...czyli i w świecie najwięksi, tak uważam, gdyby zagrali w np.hollywoodzkich filmach. Wprawdzie aktor filmowy to funkcja osobistego talentu oraz pracy innych przy filmie, ale w wyobraźni oddzielam ich od tła produkcji lepszej lub gorszej...
Oto oni: A. Dymsza, B. Kobiela, Jerzy Stuhr (patrz "Seksmisja", "Kingsajz", "Kiler 1 i 2" i nawet komediodramat "Wodzirej"), C. Pazura, Wacław Kowalski (arcydzieło roli zwłaszcza w "Samych swoich", też wielkość w dwóch dalszych częściach serii), Z. Cybulski (rola w "Giuseppe w Warszawie"), Krzysztof Kowalewski, Witold Pyrkosz i Bogusz Bilewski (wybitne role w "Janosiku"), H.Bielicka, W. Gołas (polski film nie wykorzystał go należycie), J.Kobuszewski, i teraz coś, co może Was zdziwić, bo wybieram go z niższego raczej gatunku sitkomu: P. Wawrzecki, cholernie niewykorzystany wybitny aktor komediowy - swoją świadomie przeszarżowaną rolą dra Kidlera w "Daleko od noszy" i "Szpital na perypetiach" kradł serial wszystkim występującym z nim. Można by dalej wymieniać, np. można I. Kwiatkowską, Babkę Kiepską (K.Feldman), Norka z "Miodowych lat" (Barcisia), Paździocha z "Świata wg Kiepskich" (M.Kotysa). Sitkom wprawdzie to bardziej znak dla reżyserów niż wszechstronne dzieło sztuki - że warto zatrudnić w filmie czy teatrze. Szkoda, że nie mamy tak dużego przemysłu filmowego jak Francja, wykorzystywalibyśmy w pełni te talenty.
Adolf Dymsza bez reszty przyciągał uwagę widza, miał magnetyczny, charyzmatyczny talent - trochę w starym stylu, gdy komedie były znaczone firmowo jedną filmową gwiazdą (Chaplin, Keaton), po wojnie już tak to nie działało, a też priorytety uległy zmianie.