W lipcu informowaliśmy o narastającym konflikcie pomiędzy szefami DreamWorks
Stevenem Spielbergiem i
Davidem Geffenem, a koncernem medialnym Viacom, który zakupił DreamWorks w 2005 roku za niebagatelną kwotę 1,6 mld dolarów. W wyniku tej umowy studio stało się częścią Parmountu.
Początkowo wydawało się, że wszystko układa się doskonale. Dzięki filmom DreamWorks, Paramount zdobył pierwsze miejsce na amerykańskim rynku dystrybucji kinowej. Jednak od dłuższego czasu coraz wyraźniej słychać o konflikcie, który latem sięgnął apogeum. Niezadowoleni z traktowania przez Viacom
Spielberg i
Geffen zagrozili, że jeśli warunki ich kontraktu, który kończy się w 2008 roku, nie zostaną renegocjowane, to odejdą z Paramount.
We wtorek dyrektor generalny Viacomu Philippe Dauman podgrzał jeszcze atmosferę stwierdzając wprost, że koncern już rozpoczął przygotowania do ewentualnego zminimalizowania skutków odejścia
Spielberga i
Geffena. Dodał również, że to obaj panowie będą mieli trudniej, gdyż znów zaczną od zera, tak jak w 1995 roku. Ich odejście bowiem nie zmieni faktu, iż DreamWorks oraz większość projektów studia pozostaną własnością Paramountu.
Tak ostre postawienie sprawy jest wyraźnym sygnałem, że Viacom będzie twardo bronić swej uprzywilejowanej pozycji w relacjach z szefami DreamWorks. Dauman uspokoił jednak widzów filmowych, że w przypadku najnowszego filmu o Indianie Jonesie, Paramount "robi wszystko, by
Spielberg był szczęśliwy".