Nowy film o Robin Hoodzie zainspirowany "Johnem Wickiem"

Wytwórnia Lionsgate przygotowuje właśnie film "Robin Hood: Origins", w którym wystąpią m.in. Taron Egerton (jako tytułowy bohater), Jamie Foxx (jako Mały John) i Ben Mendelsohn (jako czarny charakter). Jeśli macie wątpliwości, czemu Hollywood znowu zabiera się za historię Robin Hooda, to producent Basil Iwanyk ma dla Was garść odpowiedzi. Co uczyni nową wersję wartą obejrzenia?


Zabójcza obsada to jedno. Ale mam też wrażenie, że film świetnie chwyta przygodowego ducha Robin Hooda, wyjaśnił Iwanyk. To jednak nie wszystko, bo opowiadamy o jego genezie. To dzieciak, który wyruszana wojnę, przekonany, że czeka go wielka krucjata. Uświadamia sobie jednak, że tak nie jest. Wraca do domu z zespołem stresu pourazowego i odkrywa, że go okłamywano. Wraca na łono rozbitego społeczeństwa, które go nie akceptuje, i dociera do niego, że bogaci stają się bogatsi, a biedni - biedniejsi.

Nasz scenarzysta, Joby Harold, sprawił, że ta historia jest alegoryczna i bardzo aktualna. Czuć tu młodego ducha, ale nie w stylu "young adult". To raczej złość, jaką czujesz, gdy masz 25 lat. To nie będzie po prostu "młoda wersja Robin Hooda", dodał producent.

Duża część numerów kaskaderskich została zainspirowana "Johnem Wickiem". Powtórzymy z łukiem i strzałami to, co Keanu Reeves robił z pistoletem. Kostiumy i scenografia sprawiają, że ten film nie będzie przypominał żadnego z dotychczasowych Robin Hoodów.


Nasz reżyser, Otto Bathurst, to prawdziwa gwiazda. Obsada jest imponująca, mamy Jamiego Foxxa, Bena Mendelsohna i Tarona Egertona. Ben początkowo nie chciał grać kolejnego czarnego charakteru. Ale po spotkaniu z Ottonem powiedział "o boże, ten film będzie świetny, wchodzę w to". Zatrudniliśmy go dokładnie w momencie, gdy "Łotr 1" zarabiał miliony dolarów, więc to była ostatnia rzecz, jaką chciał robić, ale Otto go przekonał.

Premierę zapowiedziano na marzec 2018.