami, poprzez które szukała nowych środków wyrazu. Zarówno Volta jak i Biophilia, o których wspominaliście, ma kilka fragmentów, które nie do końca do mnie trafiły, jednak jest to muzyka bardzo wysmakowana, wspaniale skomponowana, słychać w niej kunszt. Ponadto jest bardzo oryginalna i w żadnym wypadku nie nudna. Przynajmniej dla mnie.

Zdaję sobie sprawę, że inaczej spoglądam na muzykę niż większość słuchaczy. Nie wywyższam się w tym momencie (w żadnym wypadku!), ale wiem co nieco o muzyce, zarówno pod względem teoretycznym jak i praktycznym. Lata kształtowania słuchu uwrażliwiają na innego typu dźwięki, akordy, melodie, kompozycje. Wspomnianego Mansona nigdy za wielkiego artystę nie uważałem (wręcz nie przepadam za nim), album "Third" jest moim ulubionym w dyskografii Portishead, podobnie jak "Heligoland" w dorobku Massive Attak :-). Tak to już jest - są gusta i guściki.

Dr_Gonzo35

Jeśli chodzi o Vulnicurę to moim zdaniem fenomenalny album. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wokal jak zwykle magiczny, niesztampowy, prezentujący piękne choć dość trudne melodie. Trochę się obawiałem o kondycję wokalną Bjork zważając na operację strun głosowych, którą przeszła kilka lat temu. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Jej głos nie jest już tak "zadziorny" jak dawniej, najwyraźniej nieco go oszczędza, ale nie wpływa to negatywnie na jakość utworów.

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to jest ona oczywiście bardzo oryginalna, typowa dla Bjork - dziwna, ale nie udziwniana na siłę. Słychać w tym wszystkim kunszt i szczerość przekazu, co dla mnie jest jednym z najważniejszych elementów w muzyce. Kompozycje są piękne, słychać w nich ogromną wiedzę muzyczną wykorzystywaną z rozwagą i dużą swobodą. Głosy są prowadzone fenomenalnie z dużym wyczuciem, wysmakowane. Niejednokrotnie w ciągu tych 58 min wywołały u mnie ciarki na plecach.

Kto miał do czynienia z twórczością Bjork wie, że wyśpiewywane przez nią melodie przeważnie są "połamane", brakuje w nich tak typowej dla współczesnej muzyki powtarzalności, czasem bywają trudne do zapamiętania. Na "Vulnicurze" - podobnie jak na wielu poprzednich albumach - wyraźnie słychać również przepiękne, "lekkie" frazy. Te są jednak (powtórzę to samo co w poprzednim poście) umiejętnie dozowane. Powoduje to, że album nie nudzi się, coraz bardziej wciąga i zachęca do ponownego wysłuchania.

Obok "żywych" instrumentów nie mogło zabraknąć symulatorów, sampli i wszelkiego rodzaju elektronicznych dźwięków, które potrafią zupełnie złamać, zmiażdżyć wręcz wytworzony uprzednio nastrój by po chwili znów go uwolnić jeszcze bardziej ukazując jego piękno. Jak dla mnie muzyka na bardzo wysokim poziomie, warta polecenia.

Dr_Gonzo35

* Dopiero poprzez Homogenic Bjork zaczęła definiować swój własny styl.

Tutaj powinienem wyjaśnić - to oczywiste, że styl kształtuje się cały czas, jednak Homogenic była w moim odczuciu niezwykle ważnym krokiem naprzód w jej karierze.

PS. Wiadomo, każdy się starzeje, u większości zanika z czasem potrzeba buntowania się, walki z całym światem i zmieniania go (to dotyczy również świata muzyki). Bjork już swoje zrobiła, stworzyła swój unikalny styl, nie da się jej pomylić z nikim innym. Teraz już tylko go rozwija i udoskonala. I na całe szczęście - moim zdaniem - nie podąża już w kierunku energetycznego techno popu ;-).

użytkownik usunięty
Dr_Gonzo35

Właśnie są gusta i guściki. Dla mnie najlepszym albumem Bjork pozostanie na zawsze już Homogenic. Dla mnie cała muzyka Bjork z lat 90-ych była zarąbista bo Bjork nie tylko dysponowała niesamowitym głosem, potrafiła operować różnorodną paletą emocji ale i odwiedzała taneczne techno kluby. Dzięki temu jej muzyka miała w sobie tego kopa, była bardziej uporządkowana, rytmiczna jak to w techno popie bywa:) Teraz Bjork zmieniła się w jakąś abstrakcję, zatraciła harmonię i boski rytm, jak słucham tych kawałków to jakby mi się flaki w brzuchu przewracały i kiedyś operowała różnorodnymi emocjami od smutku do ekstatycznej euforii a tutaj jest tylko zamułka bo chłop ją zostawił. Coś na granicy emocjonalnego horroru niż człowieczeństwa ze wszystkimi jego odcieniami.
Z Massive Attack jest inny problem. O ile u Bjork wciąż są jakieś emocje (dobre i to) to u legend trip hopu muzyczne drewniactwo osiągnęło już fazę krytyczną a kazali sobie czekać na tego zakalca siedem długich lat, SIEDEM LAT na taką kaszankę. Ani mrocznego klimatu, ani ambientowej głębi, ani większego sensu, jedna wielka nuda za takie coś jak bezjajeczne Psyche, pseudo eksperyment Flat of the Blade, idiotyczne trąbki w Girl i Love you powinni przepraszać fanów a za to że cisnęli tyle lat ten album z taką ilością znakomitych gości (Damon Albarn LOL) rehabilitować się jak najszybciej jakimś arcydziełem albo przestać w ogóle istnieć.

I to jest właśnie ta różnica w podejściu do muzyki. Ty prawdopodobnie szukasz w niej powierzchownych emocji, takich które od razu cię "uderzą". Ja uwielbiam rozsmakowywać się w niuansach. Oczywiście każdy jest inny i każde podejście jest dobre. Muzyka jest stworzona właśnie po to by te emocje wywoływać :-). Jednych urzeka jazz, drugich muzyka rockowa, a jeszcze inni wolą techno.

Oczywiście nie zgadzam się z tym wszystkim co piszesz o obecnej twórczości Bjork :-). Uważam, że jej muzyka nadal ma kopa. Jednak zupełnie innego niż kiedyś. W moim odczuciu dużo większego niż dawniej. Dla mnie Homogenic to punkt zwrotny w jej karierze. Kolejne krążki to - tak jak już pisałem - jej dalsze poszukiwania i rozwój. Vulnicura (oczywiście moim zdaniem) jest dużo bardziej dojrzałym krążkiem niż np. Homogenic.

Jeśli chodzi o Massive Attack... od razu zaznaczam, że nie jestem ich fanatycznym fanem :-). Nie uważam jednak, żeby ich muzyka na Heligoland była drewniana czy bezjajeczna. Flat of the Blade obok Pray for Rain to akurat chyba moje ulubione utwory na tej płycie. W Girl I Love You bardziej od trąbek (zamysł wytworzenia pozornej dysharmonii w dalszej części utworu dobry, choć nie do końca udany) przeszkadza mi wokal Horace Andy. To jego wibrato jest ciekawe i charakterystyczne lecz nadużywane.

Zespoły się zmieniają, ewoluują. Nie można stać w miejscu, grać ciągle to samo. Prawdopodobnie muzycy, których wymieniłeś nie stworzą już muzyki, która cię usatysfakcjonuje, pozostaniesz przy starszych nagraniach. Tak to już jest, że jedni rozwijają się w dobrym kierunku (tak jak w moim odczuciu Bjork) inni niekoniecznie. Takim przykładem jest np. Radiohead. Nagrali rewelacyjne Kid A i Amnesiac, potem świetnie Hail to the thief", dobre "In Rainbows" i dość przeciętne King of Limbs. Faktem jest jednak, że każdego fana nie zadowoli się nigdy :-). Dodatkowo - jak już niejednokrotnie pokazała historia - niemal zawsze jest i będzie tak, że w momencie gdy zespół/artysta zmienia swój styl, wyznacza nową ścieżkę swojego rozwoju i kariery, to jednych fanów zyska, drugich rozczaruje. Tego uniknąć się niestety nie da :-).

Dr_Gonzo35

Z Radiohead - które bardzo sobie cenię - jest w zasadzie podobna historia co z Bjork. Oni mają OK Computer, poprzez które rozpoczęli zmianę swojego stylu, Bjork ma Homogenic. Część fanów Radiohead za ich najlepszy utwór uznaje Creep (oj, nie przepadam ;-)), najlepszą płytę The Bends lub właśnie OK Computer. Kolejne albumy (którymi mnie urzekli) są już dla nich niepotrzebnym eksperymentem. Mimo wszystko Bjork nadal się jednak rozwija, ma zapał do pracy, a chłopakom z Radiohead już się chyba nie chce. Zobaczymy co pokażą na nowym albumie.

użytkownik usunięty
Dr_Gonzo35

Przecież na Heligoland w ogóle nie ma klimatu, nie ma atmosfery, nie ma czego odkrywać a utwory które ci się najbardziej podobają są jednocześnie może poza Pray for Rain ich najsłabszymi w ich karierze. Posłuchaj sobie Mezzanine to jest mistrzostwo świata, każdy utwór na tym albumie to arcydzieło, każdy to skończona doskonałość. 100th Window już słabszy ale wciąż ma ten gęsty klimat, dodatkowo spotęgowany tym razem przez ambientowe przestrzenie. Heligoland najsłabszy album w ich dyskografii, pozbawiony emocji, masywnego klimatu, ze słabiutkimi bitami i aranżacjami. Znośne może są Paradise Circus, Rush minute i Atlas Air które mają coś z dawnej chwały Massive Attack, reszt miałka, pusta i bez polotu. Ogólnie wielka kicha i pisze to słuchacz który ich kiedyś uwielbiał:)

użytkownik usunięty

Ta wersja Psyche kładzie już tą z albumu. Psyche z albumu brzmi jakby zmiksował ten kawałek jakiś pijany amator.
https://www.youtube.com/watch?v=aP0ZivkIOhk

użytkownik usunięty

Ta wersja trochę słabsza ale i tak lepsza niż na albumie.
https://www.youtube.com/watch?v=a8yaVSLJVLA

użytkownik usunięty

Zgadzam się że ostatni album Radiohead nie jest doskonały. Lepszy album nagrał już Atoms for Peace. Ale nie jestem też fanem Radiohead więc jest mi to obojętne.