Relacja
CANNES 2016: Julieta i duchy
18-05-2016 10:46
/ Wyścig o Złotą Palmę trwa, a Michał Walkiewicz przygląda się kolejnym uczestnikom: "Julietcie", czyli długo oczekiwanemu filmowi Pedro Almodóvara, oraz "Personal Shopper", w którym Olivier Assayas znów pracuje z Kristen Stewart.
Wiadomość niedostarczona
(recenzja filmu "Personal Shopper", reż. Olivier Assayas)
Maureen mieszka w Paryżu, jeździ po ekskluzywnych butikach i robi zakupy dla czołowej celebrytki świata mody, ale wygląda, jakby miała zaraz się przewrócić pod ciężarem okrutnego życia. Nie bez powodu. Olivier Assayas uwielbia wykorzystywać neurotyczną Kristen Stewart w rolach opiekunek sławnych i bogatych kobiet (vide "Sils Maria"), a w "Personal Shopper" zrzuca na jej barki znacznie więcej. Otóż Maureen jest medium i bezskutecznie próbuje skontaktować się ze swoim zmarłym bratem. Za dnia gania więc po sklepach, a nocą siedzi w zapuszczonej posiadłości, wypatrując znaku z zaświatów. Drzwi trzaskają, woda kapie z kranu, cienie tańczą po suficie, ale pewności nie ma. Zamiast odpowiedzi, pojawiają się kolejne pytania. Ktoś nieznajomy wysyła bohaterce sms-y, drażni się z nią, wciąga w perwersyjną grę. O, losie!
Assayas, choć zwykle kojarzony z tzw. kinem artystycznym, nie należy do twórców, którym gatunek przeszkadza w pracy. Kręcił już kostiumową adaptację Balzaka, kampowe wariacje na temat filmu noir, thrillery z przewrotką, biografie terrorystów i erotyczne kryminały. Z lepszym i gorszym skutkiem, ale zawsze z autorską sygnaturą. Z pomysłu na perypetie Maureen mogło więc urodzić się kilka filmów. Na przykład metafizyczne kino grozy o potrzebie kontaktu ze światem pozazmysłowym. Albo satyra na tracącą kontakt z duchowym pierwiastkiem, laicyzującą się Europę. Lub opowieść o wychodzeniu z traumy, zastępowaniu żałoby kojącą narracją o wędrówce dusz. "Personal Shopper" jest każdym z tych filmów po trochu. I nic dziwnego, że żaden nie jest spełniony.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
Dwie matki
(recenzja filmu "Julieta", reż. Pedro Almodóvar)
"Julieta" zaczyna się obrazem pofałdowanej sukienki przypominającej kształtem waginę (niektórzy twierdzą, że kurtynę teatralną, więc skierujcie mnie do któregokolwiek z pionierów psychoanalizy). Jednak wbrew pozorom, nie będzie to zmysłowy dramat o zgubnych skutkach pożądania. Później słyszymy złowróżbne dudnienie i niepokojące smyczki. I znów skucha! Nie będzie z tego ani thrillera z czyhającym na bohaterów fatum, ani wielowątkowej historii o zbrodni i karze. To Almodóvar spokojniejszy i poważniejszy. Rozsmakowany w melodramatycznej opowieści o wybaczaniu i czerpaniu nauki z własnych błędów.
Julieta (Emma Suarez) opuszcza Madryt. Jest już spakowana, ma wyjechać do Portugalii razem ze swoim facetem (znany z "Porozmawiaj z nią" Dario Grandinetti) i nie patrzeć przez ramię. Ostatniego dnia spotyka na ulicy dawną przyjaciółkę swojej córki, która informuje ją o spotkaniu z dziewczyną. Sęk w tym, że latorośl Juliety zniknęła bez słowa kilkanaście lat temu, zamieniając życie bohaterki w koszmar. Bohaterka nie zastanawia się dwa razy: rezygnuje z wyjazdu, przeprowadza się do kamienicy, w której wychowała córkę i zaczyna pisać list, który szybko zamienia się w opasłe tomiszcze. Resztę historii poznajemy w retrospekcjach: młoda Julieta (Adriana Ugarte), w nastroszonych włosach i glamrockowej kurtce, spotyka na swojej drodze żonatego mężczyznę. Rozmowa się klei, lecą iskry, za oknem hasają jelenie. Gdy pod pociąg rzuca się samobójca, wstrząśnięci bohaterowie uprawiają z tego wszystkiego seks w przedziale. Dla nas byłaby to przygoda życia. Dla Almodóvara – nudny wtorek.
Miejmy to z głowy: "Julieta" nie jest najlepszym filmem Hiszpana i pewnie z trudem załapałby się do pierwszej dziesiątki. Widać w nim jednak cnotę, którą łatwo przeoczyć w bombastycznych fantazjach czy ekstrawaganckich kryminałach reżysera, mianowicie narracyjną ekonomię.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
***
Wiadomość niedostarczona
(recenzja filmu "Personal Shopper", reż. Olivier Assayas)
Maureen mieszka w Paryżu, jeździ po ekskluzywnych butikach i robi zakupy dla czołowej celebrytki świata mody, ale wygląda, jakby miała zaraz się przewrócić pod ciężarem okrutnego życia. Nie bez powodu. Olivier Assayas uwielbia wykorzystywać neurotyczną Kristen Stewart w rolach opiekunek sławnych i bogatych kobiet (vide "Sils Maria"), a w "Personal Shopper" zrzuca na jej barki znacznie więcej. Otóż Maureen jest medium i bezskutecznie próbuje skontaktować się ze swoim zmarłym bratem. Za dnia gania więc po sklepach, a nocą siedzi w zapuszczonej posiadłości, wypatrując znaku z zaświatów. Drzwi trzaskają, woda kapie z kranu, cienie tańczą po suficie, ale pewności nie ma. Zamiast odpowiedzi, pojawiają się kolejne pytania. Ktoś nieznajomy wysyła bohaterce sms-y, drażni się z nią, wciąga w perwersyjną grę. O, losie!
Assayas, choć zwykle kojarzony z tzw. kinem artystycznym, nie należy do twórców, którym gatunek przeszkadza w pracy. Kręcił już kostiumową adaptację Balzaka, kampowe wariacje na temat filmu noir, thrillery z przewrotką, biografie terrorystów i erotyczne kryminały. Z lepszym i gorszym skutkiem, ale zawsze z autorską sygnaturą. Z pomysłu na perypetie Maureen mogło więc urodzić się kilka filmów. Na przykład metafizyczne kino grozy o potrzebie kontaktu ze światem pozazmysłowym. Albo satyra na tracącą kontakt z duchowym pierwiastkiem, laicyzującą się Europę. Lub opowieść o wychodzeniu z traumy, zastępowaniu żałoby kojącą narracją o wędrówce dusz. "Personal Shopper" jest każdym z tych filmów po trochu. I nic dziwnego, że żaden nie jest spełniony.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
***
Dwie matki
(recenzja filmu "Julieta", reż. Pedro Almodóvar)
"Julieta" zaczyna się obrazem pofałdowanej sukienki przypominającej kształtem waginę (niektórzy twierdzą, że kurtynę teatralną, więc skierujcie mnie do któregokolwiek z pionierów psychoanalizy). Jednak wbrew pozorom, nie będzie to zmysłowy dramat o zgubnych skutkach pożądania. Później słyszymy złowróżbne dudnienie i niepokojące smyczki. I znów skucha! Nie będzie z tego ani thrillera z czyhającym na bohaterów fatum, ani wielowątkowej historii o zbrodni i karze. To Almodóvar spokojniejszy i poważniejszy. Rozsmakowany w melodramatycznej opowieści o wybaczaniu i czerpaniu nauki z własnych błędów.
Julieta (Emma Suarez) opuszcza Madryt. Jest już spakowana, ma wyjechać do Portugalii razem ze swoim facetem (znany z "Porozmawiaj z nią" Dario Grandinetti) i nie patrzeć przez ramię. Ostatniego dnia spotyka na ulicy dawną przyjaciółkę swojej córki, która informuje ją o spotkaniu z dziewczyną. Sęk w tym, że latorośl Juliety zniknęła bez słowa kilkanaście lat temu, zamieniając życie bohaterki w koszmar. Bohaterka nie zastanawia się dwa razy: rezygnuje z wyjazdu, przeprowadza się do kamienicy, w której wychowała córkę i zaczyna pisać list, który szybko zamienia się w opasłe tomiszcze. Resztę historii poznajemy w retrospekcjach: młoda Julieta (Adriana Ugarte), w nastroszonych włosach i glamrockowej kurtce, spotyka na swojej drodze żonatego mężczyznę. Rozmowa się klei, lecą iskry, za oknem hasają jelenie. Gdy pod pociąg rzuca się samobójca, wstrząśnięci bohaterowie uprawiają z tego wszystkiego seks w przedziale. Dla nas byłaby to przygoda życia. Dla Almodóvara – nudny wtorek.
Miejmy to z głowy: "Julieta" nie jest najlepszym filmem Hiszpana i pewnie z trudem załapałby się do pierwszej dziesiątki. Widać w nim jednak cnotę, którą łatwo przeoczyć w bombastycznych fantazjach czy ekstrawaganckich kryminałach reżysera, mianowicie narracyjną ekonomię.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
Udostępnij: